Wspomnienia prelegenta

Autor: 
Leszek Majewski

Piękną, bogatą i gościnną Ziemię Kłodzką odwiedzali ludzie różnej profesji od stuleci, ale najliczniej w sześćdziesiątych i siedemdziesiątych latach ub. wieku. Toteż dla ich obsłużenia, przywracania do zdrowia w uzdrowiskach, godnego, pełnego wypoczynku, uprawiania turystyki należało przygotować odpowiednich ludzi. M.in. pracowników - instruktorów kulturalno-oświatowych, przewodników turystycznych i prelegentów.
Wśród tych ostatnio wymienionych znalazłem się i ja z turystyką obeznany i związany od lat. Uprawnienia otrzymałem w 1961 r. po zdaniu egzaminu pierwszego szkolenia przewodników, prowadzonego w oparciu o programy przysłane „z góry” (rządowe). Uprawniały one również do wygłaszania prelekcji. Ale jako nauczyciel z nakazem pracy jaki wówczas obowiązywał w tym zawodzie, zaangażowany społecznie w m.in. odrodzonym harcerstwie, miałem mało czasu na prowadzenie wycieczek, ale starczało go na wygłaszanie prelekcji, co najczęściej odbywało się wieczorami, żeby można je było wzbogacać przeźroczami. Zaproponowało mi to PTTK. Propozycję przyjąłem nie bez obaw, a chcąc „wejść” na rynek w odpowiedni, godny sposób, zapoznałem się z literaturą dot. tematu, wydaną przez PTTK do użytku wewnętrznego. Przygotowałem barwne przeźrocza, opracowałem ofertę z konspektem i zaprezentowałem prelekcję „Prawie wszysko o Polanicy Zdroju” przedstawicielom samorządu miejskiego i pracownikom działów kultury i rozrywki uzrowiska i Funduszu Wczasów Pracowniczych. Duże uznanie i życzliwa ocena zoowocowały propozycją wygłaszania jej. Duża życzliwość tych cenzorów oraz słuchaczy zachęciły mnie do opracowania następnych tematów.
Byłem już wieloletnim członkiem Towarzystwa Miłośników Ziemi Kłodzkiej, doświadczonym przewodnikiem i prelegentem, kiedy na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych (dokładniejszej daty nie pamiętam) zaproponowano mi utworzenie grupy prelegentów przy Towarzystwie. Doświadczenie i znajomość prelegentów już działąjących wskazywały, że nie będzie to łatwe, ale poczytując to za zaszczyt nie śmiałem odmówić. Przewidywałem trudności nie tyle w doborze odpowiednich ludzi, opracowaniu odpowiednich tematów, ile w wyeliminowaniu tych, którzy nie robili tego dobrze czy odmawianiu niektórym chętnym, co było bardzo trudne, niezręczne, a w niektórych przypadkach wręcz niemożliwe. Poza tym ja wtedy mieszkałem w Polanicy
i z tej racji miałem utrudniony kontakt z mieszkającymi w Kłodzku, a tym bardziej mieszkającymi poza Kłodzkiem. Mimo to udało mi się wkrótce zgromadzić 31 osób, które mogły opracować, a następnie wygłaszać zaproponowane tematy zapewniające zainteresowanym pełną wiedzę o regionie. Znalazło się z tego okresu trochę dokumentów, np. wykaz tych prelegentów: Stefan Młynarowicz, Józef Ciupiński, Janusz Zawadzki, Stefan Skarżyński, Henryk Podgórski, Zdzisław Ćwikła, Edmunt Koragut, Karolina Strzygocka, Jerzy Twardzicki, Ryszard Grzelakowski, Wiktor Marcinkiewicz, Tadeusz Martynowski, Marian Dybek, Andrzej Biedrzycki, Leszek Waszylewicz, Janusz Sakwerda, Jerzy Mańkowski, Stanisław Fraus, Krystyna Gocławska, Bronisław Rozwadowski, Józef Matuszewski, Janusz Zawada, Zygmunt Moczulski, Zbygniew Martynowski, Włodzisław Martynowski, Mieczysław Makowiecki, Józef Świrski, Aleksander Safier, Józef Zimiak.
Na spotkaniu większości prelegentów i prezesów organizacji pozarządowych - społecznych o podobnym profilu działalności co Towarzystwo, z całej Ziemi Kłodzkiej wspólnie z Towrzystwem Miłośników Polanicy, dużo czasu przeznaczono na dyskusję dot. metodyki organizacji i prowadzenia prelekcji, na przykładzie zaprezentowanej „Prawie wszystko o Polanicy Zdroju”. Celem spotkania było szkolenie prelegentów, którego to wyrazu celowo nie użyto, mobilizacja organizacji do bardziej efektywnej działalności i integracji.
Najczęściej wygłaszanym tematem był sławiący piękno Ziemi Kłodzkiej. Prezentowało go bardzo wielu prelegentów, którzy mieli opracowanych po kilka tematów. Taką też rolę pełnił często wyświetlany film kolorowy ale niestety, niemy, nakręcony w 1948 roku, z komentarzem niektórych prelegentów. Bardzo ciekawie opracował ten temat i prezentował go Ryszard Grzelakowski - twórca, założyciel i prezes Towarzystwa Miłośników Dusznik Zdroju. Ciekawie prezentował ten teamt Jerzy Mańkowski - fotograf, działacz zakładający jeszcze Oddział PTT prawie bezpośrednio po wojnie, założyciel i wieloletni kierownik FotoPam, przewodnik, który zebrawszy kolorowe przeźrocza, komentarz do nich nagrywał na taśmę magnetofonową. Posługiwał się doskonałym, automatycznym rzutnikiem, prezentował piękne regiony, najczęściej posługując się na dodatek samochodem.
Lekarze, z dr. Józefem Matuszewskim, który jako pierwszy otrzymał tytuł doktora nauk medycznych, lekarzem naczelnym uzdrowiska w Polanicy, a następnie Zespołu Uzdrowisk Kłodzkich, (pierwszy prezes TMP), prezentowali walory lecznicze regionu. Zygmunt Moczulski - lekarz weterynarii mówił o chorobach odzwierzęcych. Zbygniew Martynowski - mgr polonista z Lądka, o słowiańskim pochodzeniu wielu nazw. Stanisław Fraus o przeżyciach w czasie wysokogórskich wypraw.
Niekiedy opracowywano prelekcje na zamówienie, np. „Kłodzko znowu ciekawe” dla podkreślenia prac konserwatorskich i budowlanych likwidujących podziemia i przygotowań do obchodów tysiąclecia Kłodzka. Wygłaszana była wiele razy nie tylko w kłodzkim KOK-u, kłodzkich szkołach ale i innych, wielu miastach Dolnego Śląska.
Towarzystwo działało wówczas bardzo prężnie, zabiegało różnymi sposobami o zapewnienie stałym mieszkańcom i przybyszom pełnego serwisu informacji o regionie. Opracowywano i rozsyłano oferty spotkań z ciekawymi ludźmi, w tym z pionierami, zachęcano do korzystania z literatury dot. regionu zgromadzonej w bibliotekach. Zachęcano do zwiedzania najbardziej charakterystycznych zabytków i krajobrazów, no i do korzystania z usług prelegentów. Współpracowano z odpowiednimi wydziałami, nie tylko Prezydiów Rad Narodowych ale i z mniejszymi miejscowościami, np. większymi wioskami.
Zapotrzebowanie na prelekcje było duże, frekwencja dopisywała, przysparzało to Towarzystwu sławy i co prawda niewielki dochód. Stawki za prelekcje oparte były o cennik opracowany przez Dolnośląskie Towarzystwo Społeczno- Kulturalne, z którym utrzymywano stały kontakt i współpracę. W końcowych latach siedemdziesiątych ub.w. wynosiły od 100 do 300 zł za prelekcję bez przeźroczy i od 400 do 1000 zł za prelekcję z przeźroczami, przy czym wysokość ich uzależniona była od kwalifikacji prelegenta, tytułu naukowego, przynależności do związków twórczych, zaliczenia do wybitnych fachowców w określonej dziedzinie wiedzy.
Zainteresowanie słuchaczy, duża frekwencja zachęcały do opracowywania nowych tematów, niekoniecznie związanych z regionem. Mnie umożliwiało to pilotowanie wycieczek (w międzyczasie otrzymałem licencję pilota wycieczek zagranicznych) nie tylko do tzw. krajów demokracji ludowej, ale i do krajów kapitalistycznych. Dzięki temu opracowałem prelekcję „Wenecja jeszcze ciekawa”, „Spacer po Złotej Pradze”, „Sławne uzdrowiska Kaukazu” ale rekordową frekwencję miała prelekcja „Panorama Racławicka” opracowana na około półtora roku przed udostępnieniem oglądania obrazu, wzbogacona systematycznie dorabianymi przeźroczami w czasie konserwacji. Podczas, kiedy dla zaspokojenia zainteresowanych wystarczała sala konferencyjna mieszcząca ok. 80 osób, to w odniesieniu do wspomnianej prelekcji trzeba było zapewnić miejsca dla znacznie większej ilości zainteresowanych. Ku zaskoczeniu organizatorów i prelegenta przychodziło po stu kilkudziesięciu słuchaczy a prelekcję wygłaszano w sali koncertowej lub w teatrze. Biorąc pod uwagę fakt, że prelekcja trwała godzinę zegarową, a później jeszcze długo dyskutowano, to była ona męcząca, ale dawała dużą satysfakcję.
Tak było i w wielu innych miejscowościach, niekiedy bardzo oddalonych od naszego regionu, do których zapraszali słuchacze, stwarzając tam od podstaw warunki odbycia prelekcji. Odbywały się one nie tylko w ośrodkach kultury, szkołach, świetlicach zakładowych, ale i w remizach strażackich czy w kościołach. Przed prelekcją rozdawane były przekazy pocztowe już odpowiednio przygotowane celem umożliwienia słuchaczom wzbogacenia swoim datkiem konta Panoramy. Zdarzało się, że w czasie dyskusji dochodziło do sprzeczek między słuchaczami, którzy oglądali obraz jeszcze we Lwowie. Trudno było je załagodzić, mimo że temat ten miałem dobrze opanowany i prelekcję przygotowaną perfekcyjnie. Od słuchaczy dowiadywałem się też wielu ciekawostek, które wzbogacały informację kolejnych prelekcji.
Niestety, z czasem Towarzystwo popadło w stagnację, nie potrafiąc też utrzymać wszystkich prelegentów, o pozyskanie których zabiegały PTTKi i Towarzystwo Wiedzy Powszechnej, szczególnie, że wymienione instytucje podobnie jak Towarzystwo mogło zatrudniać tylko początkowo prelegentów bez specjalnych uprawnień państwowych.
Z czasem, chcąc być prelegentem trzeba było kupować (bo za odpłatnością) na każdy rok specjalne zezwolenie w Wydziałach Kultury i Sztuki Urzędów Wojewódzkich, początkowo we Wrocławiu, później w Wałbrzychu. Poza tym prelakcje przestały być modne, coraz mniej ośrodków występowało o nie, nie miały na nie pieniędzy, tak jak i obecnie.
Ostatnie zezwolenie otrzymałem już za darmo na “... organizację i prowadzenie prelekcji krajoznawczych z przeźroczami na okres stanu wojennego na terenie województwa wałbrzyskiego ... 2 lutego 1982 r.”
Ostatnia prelekcja opracowana na zamówienie to: „Spotkania z Liczyrzepą”, zlecona przez Muzeum Filumenistyczne w Bystrzycy Kłodzkziej, wygłoszona 20 września 2006 r. z okazji organizowanej tam Letniej Akademii Humanistycznej. Ostatnią wygłoszoną prelekcją była „Ziemi Kłodzka zaprasza” na 6.dniowym rajdzie z bazą w Radkowie organizowanym dla osób słabo i niewidzących dla uczczenia Światowego Dnia Turystyki - wrzesień 2008 rok.
... a jeszcze. Jako inicjator obchodów dwusetnej rocznicy nadania pierwszej na świecie urzędowej licencji przewodnika turystycznego Franzowi Pablowi, słotysowi wsi Karłów, wygłosiłem kilka prelekcji na ten temat we Wrocławiu, Świdnicy, wielu miejscowościach, włącznie z Karłowem na Ziemi Kłodzkiej.
Aż uwierzyć trudno, że teraz nikt nie jest zainteresowany tym sposobem promocji naszego subregionu.
Czyżby Ziemia Kłodzka nie potrzebowała promocji?!

Wydania: