Barany i wilkołaki

Autor: 
Jan Pokrywka

Socjalizm – sztandarowe dzieło Szatana, ma różne nazwy: komunizm, itp., polega na tym, że kilku zmawia się (bo każdy z osobna jest za słaby) aby odebrać komuś portfel (siłom lub godnościom osobistom) czy też przez przegłosowanie. (Gdzieś w internecie).

Ile zabiera nam państwo
Przeciętnie Polak oddał do publicznej kasy w 2013 r. 15,94 tys. zł – podał dziennik Rzeczpospolita. Oczywiście nie chodzi o podatek dochodowy, lecz o podatki podczas codziennych zakupów. Prócz Vatu i akcyzy, które są ukryte najbardziej w paliwie, energii i używkach, są jeszcze składki na ubezpieczenie społeczne (5,2 tys. zł), podatki nałożone na dochód i majątek (2,98 tys. zł) i koncesje, licencje, itp. (515 zł). Są to dane średnie, dla przeciętnego człowieka wręcz abstrakcyjne i wymagające dużej wyobraźni.
W przeliczeniu na euro to 3,8 tys. i Ministerstwo Finansów pociesza, że to niewiele, bo w innych krajach jest gorzej, ale po pierwsze, tego akurat nie możemy zweryfikować, po drugie – tam (np. w Niemczech, gdzie państwo zabiera ponoć 14,6 tys. euro) żyje się lepiej.
Związek Przedsiębiorców i Pracodawców zauważa, że gdy rząd podnosi podatki, wpływy do budżetu spadają, zgodnie z krzywą (Arthura) Laffera. Nazwa pochodzi od nazwiska amerykańskiego ekonomisty, który wykazał zależność stawki opodatkowania od wpływów do budżetu. Przy stawce podatkowej 0% wpływy wynoszą 0, tak samo jak przy stawce podatkowej 100%. rzecz jasna, jest więc stawka optymalna, różnie wyglądająca według różnych wyliczeń, ale optymalna wydaje się w granicach 15%. Są to rzeczy sprawdzone i już przećwiczone, ale rządy (nie tylko nasz) cierpią na permanentny brak środków, a poza tym, jak kiedyś powiedział min. Rostowski „rząd nie zajmuje się teoriami zmarłych ekonomistów”.
Podatki będą więc rosły a wpływy malały bo ludzie po prostu przestają je płacić, zamkną firmy i uciekną w szarą strefę. Wzrośnie przemyt, produkcja i nielegalny handel.
W odwecie rząd proponuje aby tzw. optymalizację skarbową, czyli zapłacenie niższego podatku zamiast wyższego, poprzez np. wykorzystanie przysługujących prawnie ulg, uczynić przestępstwem ściganym z urzędu przez skarbówkę i prokuraturę.

Strefom żyje się lepiej
Dlaczego, czy raczej – dla kogo powstały w Polsce specjalne strefy ekonomiczne? Nie dla polskich przedsiębiorców. Niezbędne stały się specjalne strefy, gdzie zastosowano takie rozwiązania podatkowe, jakie państwa najlepiej rozwinięte stosowały wówczas, gdy znajdowały się na takim etapie rozwoju jak Polska dzisiaj. Szkoda tylko, że nie dla polskiego kapitału.
Strefy nie są wynalazkiem postkomunistycznych państw XX w. Ich początki sięgają starożytności, gdy niektórym miastom nadawano przywileje handlowe aby przyciągnąć osadników. Głównym bowiem problemem nie tylko tylko zresztą starożytności był brak ludzi do pracy.
W średniowieczu ściągano osadników (w Polsce głównie z Niemiec) na atrakcyjnych warunkach: zwolnienie na określony czas z danin, lokacje miast wokół zamków i miejsc targowych na prawie magdeburskim, lubeckim, czy następnie średzkim, ale także nadanie miastom „prawa sądu”.
Inną formą stref specjalnych były hanzy – związki miast Morza Północnego i Bałtyku pod przewodnictwem Lubeki, a jeszcze inną – obszary nastawione na wsparcie eksportu w Ameryce Środkowej i na Dalekim Wschodzie.
W XX w. strefy powstawały już wszędzie, nawet w USA jako parki technologiczne łącząc jednostki naukowe z zespołami produkcyjnymi i usługowymi (np. Dolina Krzemowa).
W Europie pierwsza strefa powstała w porcie transatlantyckim w Shannon w Irlandii, jako centrum usług cargo, spedycji lotniczej i usług składowych. Komponenty do produkcji wwożono z pominięciem procedur celnych, a następnie eksportowano gotowe towary.
Szacuje się, że obecnie na świecie jest ok. 3 tys. stref w 130 krajach, ale nigdzie nie miały wpływu na ich rozwój gospodarczy. SSE mają znikomy wpływ na gospodarkę, zwłaszcza biorąc pod uwagę wielkość pomocy publicznej. Co gorsza, nie mają przełożenia na region, w którym działają. Strefy są jakby obok życia regionu, żyją własnym życiem. Krótko mówiąc: to spółki zarządzające i firmy działające w strefach mają większe korzyści niż regiony, w których funkcjonują.
Czy wobec stref nie ma alternatywy? Jest oczywiście: przyznać przywileje strefowe wszystkim, w całym kraju.
W myśl hasła: Polska – jedną wielką strefą. Z korzyścią dla wszystkich.

Zbawcze skutki zmienności kursu walut
Gdzieś w internecie przeczytałem, że gdy zapytano dzieci co robią górnicy, odpowiedziały: produkują strajki. Prawda to czy fałsz? Może być prawdą, gdyż dzieci budują obraz świata na podstawie prostych informacji dostarczanych z zewnątrz. Mówi to więc niewiele o dzieciach, a dużo o propagandzie. Tym bardziej, że strajków górniczych może być więcej.
Co prawda premier spotkał się z zarządami spółek węglowych oświadczając, że jeśli nawet nie jest tak dobrze, to przecież jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej, bo rząd i górnictwo jest w symbiozie. Co to oznacza w normalnym języku, tego nie wie nikt, ot taki entliczek-pętliczek.
Ale dlaczego strajków ma być więcej? Bo coraz trudniej sprzedać polski węgiel i kopalnie generalnie przeżywają z tego powodu kryzys (wyjątkiem jest sprywatyzowana kopalnia „Bogdanka” na Lubelszczyźnie). A skąd te trudności? Ano stąd, że inny, z importu, jest tańszy. Zwłaszcza z Rosji i Ukrainy, a to dlatego, że na skutek sankcji nałożonych na Rosję wartość rubla spadła, co sprzyja rosyjskiemu eksportowi. Nie tylko zresztą rosyjskiemu; takie są prawa ekonomii: słaba waluta sprzyja eksportowi, silna - importowi.
Spada nie tylko wartość rubla, ale i naszej złotówki w stosunku do euro, co z kolei ratuje rodzimą produkcję drobiu, przez co możemy go eksportować do państw strefy euro, bo nasz drób jest tańszy od tamtejszego, tak jak u nas węgiel z Donbasu od naszego. Gdyby u nas było euro zamiast złotówki, mielibyśmy kolejny problem. Kolejny, bo na wschodnie rynki nie możemy eksportować wieprzowiny z powodu itp. rzekomej afrykańskiej zarazy, choć wiadomo, że powody są tu polityczne. Podejrzewam zresztą, że z tym węglem to też taki spisek, mający na celu eliminację naszego górnictwa, tak jak to zrobiono z przemysłem stoczniowym i nie tylko. Coraz bardziej widać, że stajemy się peryferyjnym państwem z peryferyjną gospodarką, będącej co najwyżej uzupełnieniem gospodarki niemieckiej. O dominacji niemieckiej mówi w wywiadzie były prezydent Czech – Wacław Klaus. Zamiast o Unii Europejskiej należałoby mówić o Unii Niemieckiej.
A czyż nie jest to Mitteleuropa - reaktywacja? Nasza sytuacja jest o tyle trudna, że u nas, wszystkie partie, z wyjątkiem Nowej Prawicy, w stosunku do UE śpiewają z tego samego klucza.

WERWOLF - niemieckie państwo podziemne w Polsce 1944 – 2013
Tytuł dostępnej w internecie pracy Macieja P. Synaka jest adekwatny do treści. Autor wychodzi ze spostrzeżenia , że po 20 latach „wolności” i „kapitalizmu” dobrobytu nie osiągnęliśmy. Mało tego, stajemy na krawędzi bankructwa, bo jesteśmy teraz bardziej zadłużeni niż za PRL. Nie można wszystkiego zrzucać na głupotę rządzących, trzeba znaleźć inną też przyczynę, bo prócz „użytecznych idiotów” ktoś tym wszystkim musi kierować. Jak bowiem zauważył Franklin Delano Roosvelt: „W polityce światowej nic nie dzieje się przez przypadek, a nawet jeżeli tak jest, to wiedzcie, że tak to zostało zaplanowane.’’ Praca Synaka poświęcona jest określeniu tego kierowcy.
Polska różni się od Niemiec, które należą do kręgu państw poważnych, tzn. takich, co to potrafią określić swoje, często długofalowe cele polityczne i potrafią je realizować. Czym różni się pozycja Polski w UE od pozycji Niemiec? Tym, że „Niemcy są dzisiaj jedynym krajem niezależnym prawnie od UE. Niemieckie sądy nie zgadzają się na nadrzędność konstytucji UE ponad konstytucję Niemiec.” Np. Ludwig Erhard uznawany słusznie za twórcę powojennej potęgi Niemiec, mimo militarnej porażki III Rzeszy zakładał „utworzenie Niemieckiej Unii Europejskiej (później tylko Unii Europejskiej) jako zalążka politycznej władzy Niemiec w Europie”. Jednym ze środków prowadzących do tego celu było „ umocowanie swoich wpływów w podbitych państwach – głównie Polski, jako klucza do mocarstwowości w Europie”.
Aby to jednak było możliwie, należało działać powoli i ostrożnie. Najpierw odebrano ludziom oszczędności pod pretekstem walki z inflacją. Potem zlikwidowano polski przemysł pod pretekstem reformy. Celem drugorzędnym było nie tylko zubożenie społeczeństwa ale zadłużenie na kilka pokoleń naprzód. Temu służą dotacje unijne, na które gminy zaciągają kredyty. A cały czas pracowano nad zmianą mentalności.
Werwolf – to po niemiecku wilkołak – człowiek, który potrafi zmienić się w wilka i staje się groźny dla innych.

Wydania: