Tartaki w gminie Międzylesie
Duże i małe, działające całkowicie na własny rachunek lub jako podwykonawcy. Zatrudniający po kilkadziesiąt osób, ale też i po kilka, a nawet prowadzone tylko rodzinnie. Każdy z nich na miarę swoich możliwości „kręci interes”, płaci podatki ... A lekko nie jest...
Tych tartaków w gminie Międzylesie jest kilkadziesiąt. Nie sposób odwiedzić wszystkie w jeden dzień, zatem burmistrz Tomasz Korczak wybrał 4 z nich jako charakterystyczne w swojej grupie działania.
Zaczynamy naszą wędrówkę od dominującego na tym terenie przedsiębiorstwa p. Tadeusza Farbotko. Ma tartak w Domaszkowie, a także w Szczytnej. Jeszcze niedawno zatrudniał ponad 100 pracowników pracujących na dwie zmiany. Dziś jest zatrudnionych 62.
„Jest coraz trudniej - mówi p. Farbotko - szczególnie z pozyskiwaniem surowca. System sprzedaży drewna z Lasów Państwowych to „wolna amerykanka”, nazwana wolnorynkowym rynkiem. Lasy Państwowe sprzedają drewno temu, kto więcej zapłaci. I koniec. Nie ma żadnego „zmiłuj się”, kiedy gros surowca „idzie” nie do tartacznika, ale do handlarza, pośrednika. O ile to jest kupiec np. z Niemiec, „przebija nas ceną”. Koszty pozyskiwania surowców są teraz tak duże, że interes przestaje być opłacalny. Na życie wystarcza, ale trzeba zwalniać ludzi, nie inwestować... Jest trudno i trochę śmiesznie, kiedy mając tyle lasów „pod nosem”, często gęsto sprowadzam drewno „z Polski”.
- Na co przerabia Pan drewno okrągłe, w jakich ilościach....
- Drewno budowlane, ogrodowe, opakowania ... teraz „przerabiam” około 15 tys. m3, a powinienem przerobić 25 tys. m3, aby utrzymać poziom zatrudnienia, zaspokoić odbiorców (bo ze zbytem nie ma problemów). W najlepszych okresach działalności przerabiałem nawet ponad 30 tys.m3. Można było inwestować, można było się rozwijać... Nie wiem, jak to jest, że my, jako Państwo, nie dbamy o naszych tartaczników - przecież 1 złotówka przerobionego u nas surowego drewna daje zyski nawet 12 zł. Czy nie opłaca się Państwu Polskiemu inwestować w cały ciąg przerobu drewna - od zrywki po mebel? „Lasy” są państwowe, prowadzą gospodarkę finansową dla nich opłacalną (wysokie ceny za surowiec), ale potem to są tylko straty. Bądź nie wykorzystane możliwości, bo tartacznicy przerabiają coraz mniej drewna, coraz mniej inwestują, coraz to zwalniają pracowników. Kto na tym traci? Nie tylko my, „prywaciarze”, ale cała gospodarka polska. I ta prywatna i ta „państwowa” i ta „mieszana”. Wolny rynek wolnym rynkiem, ale monopolista jakim są Lasy Państwowe, a lasy są przecież własnością narodu, nie może traktować tego dobra jako maszynki dojnej do zarabiania „szybkich i bezproblemowych” pieniędzy.
Motyw trudności pozyskania surowca, wygórowanych cen i limitów będzie pojawiał się we wszystkich tartakach, więc już do tego problemu wracać nie będziemy. Tartaki muszą sobie radzić, choć mogłoby być o wiele lepiej, gdyby sensowniej ustawione było prawo skierowane nie tylko na krótkotrwały zysk, ale na długotrwały rozwój gospodarki i tworzenie na bazie krajowych surowców „polskiej marki” na świecie.
Teraz jedziemy do Gajnika, do tartaku p. Dariusza Kroczaka, który prowadzi firmę niemalże rodzinną (zatrudnionych 2 ludzi). Niezastąpionym pracownikiem jest ojciec p. Dariusza czyli p. Wiktor Kroczak. Ze świerka „trzaska” palety, ale także na zamówienie robi nietypowe opakowania na produkty „ZDEL-u” międzyleskiego Może też wykonać meble ogrodowe, altanki... jak kto, co zechce. Taki mały zakład pozwala na „rękodzieło”...Przerabia najczęściej świerk - około 2 tys.m3. Oprócz tej działalności żona p. Dariusza prowadzi sklep. Trzeba jakoś wiązać koniec z końcem - mówi p. Dariusz.
Tartak pp. Andrzeja i Mariusza Kasperskich przerabia tylko drewno liściaste (buk, jawor, jesion, dąb..) i tylko do dalszej przeróbki dla stolarzy.
Towar przygotowuje „pod zamówienie” bądź wytwarza elementy typowe w stolarstwie. Przerabia 5-7 tys. m3. Firma podzatrudnia do prac spółki cywilne. Koszty są większe, ale kłopotów mniej.
W ostatecznym rachunku taki sposób zatrudniania jest opłacalny. Firma funkcjonuje już dodrze ponad 24 lata. Ma stałych odbiorców i cieszy się niezmiennie dobrą renomą u odbiorców.
I firma, a raczej firmy p. Andrzeja Hajduka, bo oprócz tartaku prowadzi również zrywkę drewna z lasu, a także wykonuje inne prace. To Zakład Usług Leśnych. Tartak pracuje na jedną zmianę i zatrudnia 8 ludzi (w najlepszych czasach zatrudniał i 24 osoby przy przerobie 10- 12 tys. m3. Dziś przerabia ok. 3 tys. m3. W tartaku przerabia się wszystkie drewno. Iglaste, liściaste, a także na opał. Każde drewno do przeróbki jest dobre - mówi p. Andrzej - o ile jest na nie zbyt. Np. z drewna nie najwyższej jakości produkuje jednorazowe skrzynki na rośliny do Belgii. Tam „idzie” 100% produkcji i obie strony są zadowolone. Opał zaś „wędruje” do Czech i dalej, do Austrii. Ale wyżyć z samego tartaku by się nie dało, stąd i ta druga działalność. Ceny na surowiec ustalane są odgórnie co kwartał, można dokupić z tzw. e-handlu, ale po bardzo wysokich cenach. Można także
w sprzedaży dla odbiorców indywidualnych, ale cena takiego drewna zbliża się do górnej granicy jakiejkolwiek opłacalności. Np. dzisiaj cena 1m3 opałowego to 162 zł....
Sumując: kiedyś było dobrze, dziś jest niezły dołek, ale „żyć trzeba”.