W sieci iluzji
Iluzje tajnych służb
Nie wiadomo czy literatura naśladuje życie, czy też jest odwrotnie. Po ostatnich wydarzeniach, których bohaterem był Brunobomber, pracownik Akademii Rolniczej oskarżony o to, jakoby zgromadziwszy 4 tony nawozów sztucznych miał wyprodukować bombę, którą z kolei miał zdetonować przed sejmem w trakcie posiedzenia z udziałem prezydenta. Cała sprawa to szereg pytań rodzących wątpliwości, czy nie została aby zmontowana przez agentów ABW, którymi Brunon K. był nie dość, że otoczony, ale nawet przez nich prowadzony. Wątpliwość najważniejsza to, czy był on prowadzony nieświadomie, a więc, czy stał się mimowolną ofiarą Agencji, która, potrzebowała sukcesu na zamówienie, czyli spełniał rolę „użytecznego idioty”, czy też był jednym z agentów tworzących całą grupę a przy okazji wirtualną aferę.
Sprawa kojarzy się ze słynnym podpaleniem Reichstagu przez hitlerowców i zrzuceniu winy na przeciwników politycznych, którymi w naszym przypadku mieliby być narodowcy. Bo ta historia prowokacji agenturalno-politycznych jest tak długa jak historia ludzkości. Ponad 2,5 tysiąca lat temu chiński teoretyk wojenny Sun-Tsy ogłosił teorię zwyciężania wroga bez walki jako najwyższą formę sztuki wojennej. Należy tak zmylić przeciwnika co do własnych możliwości, że ten stanie się nieprzygotowany do stawienia czoła rzeczywistości. Teorię tę nazwał Sun-Tsy „boską sztuką pociągania odpowiednich sznurków”. Od tego czasu sztuka była stosowana z różnym skutkiem, ale na „przemysłową skalę” zaczęła być stosowana przez rosyjską Ochranę w XIX w. Najsłynniejszą była tzw. sprawa Jewno Azefa, jednocześnie rewolucjonisty dokonującego zamachów terrorystycznych na prominentnych polityków carskich oraz agenta Ochrany. Mimo licznych opracowań nie wiadomo do dziś, kim był bardziej, która rola była prawdziwa, a która odgrywana.
Tradycje Ochrany przejęła CzeKa, która pod dowództwem F. Dzierżyńskiego odniosła nie jeden spektakularny sukces. Najsłynniejszą operację o kryptonimach „Wiera” i „Trust” przeprowadzono równolegle z wprowadzonym, w 1921 r. NEP-em, który miał ściągnąć do Rosji obcy kapitał, a jednocześnie zinfiltrować i skompromitować rosyjską emigrację na Zachodzie. „Trust” była organizację założoną i prowadzoną przez CzeKa, ale jej wiarygodność miały dowodzić przekazywane na Zachód tajne informacje, a także dokonywane w kraju zamachy na posterunki milicji i łatwy „przemyt” emigrantów przed granicę i to w obydwie strony. W rezultacie „Trust” przeniknął do zachodnich służb specjalnych i poprzez odpowiednie informacje wpływał na politykę wobec Rosji państw zachodnich. W efekcie w Rosji zainwestowało 38 prestiżowych firm, jak np. Ford. Sowieci uzyskali maszyny, ciężarówki, statki, technologie i kredyty. Równocześnie ożywiły działalność rosyjskie organizacje emigracyjne. Ich przedstawiciele coraz śmielej wychodzili z ukrycia, a niektórzy przyjeżdżali do Rosji.
W 1929 r. nagle NEP przestał istnieć. Przedsiębiorstwa znacjonalizowano, koncesje zagraniczne anulowano, większość inwestycji skonfiskowano bez odszkodowania a prywatne gospodarstwa rolne skolektywizowano. Jednocześnie ogłoszono prawdę o „Truście” - agenturze kompromitującą rosyjską emigrację.
Sposoby działania tajnych służb wielokrotnie opisywała literatura,
a John Le Caree, sam swego czasu rezydent brytyjskiego wywiadu w Berlinie, mistrzowsko pokazał intrygę w „Przyjaźni absolutnej”. Co prawda, intryga ABW wypada jak karykatura tamtej, ale jaki kraj takie służby, taki Brunobomber, itd.
Imigrantka przeciw imigrantologom
Nieufność wobec państwa jest uzasadniona także w przypadku nauki, organizacyjnie i finansowo powiązanej z państwem. Np. w Niemczech rozwijają się tzw. „badania nad migracją”, opisujące wycinek życia społecznego w Niemczech. Socjolożka, publicystka, autorka książek na temat islamu Necla Kelek przyjrzała się głównej instytucji w tej dziedzinie o nazwie Rada Ekspertów Niemieckich Fundacji ds. Integracji i Migracji, którą tworzy dziewięć osób równocześnie kierujących innymi instytucjami zajmującymi się migracją. Rada publikuje studia i raporty, doradza politykom na szczeblu federalnym i lokalnym, sporządza dla nich ekspertyzy i zalecenia, czyli dostarcza argumentów dla polityki imigracyjnej rządu, a także ocenia projekty i przedsięwzięcia badawcze, koordynuje przepływ pieniędzy na badania, opiniuje kandydatury do stypendiów, decyduje o podziale stanowisk i posad, rozstrzyga o naukowych karierach.
Zdaniem Kelek, osoby, które nie cieszą się życzliwością tej instytucji, nie mają najmniejszych szans na granty lub karierę w zinstytucjonalizowanych badaniach nad migracją. „Mamy do czynienia ze swoistym organem kontrolnym, który nieuchronnie eliminuje wszelkie krytyczne pytania i zagadnienia, wycisza głosy dysydentów, tabuizuje tematy, osoby, książki, zakłócające czy naruszające przyjęty przezeń konsensus w badaniach nad imigracją, czyli zgodę w kwestii co i jak ma być badane. Tym samym instytucjonalny „układ” w znaczący sposób wpływa na postrzeganie rzeczywistości społecznej, zakreślając granice pola badawczego, zezwalając na stawianie tylko takich a nie innych pytań, dopuszczając tylko pewne odpowiedzi na nie itd.”
Elektroniczne kłamstwo?
Paul Craig Roberts w tekście „Amerykańskie wybory: Będą martwe dusze
i wynajęte maszyny do głowania” („U.S. Elections: Will the Dead Vote and Voting Machines be Hacked?)nawiązuje do znanego powiedzenia Józefa Stalina, że „ten kto głosuje o niczym nie decyduje, a ten kto liczy głosy decyduje o wszystkim” zauważając, że staje się ono coraz bardziej aktualne w dzisiejszej Ameryce. Przyczyną jest elektronika, a ściślej – system elektronicznego głosowania, który, w odróżnieniu od tradycyjnego, papierowego, nie pozostawia śladów.
Ostatnie wybory prezydenckie w USA zdominował ten właśnie sposób. Roberts widzi w tym jednak zagrożenie. Elektroniczny system liczący można zaprogramować w dowolny sposób, nawet taki, że wyniki wyborów znane będą jeszcze przed głosowaniem. Wyborca w tym systemie nie wie na kogo zostanie oddany jego głos. To wie jedynie maszyna i ten, który ją zaprogramował. Sytuacja jest niejasna wówczas, gdy nie ma miażdżącej przewagi jednego kandydata nad drugim. Można wówczas po prostu wybory ukraść, a potem postawić przed rewizyjnymi kamerami grono ekspertów, którzy już wyjaśnią przyczynę różnicy między przedwyborczymi sondażami a późniejszym wynikiem. W ostatnich wyborach prezydenckich w USA okazało się, że nie będzie prowadzone dochodzenie w tych sytuacjach, które mogłyby rodzić podejrzenie fałszerstwa. Powód? Wysokie koszty. Taki argument ostatecznie likwiduje wszelkie mechanizmy kontrolne. Wraz z nowymi technologiami przyszedł nowy wspaniały świat fałszowanych wyborów. Niebezpieczeństwo polega na tym, że powierzono tak ważny element demokracji wąskiej grupie korporacji, których nie można ani skontrolować, ani pociągnąć do odpowiedzialności.
W 1996 r. mało znany Chuck Hagel, milioner z Nebraski, kandydował do senatu. Początkowo w sondażach przewagę miał jego kontrkandydat, gubernator Ben Nelson, zdobywając ten urząd dwa lata wcześniej zdecydowaną większością głosów. Ale na kilka dni przed wyborami sondaże obu kandydatom dawały po 47%. Ostatecznie wygrał Hagel różnicą piętnastu głosów. Ale mało kto wiedział, że Hagel był prezesem spółki Election Systems & Software znanej później jako American Information Systems, zajmującej się programami liczącymi głosy w wyborach. Dopiero na dwa tygodnie przed wyborami zrezygnował z funkcji, ale wątpliwości pozostały.
U nas wybory jeszcze tradycyjne, ale za to np. zakłady totolotka są elektroniczne. Czy systemem można sterować? Zapewne. Dziwne np. wydają się wielokrotne kumulacje. Co więcej, o ile do wiadomości publicznej przeciekają tajne informacje państwowe, nie tylko naszego państwa (vide: Viki Leaks), to jakoś nigdy nie przeciekła informacja kto stał się szczęśliwym wygranym w totka. Ale zostawmy te spekulacje, bo...
Idą święta
Być może ostatnie na fali iluzji bogactwa naszej „zielonej wyspy”, bo lada chwila kryzys zapuka do drzwi. Świat, także nasz kraj, żyje na kredyt, a ten stworzył konsumpcjonizm – nowy rodzaj fałszywej tożsamości, będący ucieczką przed samym sobą w iluzję bycia kimś innym. Gdy zabrakło pieniądza, tożsamość rozpadła się. Bo tak naprawdę, uciekać należy od tego, czym się nie jest.
Święta, to okazja do szukanie odpowiedzi na pytanie: kim jestem? Paulo Coelho w Alchemiku ukazuje historię młodzieńca, który wyrusza w świat, aby ostatecznie dowiedzieć się, że skarb, którego szuka znajduje się w jego domu. Od tego momentu zaczyna się droga do poznania prawdziwego świata.