Lewiatan zbiera siły
Pewnego razu do Radia Erewań zadzwonił słuchacz z pytaniem: kiedy będzie lepiej? Radio Erewań, znane z tego, że na każde pytanie odpowiada, tak uczyniło i tym razem odpowiadając, że lepiej już było.
Wirtualny sukces
Z jednej strony mamy sukces: rząd ustami premiera Tuska po powrocie
z Brukseli oświadczył, że zdobył 105 mld euro co w przybliżeniu daje 400 mld zł. Z drugiej strony wiemy, że dług publiczny zbliżył się do biliona zł, i gdyby te pieniądze przeznaczyć na jego spłatę, bez konieczności spłaty ich samych, to byłby sukces przynajmniej połowiczny. Ale tak dobrze to nie jest, na co zwracają uwagę malkontenci. Na przykład, że owe wirtualne 105 mld euro topnieją
w oczach i to nie za sprawą wiosny, gdy topnieją bałwany. Od tej kwoty należy odjąć 30 -40 mld euro na naszą składkę do unijnego budżetu. Ale to co zostanie może się zmniejszyć po ratyfikacji Paktu Fiskalnego o 24 mld euro jako nasz wkład do Europejskiego Mechanizmu Stabilności. Do tego dochodzą m.in. Pakt Klimatyczny, Wspólny Europejski Patent, Ochrona Środowiska, Europejski Nadzór Bankowy, Unia Bankowa, limity CO2, obcięcie aukcji na te limity, limity produkcji cukru, kary za brak sieci kanalizacyjnej itd.
Gdyby nawet jakieś pieniądze do nas dotarły, to jak zauważa Jadwiga Staniszkis, nie będą impulsem dla rozwoju kraju, w którym jest skorumpowany nadzór ich wydawania i złe prawo.
Mimo to, jakaś część pieniędzy trafi do lokalnych programów. Powód to do radości, czy smutku? Raczej to drugie. Samorządy, bo to one będą głównym beneficjentem (tak to brzmi w nowomowie), będą musiały zadłużyć się bankach, aby pokryć swoją część wkładu i nie ma znaczenia, że większość zbliża się do magicznej granicy 60%. Od czegóż bowiem parlament, aby górną granicę podnieść?
Ale mimo to oraz kreatywnej księgowości, która urasta do rangi korony sztuk wszelakich, są i inne sposoby. Np. Wałbrzych uzyskując od tego roku grodzkość, tj. stając się miastem na prawach powiatu, przejął część zadań będących dotychczas w gestii powiatu ziemskiego. Wraz z tym przejął część dotacji celowych, na skutek czego zwiększył budżet, a tym samym kwotę ewentualnego kredytu. Wszystko jest niby lege artis, ale przecież zdolność spłaty przez to się nie zwiększyła, gdyż faktyczne dochody gminy, z których gros stanowi podatek dochodowy, pozostały na tym samym poziomie, a nawet się zmniejszają. Młodzi wyjeżdżają, a zasobni emeryci „francuscy” i górniczy wymierają. Za kilka, góra kilkanaście lat, Wałbrzych zapadnie się niczym czarna dziura.
System nie działa a o nowym strach mówić
Adam Sandauer, prezes fundacji „Primum Non Nocere” w wywiadzie dla portalu wpolityce.pl słusznie obawia się, że po śmierci 2,5 letniej Dominiki, która na czas nie otrzymała pomocy medycznej, rozpocznie się polowanie na czarownice. Na stos pójdzie jakaś dyspozytorka, pozostałym udzieli się szkoleń, na czym co niektórzy zarobią i wszystko będzie cacy.
Zdaniem A.S. problem polega na tym, że pieniądze za przyjęcie pacjenta dostaje szpital, podczas gdy inne punkty, jak lekarz rodzinny, szpitalny odział ratunkowy, itp. otrzymują ryczałt na określoną liczbę pacjentów. A więc w ich interesie leży, aby przyjąć ich jak najmniej pozbywając się go jak gorącego kartofla.
Sandauer zresztą zauważa też wady finansowania szpitali mówiąc, że od 2000 roku ilość, nie zawsze uzasadnionych hospitalizacji wzrosła o 40%, co pokazuje, że i ten sposób jest zły.
Czyż nie ma więc wyjścia? Powiedzmy sobie szczerze: w obecnym systemie ustrojowym dobrego wyjścia nie ma ale trzeba próbować. Najlepiej gdyby każdy pacjent płacił sam za siebie, a więc wydawał swoje pieniądze na swoje potrzeby, co jest najbardziej racjonalne. To jednak z wielu powodów jest niemożliwe. Pozostaje więc szukać najlepszego rozwiązania spośród najgorszych. Takim mogłaby być karta płatnicza na wzór karty kredytowej z pewną pulą środków, obliczanych np. poprzez podział wydatków na służbę zdrowia przez liczbę ludności, czy w inny sposób. Można by nią płacić za określone usługi tak jak kartą kredytową w sklepach. Taki system ma też swoje wady, ale miałby też zasadniczą zaletę: własne pieniądze wydawane byłyby na potrzeby własne, lub cudze, co jest i tak lepsze od wydawania przez państwo nie swoich pieniędzy na nie swoje potrzeby.
Kraj starych ludzi
Aby jednak jakiekolwiek reformy w sektorze zdrowotnym były czymś więcej niż kosmetycznymi zmianami, potrzebna jest właściwa reforma finansów, a więc i podatków. Bez tego – zdaniem prof. Krzysztofa Rybińskiego – Polska stanie się małym krajem schorowanych ludzi, albowiem za 30 lat ma nas być o 10 milionów mniej. Ale już w 2020 r., a więc mniej więcej za 7 lat „na rynek wejdzie” demograficzny wyż emerytów i na wypłatę emerytur zabraknie pieniędzy.
Przyczyn upatruje Profesor w kryzysie gospodarczym zastoju wręcz, co przekłada się na rynek pracy i dochodów ludności, a w konsekwencji na niską dzietność. Co więcej, posiadanie dzieci staje się powoli luksusem z powodu opresyjności systemu podatkowego: rodziny wielodzietne płacą wyższe podatki, jak choćby VAT.
Wnioski powyższe w zestawieniu z omówioną wcześniej polityką zdrowotną państwa mogą prowadzić do konkluzji, że to nie przypadek, że w tym szaleństwie jest metoda zmierzająca nie tylko do „redukcji” biedoty, ale i emerytów. W końcu, skoro zabraknie rąk do pracy a i samej pracy, to zabraknie i pieniędzy na utrzymanie ludzi starych i chorych. Prof. Rybiński jest więc optymistą twierdząc, że Polska stanie się małym krajem schorowanych ludzi. Małym – bardzo prawdopodobne, ale jakie szanse będą w nim mieli starzy i schorowani?
Państwo – organizacją przestępczą
Tak naprawdę odwoływanie się do państwa jako gwaranta praw obywateli stało się nie dość, że bezskuteczne, to nawet niebezpieczne, o czym przekonał się pewien kierowca, który na drodze w okolicy Olsztyna uszkodził zawieszenie po wjechaniu w dziurę. Zgodnie z instrukcją ubezpieczyciela, zrobił zdjęcia i wezwał policję. Ta przybywszy na miejsce wlepiła mu jeszcze mandat za niezachowanie należytej ostrożności. Podobne zdanie wyraził sąd.
Płynie z tego wniosek, że państwo i jego agendy nie muszą dbać o naprawę dróg, wystarczy, że postawi się znak ostrzegawczy i sprawa załatwiona. Ten sam sposób można zastosować i w innych dziedzinach życia, co zresztą się dzieje.
Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że opresje dotykają jedynie kierowców. Owszem, głównie ich, bo najłatwiej ich namierzyć, ale przecież nie tylko. Biedna rodzina nie ma pewności, czy w którejś chwili sąd nie odbierze jej dzieci, jak to miało miejsce w przypadku
p.p. Bajkowskich z Krakowa.
Nie jest łatwo chorym. Jak podaje europoseł J. Wojciechowski, pewien bezdomny chory na afazję przesiedział w areszcie 21 miesięcy, gdyż policja „pomyliła” go z innym poszukiwanym przestępcą i pewnie siedziałby dalej, gdyby tego drugiego nie ujęła włoska policja.
Naprawa przez wolne media
Media podają informację, ta zmienia świadomość, która ma wpływ na rzeczywistość, pod warunkiem, że są wolne. Przebywający w Warszawie premier Węgier Wiktor Orban powiedział „Media nigdy nie były dla nas. Musicie więc stworzyć swoje struktury. Musicie mieć silną sieć informacyjną/... / Musicie znaleźć biznesmenów z tradycjami, którzy razem z wami stworzą niezależne media /.../” To będzie początek wyrwania się z marazmu i powrót na drogę rozwoju. „Węgry chcą być uważane za przykład sukcesu w Europie – mówił Orban. - Jeszcze 3 lata temu Węgry były w gorszej sytuacji niż Grecja.” Teraz dług publiczny spada, deficyt budżetowy spadł poniżej 3% przy dodatnim saldzie
w handlu zagranicznym i wzroście zatrudnienia. Zdaniem Orbana, państwa postkomunistyczne nie mogą szukać recept na Zachodzie, który przeżywa kryzys, lecz wymyślić własne rozwiązanie trapiących problemów.