Hłasko mało zabawny
Bycie naczelnym birbantem powojennej stolicy zobowiązuje. Jak ma się dwadzieścia jeden lat, koszmar wojny w sobie, wrażliwą duszę, powierzchowność Jamesa Deana i debiut literacki, po którym szatniarz wpuszcza do najbardziej elitarnej kawiarni w Warszawie, można stracić głowę. Wieczne awantury, nocne pijaństwa, liczne romanse i oszołomienia miłosne sprzyjają młodemu Hłasce w tworzeniu własnego wizerunku nieprzewidywalnego prowokatora. Poczucie humoru jest nieodłącznym elementem tego wizerunku, jego cechą charakterystyczną i atrakcją. Znacie takich wyszczekanych, bezczelnych młodych zabijaków, łamaczy kobiecych serc, obrazoburczych myślicieli, co to o piątej nad ranem, budząc się na knajpianym stoliku wygłaszają życiowe mądrości? Wszyscy śmieją się, kiwają głowami, że takie to mądre i odkrywcze. Piękne kobiety wpatrują się maślanymi oczami w młodego, przystojnego, pożądanego... A potem jest ciężki, skacowany poranek i brudna ulica, zgrzytający tramwaj, ludzkie zabiegane życie za kromką chleba.
W „Ósmym dniu tygodnia” pisze: To wiek dwudziesty (...): Izolda mieszka w burdelu, a Tristan pije z sutenerami na rogu. Ludzie mają dziś mało czasu na wielkie uczucia; zrywają się rano, chłepczą swoje zupki w barach mlecznych, tłoczą się w tramwajach, kupują w domach towarowych tandetne meble na raty, kłócą się z konduktorami o pięć groszy i tak dalej... Tylko niezwykle wrażliwy, obdarzony bolesnym darem spostrzegania człowiek, może zauważać z taką przenikliwością i pisać: Lecz czasem ciężko mi żyć: właśnie wtedy, kiedy przechodzę obok takich wielkich, jasnych domów, a także kiedy nocami wałęsam się po krzywych i piaszczystych uliczkach przedmieścia, gdyż z natury swej jestem włóczęgą.
Włóczęgostwo leży w naturze Hłaski. Ma cechy wiecznego nomada, gonionego tęsknotą za miłością wyidealizowaną, widzianą oczami wiecznego chłopca. Ponieważ wieczny chłopiec, wiecznie zabawny i dowcipny bryluje na salonach warszawskiej a potem światowej bohemy, jego każde słowo, cięta riposta jest zauważana. Staje się anegdotą. Anegdota powtarzana przez zauroczonych dziką i nieposkromioną naturą przystojnego Hłaski, będącego obiektem westchnień nie tylko pięknych kobiet ale i wielu mężczyzn, nabiera własnego życia, obrasta legendą. Piękny Marek wchodzi w swą rolę gładko: Dramaty brzydkich kobiet mało kogo obchodzą. Kiedy brzydka kobieta zaczyna rozpaczać mówi się jej, że ma ładne oczy i idzie się dalej... mówi w „Drugim zabiciu psa”. I nie jest to tylko gorzka myśl dojrzałego mężczyzny. Raczej zniesmaczona uwaga samca, kochasia i zdobywcy. Z łatwością zmienia miejsca i kobiety, choć epatuje cierpieniem, leje łzy i gładko wypowiada deklaracje śmierci, złamanego życia, rozdzierającego jego biedne serce bólu. To takie niezwykłe - wzdychają damy. Jakie to głębokie i twórcze - kiwają głowami towarzysze kawiarnianego stolika. Taki młody a stacza się - wzdycha starsza pani w tramwaju jadąca do pracy na piątą, widząc zmarnowanego nocną bibą młodego, przystojnego mężczyznę.
Miało być o dowcipnym Marku Hłasce. Wyszło o zagubiony młodym mężczyźnie, niedojrzałym, prowokującym za wszelką cenę, z obolałą duszą. Śmiech przez łzy.