Jabłko. Histeria

Autor: 
Katarzyna Redmerska

Ogólnopolska „histeria” zatytułowana: „jedzmy jabłka na złość Putinowi” - pokazała kolejny raz niedojrzałość naszego Państwa.
Każdy trzeźwo myślący obywatel dobrze wie, że choćby przerzucił się na dietę jabłkową, nie jest w stanie zrekompensować strat sadownikom. Po drugie, bądźmy szczerzy - Putin ma konkretnie w głębokim poważaniu czy jemy jabłka, czy też nie.
„Problem” Ukrainy, który od kilku miesięcy z różnym natężeniem obserwujemy w mediach, to kolejna „histeria”, która nie będzie miała dla nas, jako kraju - pozytywnych skutków. I za te skutki, które już-już czekają za progiem, my - Polacy głównie będziemy ponosić odpowiedzialność.
Pomimo trudnej i krwawej historii, nie nauczyliśmy się niczego, nie potrafimy wyciągać wniosków i uczyć się na błędach. Kolejny raz powtarza się scenariusz, w którym zawierzamy naszym rzekomym sojusznikom. Scenariusz, w którym ładujemy się na siłę jako ci, którzy zbawią świat. Scenariusz, w którym bez zaproszenia wchodzimy mówiąc kolokwialnie: miedzy wódkę i zakąskę.
To co dzieje się na Ukrainie jest złe, bez wątpienia. Złem jest wszystko to, gdzie cierpią i umierają niewinni ludzie. Jednakże nasze, nazwijmy to mediacyjne działania, pchanie się na Majdan, zapewnianie o swojej miłości do narodu Ukraińskiego nie jest najwłaściwszą drogą ku pokojowi, jaką należałoby obrać.
Powinniśmy brać przykład od naszych zachodnich „przyjaciół” – stoją sobie z boczku, obserwują i interweniują, gdy my już odwalimy za nich „czarną” robotę. To, że nie jesteśmy brani poważnie ani przez sojuszników, ani przez „wroga”, najlepiej świadczy ostatnie spotkanie w Berlinie ministrów spraw zagranicznych Rosji, Ukrainy, Niemiec i Francji, na którym zabrakło Polski! Gdzież był Sikorski? W końcu osoba, która z takim oddaniem interweniowała w sprawie ukraińskiej, powinna znaleźć się w tym kwartecie bezdyskusyjnie.
Farsa! Nasi „przyjaciele” sojusznicy, pokazali nam kolejny raz, gdzie nas mają. Potrzebni jesteśmy tylko jako „mięso armatnie”, a potem możemy spadać. Szkoda tylko, że sami bez żadnych podszeptów pchamy się by odgrywać rolę „mięsa armatniego”.
Niewątpliwie w obecnym konflikcie rosyjsko-ukraińskim, nie możemy być bezczynni. Jako kraj, który leży w bezpośrednim sąsiedztwie i Rosji, i Ukrainy znajdujemy się w trudnej sytuacji. Jednakże nasze działania powinny być przemyślane i rozważne.
Media wmawiają nam rusofobię – zupełnie niepotrzebna fobia, której sztuczne rozprzestrzenianie więcej zrobi złego, niż dobrego.
Co do Ukraińców – powiewające flagi banderowców na Majdanie, we mnie osobiście budziły grozę. Być może mam uprzedzenia (wybito mi trochę rodziny podczas ostatniej wojny), ale te „uprzedzenia” nie są aż tak zaślepiające, by nie zauważyć pewnych spraw i nie wyciągnąć wniosków.
Zaślepieni „histerią” pomocy, nie zauważamy, że wspierając naszym zdaniem słuszny „projekt” wolności, z drugiej strony popieramy projekt, który w niedalekiej przyszłości może być dla nas bardzo „bolesny”.
Zamiast zachęcać do pałaszowania jabłuszek, co poniektórzy powinni usiąść pod jabłonią i czekać, by spadające jabłuszko otrzeźwiło ich z niedojrzałości i oświeciło póki czas, sensownym pomysłem.
W „Samych Swoich” jest taka scena, w której matka Pawlaka mówi: „ruskie wprawione, raz dwa skończą” – otóż to. Oby te słowa nie stały się naszym przekleństwem. Jak historia pokazuje największe mocarstwa zawsze się dogadają, a słabi… zawsze wychodzą na tym najgorzej.

Wydania: