Hłasko i filmowcy
O perypetiach autora „Pierwszego kroku w chmurach” jako scenarzysty, czy człowieka szerzej związanego ze środowiskiem filmowym, wreszcie męża, przez cztery lata, niemieckiej aktorki Sonji Ziemann powszechnie wiadomo. Sporo o tym można przeczytać i usłyszeć do dzisiaj. Także w tych najpowszechniejszych przekazach, bo w kategoriach romantycznego, a później coraz bardziej nieznośnego związku. Głównie ze względu na alkoholizm pisarza.
W naszych tekstach nieco miejsca poświęciliśmy też filmowej przygodzie Hłaski w Stanach Zjednoczonych. Przygodzie dramatycznej, z udziałem Krzysztofa Komedy - wybitnego polskiego kompozytora muzyki filmowej. Z tej sfery warto zwrócić uwagę na co najmniej dwa aspekty. Pierwszy z nich biograficzny. Oto jednym ze współautorów zdjęć „Ósmego dnia tygodnia”, na planie którego romantycznie zaiskrzyło między Markiem i Sonją, był Jerzy Lipman, współpracownik SB o pseudonimie „Jeż”. Taki współpracownik, który chętnie przekazywał informacje o spotykanych polskich emigrantach, a jako że wyjeżdżał często i był cenionym operatorem, to kontaktów miał naprawdę dużo. O Marku Hłasce, spotkanym w Berlinie Zachodnim, tak meldował: Pisuje tam różne opowiadania i powieści. Ma kontakt z telewizją Niemiec Zachodnich i dla nich pisze spektakle czy opowiadania. Pisuje dla “Kultury” paryskiej i w 1962 roku drukowano tam jego opowiadanie z Izraela „W dzień śmierci jego”. Od 1958 roku był w Izraelu, gdzie pracował jako portowy robotnik w Negewie i później jako kierowca, pił tam wiele i głodował. Całkiem dokładne informacje! Skrupulatnych, inteligentnych i pracowitych współpracowników miały służby specjalne PRL. Zachowało się i takie doniesienie: (…) tęskni za Polską i jak słyszał od szeregu osób, które rozmawiały z nim, powróciłby do Polski, gdyby mu pozwolono. Wypełniał swoje zadania, których lista z 1963 roku przetrwała w całości, a w odniesieniu do Hłaski zawierała polecenie zbierania informacji o zainteresowaniach i ewentualnych powiązaniach z wrogimi nam ugrupowaniami. Na szczęście dla Jerzego Lipmana, dla jego biografii, jego praca dla SB zaczęła powoli wygasać. To dobrze, choć dzisiaj mogłaby być dla nas źródłem dodatkowych wiadomości. Możemy się jednak bez nich obejść.
Z teczki Krystyny Cierniak, osoby bywającej wśród artystów, także filmowców, w której znajdziemy jej informacje przekazywane SB przeczytamy o Marku Hłasce, spotkanym w Berlinie Zachodnim, że bardzo interesował się wydarzeniami i znajomymi w Polsce. To samo zauważają różni informatorzy, takie same sformułowania zawierają dokumenty służb. Sporo wniosków, na temat wpływu SB na powodzenie lub „wpadkę” filmu (także tekstu literackiego) można wyciągnąć z dokumentów archiwalnych, obficie przytaczanych w książce Filipa Gańczaka Filmowcy w matni bezpieki. Słynny „Ósmy dzień tygodnia” w reżyserii Aleksandra Forda Hłasko uznał za przesłodzony, był nim głęboko rozczarowany, SB zrobiło swoją krecią robotę i skutecznie zniechęcało polskich, ale i zagranicznych widzów do dzieła. Możemy przeczytać po latach: „Ósmy dzień tygodnia” stanowi niechlubną kartę w twórczości reżyserskiej ze względu na zaciemnienie naszej rzeczywistości. Film ten uzyskał aplauz w rozpowszechnianiu na terenie RFN i USA. Na Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Cannes nie został wysłany mimo pierwotnego zamiaru. Odłożony na półki. W kraju nie został skierowany do rozpowszechniania, mimo że obywatel Ford usilnie o to zabiegał, uciekając się nawet do organizowania prywatnych pokazów dla uzyskania pozytywnej oceny środowiska literacko-twórczego. Niełatwo było pokonywać taki opór. Nie każdy też wytrzymywał trudny, często wredny, marsz na ścieżce ustępstw, wycofywania się z własnych, twórczych decyzji. O tym, że Marek Hłasko nie ustępował mówią i jego biografia, i filmy o nim, zrealizowane po latach. Jeden z nich - “Idol” - w reżyserii Feliksa Falka buduje fabułę w ogólnikach odnoszącą się do perypetii życiowych autora “Sowy, córki piekarza. Inny, to niezwykły dokument w reżyserii Wiesława Saniewskiego pod tytułem „Wracając do Marka”. Może w styczniu 2014 w 80 rocznicę urodzin pisarza uda się
w Kłodzku obejrzeć ten ważny i mądry film? I spotkać z reżyserem?