Lądeckie impresje (182)
Niebawem czekają nas uroczystości dożynkowe w gminie Kłodzko. Tym razem odbędą się w Bierkowicach, w jednej z 35 wiosek wchodzących w skład tej wielkiej gminy. Do współorganizacji zaproszono również sąsiadów tj. Ruszowice, Kamieniec i Piszkowice. To jedna z największych tego rodzaju imprez na Ziemi Kłodzkiej. Warto zarezerwować sobie już czas na tę imprezę. Spotkajmy się więc na kłodzkich dożynkach, spotkajmy się w ten szczególny dzień. Dziękuję uprzejmie za zaproszenie.
Bierkowice do tej pory znałem dość pobieżnie, a przecież chlubią się piękną historią. Położone nad Ścinawką i jej lewym dopływem, na granicy Kłodzkiej Kotliny i Gór Bardzkich. Wioska istniała już w XIV wieku. Długo w rękach von Maltwitzów, później w rękach von Haugwitzów, którzy rezydowali tuż za miedzą w Piszkowicach. Wielce ucierpiały w trakcie wojen husyckich. W XVIII w. istniał tu dwór radcy handlowego niejakiego Gendela. Mimo, że nie były małą wioską nie posiadały jednak swojego kościoła, przynależały do piszkowickiej parafii. Rozwój związany był zawsze z rolnictwem, które miało tu sprzyjające warunki. Kiedyś był młyn wodny, a w XIX wieku również gorzelnia, nie wspomnę już o stacji omnibusów. Pewnym impulsem do dalszego rozwoju było otwarcie w 1879 r. linii kolejowej z Kłodzka do Nowej Rudy i dalej do Wałbrzycha. Mało też kto pamięta, że w czasie ostatniej wojny znajdował się tu obóz dla polskich robotników przymusowych. Dzisiaj Bierkowice to właśnie rolnictwo oraz nowoczesny zakład kruszywa.
Wracam jednak do dożynek. W przypadku kłodzkiej gminy dożynki to cały bogaty cykl wielu imprez. Cykl zorganizowany zawsze z wielkim rozmachem, gdzie też każdy znajdzie coś dla siebie. To jednak głównie tradycyjne obrzędy dożynkowe, gdzie indziej już na ogół zapomniane lub „poprawione” na współczesną niby modę. Z wielkim pietyzmem odtwarza się tu staropolskie obrzędy związane ze świętem plonów. I za to też wielka chwała tutejszym gospodarzom i organizatorom. To już będzie bodajże siódme moje dożynkowe spotkanie z kłodzką gminą. Zawsze wyjeżdżałem stąd urzeczony pewną magią tych spotkań i takich też miejsc. Pamiętam moje pierwsze dożynki w Wojborzu. Niesprzyjającą wówczas aurę, ale też tłumy uczestników i gości. Mimo deszczu i chłodu wytrwaliśmy do wieczora. Obserwowałem wtedy przygotowania poprzedzające same dożynki. Widziałem jak wszystkie wioski bardzo to przeżywały, jak je sprzątano i dekorowano. Każdy chciał wyjść jak najlepiej i wszystkim się to udało. To wielki fenomen tej gminy, że wtedy wszyscy wyjątkowo się jednoczą - aby ich wioska wypadła najlepiej. Nie tylko w konkursie wieńców i w wielu innych konkursach. Tu nie chodzi o nagrody, ale aby ich wioska była postrzegana jako ta najgospodarniejsza, czysta i gościnna. Wiele z nich swój dorobek prezentuje zresztą na dożynkowych stoiskach. Zawsze jestem pełen uznania dla ich wysiłku, trudu i tego wielkiego zapału. Umiał to wykorzystać w pozytywnym sensie poprzedni wójt p. Ryszard Niebieszczański. Pamiętam go jako wyjątkowego gospodarza, to za jego „rządów” tutejsze dożynki przeżywały swoje apogeum. Dzisiejsi włodarze mają więc zadanie o wiele trudniejsze, niemniej tutejsze dożynki nadal zachowują swój poprzedni wysoki poziom.
Dożynkami wszyscy tu żyją, każdy też stara się dołożyć do tego swoją najmniejszą chociaż cegiełkę. Aby jednak wszystko zagrało był wielki wysiłek komitetu organizacyjnego, tutejszych organizacji i lokalnych społeczności. To wszystko potrafiła wtedy wyjątkowo zgrać p. Mariola Huzar, kolejny niespokojny i wielki duch poprzednich dożynek.
Pamiętam kolejne edycje dożynek m.in. w Ławicy, Szalejowie Dolnym, Jaszkowej Górnej a zwł. w Roszycach. Tu również obserwowałem przygotowania na wiele dni przed samymi dożynkami. Takiej mobilizacji i społecznej aktywności nie widziałem od dawna. Jeszcze w dożynkowy ranek tutejsze gospodynie przynosiły swoje wspaniałe ciasta, aby ugościć przybyłych gości. Tu nikt nie liczył swojego czasu, energii czy włożonego grosza. To wtedy poznałem wielką i wspaniałą roszycką społeczność.
Z gminno-kłodzkich dożynek zachowałem więc tak wiele miłych wspomnień, ale też dzięki im poznałem wielu kłodzkich przyjaciół. Ludzi z wielką pasją, ludzi bezinteresownych, którzy dla swojej społeczności chcą ofiarować jak najwięcej. Może kiedyś wszystkich ich tu wymienię…
A póki co zapraszam w imieniu gospodarzy na tegoroczne Święto Plonów. Naprawdę warto się wybrać, czeka nas bowiem jak zwykle moc atrakcji i miłych wrażeń. To również spotkanie z prawdziwą jeszcze kulturą polskiej wsi i zanikającymi już niestety ludowymi obrzędami. Niech to też będzie nasz pewien pokłon oddany tym wszystkim - co orzą oraz sieją i są swoistym klejnotem tej ziemi. Wielki więc szacunek dla polskiej a zwłaszcza kłodzkiej wsi.