Felieton redaktora naczelnego: Polska nie może być „promocyjna”

Autor: 
Mirosław Awiżeń

Promocja ma to do siebie, że jest „od - do”

Podpisz - a na dwa, trzy lata gwarantujemy ci niezmienną cenę...
Podpisz - a teraz kupisz taniej ...
Podpisz - a rata będzie mikroskopijna...
Podpisz - a przez cały czas promocji nie będziesz płacić odsetek...
Podpisz - a na czas promocji będziesz żył jak w raju....
Podpisz, podpisz, podpisz - czy to „Tauron”, czy to „Netia”, czy to „Prowident”, czy to „Media Market”... wszędzie to samo - DZISIAJ taniej, niemalże darmo, niemalże bez kosztów. Tylko dziś - jutro znów będzie „normalnie”. Skorzystaj! Takie promocje w wydaniu firm prywatnych są do zrozumienia. Prywatny biznes poprzez promocję dąży do „wyżyłowania” rynku, do wyparcia konkurencji, do uchwycenia klienta. Ale, rzecz inaczej się ma, kiedy „promocją” mającą na celu zmniejszenie bezrobocia zajmuje się opozycyjna partia w Polsce (Prawo i Sprawiedliwość) ubiegająca się o rządzenie krajem. I straszno i śmiesznie, że obiecuje ponad milion miejsc pracy w ciągu dziesięciu lat. Jak zamierza to uczynić? Po prostu wykorzystać zasoby finansowe zgromadzone w FUS od wielu lat (Funduszu Ubezpieczeń Społecznych), które w tej chwili wynoszą ok. 7 mld zł. Wydamy te pieniążki na dotowanie pracodawców, na opłatę składek ZUS ... Owszem, pieniędzy na rozdawnictwo /promocję wystarczy na 2-3 lata (może) a potem? Potem - koniec promocji. I co? powrót do „normalności”. Czyli - pieniądze na dotowanie się skończyły, pracodawca zwalnia zatrudnionego bezrobotnego, bezrobotny wraca do punktu wyjścia. Jaki ma sens taka „promocyjna” zagrywka PIS-u? Pewno taki sam jak kiedyś odezwanie się szefa SLD Leszka Milerra - „kiedy dojdziemy do władzy to nawet na wierzbie urosną gruszki”.
I czym to się dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej skończyło? Owszem, partia zadowoliła ok. 10% swoich wybrańców (i na takim stopniu „zaufania publicznego” została), a przez Polskę przelała się fala korupcji.

Wydania: