W nowym roku po staremu
Gra pozorów zdaje się nie mieć końca, ale, jak zwykle, najbardziej odczują to ci, którzy w to uwierzą i nie przedsięwezmą odpowiednich zabezpieczeń. Oto kilka przykładów z przełomu roku.
Po pierwsze. W założeniach do projektu ustawy „Prawo działalności gospodarczej” opublikowanych przez Ministerstwa Gospodarki zapisano zasadę in dubio pro liberte, co się wykłada, że co nie jest prawnie zabronione jest dozwolone. Zasada, niby oczywista, ma jednak kotwicę, bowiem „na przedsiębiorcę nałożony zostanie obowiązek wykonywania działalności zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju, z uwzględnieniem słusznych interesów konsumentów oraz konieczności godziwego wynagradzania osób wykonujących pracę na rzecz tego przedsiębiorcy”. Cokolwiek to znaczy, zależy już od interpretatora, a interpretacje tego bełkotu zależą od dobrej woli urzędnika.
Po drugie. Podobną zasadą jest in dubio pro tributario, czyli propozycja Prezydenta do umieszczenia w ordynacji podatkowej zapisu: „nie dające się usunąć wątpliwości co do treści przepisów prawa podatkowego rozstrzyga się na korzyść podatnika”. Wszystko niby w porządku ale to ówże organ ocenia czy wątpliwości w ogóle się pojawiły i czy można je usunąć. Oczywiście, że „organ” zawsze może powiedzieć, że żadnych nie ma i nie ma czego usuwać.
Wiąże się z tym – i to po trzecie - treść notatki, która „wyciekła” ze spotkania dyrektorów izb skarbowych z kierownictwem MF w grudniu, w myśl której, w 2015 roku aż 80 proc. kontroli podatkowych ma się zakończyć nałożeniem domiaru w wysokości minimum tysiąca złotych. Urzędy Skarbowe, które się z tego nie wywiążą będą karane redukcjami etatów.
Po czwarte - ceny paliw. Na światowych rynkach spadają i to znacznie ale u nas zaledwie symbolicznie. Dlaczego? Bo rząd nałożył nowy podatek paliwowy - tzw. opłatę zapasową, która ma zasilić Agencję Rezerw Materiałowych. Dowcip polega na ty, że do tej pory firmy produkujące paliwa miały utrzymać ich rezerwę w wysokości gwarantującej nieprzerwaną produkcję przez 76 dni. Ale zasady zmieniono i teraz zamiast 76-dniowych rezerw surowcowych wystarczy 68 dni, ale dodatkowo trzeba będzie wpłacać na konto ARM tzw. „opłatę zapasową” w wysokości zależnej od wielkości rezerw (opłata tym większa im rezerwa niższa od gwarantującej 90-dniową produkcję, ale nie niższa niż ta na 68-dniową produkcję), przy stawce odpowiednio za tonę: 43 zł za ropę i 99 zł za płynny gaz LPG. Nie jasne? Ależ o to chodzi.
W służbie zdrowia – po staremu
W chwili gdy piszę ten tekst zakończył się spór pomiędzy ministrem zdrowia a lekarzami z tzw. Porozumienia Zielonogórskiego, nic nie wskazuje na zmianę systemu.
Oczywiście zakładając, że jest to spór rzeczywisty, a nie pozorowany, wyreżyserowany, jak to ma miejsce w zdecydowanej większości konfliktów społecznych, gdy chodzi o odwrócenie uwagi od czegoś ważniejszego. Rozgrywane spory porównać można do morza. Po powierzchni przetaczają się fale i bałwany, a tego co pod nią - nie widać. Czytelnikom moich tekstów nie trzeba przypominać, że zwykle chodzi o różne rozgrywki tych, którzy za owymi bałwanami stoją.
Ale zostawmy to na boku, by sięgnąć jeszcze głębiej, gdzie szlam i muł gnijącego systemu. To koniec, ale bynajmniej nie niespodziewany. Pada cały system. Np. oświata także padła, ale skutków złej edukacji nie widać od razu, a okażą się dopiero po dziesięcioleciach. Ze zdrowiem jest inaczej, skutki chorób, choć często nie od razu, to pojawiają się na tyle szybko, że nie trudno powiązać je z przyczynami. Jedną z nich jest tzw. służba zdrowia, system sam chory, zmurszały, z ogro-mnymi potrzebami finansowymi. W sy-stemie najważniejsza jest czapa, bo to ona decyduje o dystrybucji: najpierw ministerstwo zdrowia ze swoimi agendami centralnymi (NFZ) i terenowymi. To ogromna, wielotysięczna rzesza gęb do wykarmienia, zupełnie bezużyteczna i wręcz pasożytująca na poniższej tkance: lekarzach i chorych. Ci ostatni na SZ płacą słono, ale nic z tego nie mają, bo pieniądze trafiają do budżetu państwa, a stamtąd już okrojone - do MZ, które w pierwszym rzędzie opłaca własne potrzeby, a co zostanie dzieli - dalej. Na to nakłada się demografia i szereg innych przyczyn, krótko mó-wiąc - trzeba coś zrobić, by zachować pozory, bo już na wiosnę są wybory prezydenckie, a na jesień – parlamentarne. Rządząca partia musi więc wskazać winnego. Najłatwiejszym do wskazania winnym są pacjenci, bo chorują i się starzeją, ale kłopot w tym, że oni są też elektoratem. No i elektorat widzi, że np. w kolejkach do specjalistów czeka się miesiącami, a niekiedy latami. Co więc robi MZ? Wprowadza skierowania . do specjalistów, które wydaje lekarz rodzinny zwany też pierwszego kontaktu. A więc kolejki spod drzwi specjalistów trafią pod drzwi lekarzy rodzinnych i tam będzie się czekać po kilka tygodni i dłużej. Oczywiście lekarze ci wszystko co mogą zrobić, to wypisać skierowanie do specjalisty i tam odesłać pacjenta, przez co kolejki z jednej zrobią się dwie, a co wydłuży czas leczenia, ale też wskutek tego część pacjentów opuści ten padół i problem sam się rozwiąże, a o to rządzącym chodzi. Ale co najważniejsze, rząd znajdzie winnego, albowiem znalezienie wroga w czasie kryzysu to dla propagandy konieczność. Bez wroga system upadnie. I jest wróg: lekarze. Ci z PZ nie chcąc podpisać kontraktów, wiedząc, że z nałożonych zadań nie będą w stanie się wywiązać, stali się tarczą, w którą rząd wali jak w kaczy kuper. I walić będzie niezależnie od wyników zawartego porozumienia. Bo rzecz w tym, że systemu tego uratować się już nie da, a spełnienie postulatów lekarzy z PZ da taki efekt jak reanimacja trupa. Płacić powinno się lekarzowi, a nie państwu. Tak jest w weterynarii, a przecież zwierzętom to jakoś nie zaszkodziło.
Lasy w lesie
Również przed Świętami nasi umiłowani posłowie pod osłoną nocy próbowali zmienić Konstytucję tak, aby umożliwić sprzedaż lasów, jak dotąd, państwowych. I niewiele brakowało, bo zabrakło tylko
5 głosów. Ale zamiast rzetelnej informacji sprawę przykryto sałatką posłanki Pawłowicz.
Lasy Państwowe są jednostką organizacyjną Skarbu Państwa, a tym samym nie podlegają przekształceniom własnościowym. Mimo, że w Konstytucji na temat lasów nie ma słowa, obmyślono plan polegający na dodaniu art.74a w brzmieniu, iż co prawda Lasy nie podlegają przekształceniom, jednak te są możliwe w szczególnych przypadkach określonych w odrębnych ustawach. Ustawy, w odróżnieniu od Konstytucji, przyjąć można zwykłą większością głosów, a owe „przypadki”, choćby nawet szczególne, wymyślić można na poczekaniu.
Naiwnym leśnikom wmówiono, że to ma być prywatyzacja. Oczywiście, to ściema, lasy stałyby się własnością jakiejś grupy kompradorskiej, czy jakiejś korporacji. Młodzi nie pamiętają, dlatego trzeba przypomnieć, że był taki pan o nazwisku Janusz Lewandowski, który chciał, jakżeby inaczej, przychylić nam nieba, i wymyślił, a raczej niczego nie wymyślił, tylko taki otrzymał rozkaz, aby pod tym pretekstem wyemitować świadectwa udziałowe, które, za okazaniem dowodu, każdy mógł otrzymać. Papier ten można było natychmiast sprzedać, pod PKO stali już tacy od skupu, za parę złotych, wystarczających na flaszkę, a które to później, stały się czymś w rodzaju kapitału zakładowego Narodowych Funduszy Inwestycyjnych. Tymi zaś, a było ich kilka, zarządzały różne grupy powiązane bądź to z gangami bądź ze służbami, a niekiedy były to zbiory tożsame. Co stało się z tymi NFI, w co wyewoluowały, to już inna sprawa. Większość zakładów przemysłowych zarządzanych przez NFI zostało zlikwidowanych i w ten sposób wykołowano naród, który, wg konstytucji przynajmniej, jest suwerenem, a nawet nie powąchał prawdziwego kapitału. Skorzystały na tym ościenne kraje, a zwłaszcza jeden, realizując stary pomysł Mitteleuropy, w któ-rym potencjał naszego kraju miał być jedynie pomocowym dla tamtego.
Nie mam wątpliwości, że z lasami będzie to samo. Piszę: będzie, bo rząd, mimo porażki sejmowej cel zrealizuje. Nie wiem, czy takie są odgórne rozkazy, czy też po obrabowaniu OFE, rządowi zabrakło pieniędzy, a wiadomo, że nie ma takiej zbrodni, jakiej nie popełni nawet dobrotliwy skądinąd rząd, jeżeli zabraknie mu pieniędzy. Lasy zostaną sprzedane jakimś korporacjom, które drzewa wytną i sprzedadzą, co atrakcyjniejsze tereny przeznaczą pod jakąś zabudowę, pod to zaciągnie się kredyty, które spłacać będą różni naiwniacy, co się na tę przynętę dadzą nabrać. Ciąg dalszy łatwo przewidzieć: rządowi skończą si ę pieniądze z lasów i już nic nie zostanie do sprzedaży poza ludźmi. Tymi w miarę młodymi i zdolnymi do pracy. Reszta to będzie element zbędny.
Gromadźcie złoto!
Radzi Polakom James Rickards
w wywiadzie udzielonym portalowi Nowa Konfederacja, a co potwierdza moją tezę z poprzedniego numeru. Warto dodać, że ówże Rickards to nie żaden prawicowy oszołom, jakby nazwały go nasze główne media, a ktoś powiązany z amerykańskimi kręgami rządowymi. No ale trudno takie powiązania utrzymać, gdy głosi się to co on zrobił w ksią-żce „Śmierć pieniądza. Nadchodzący upadek międzynarodowego systemu walutowego”. Przyrównuje on obecny system finansowego kapitału spekulacyjnego do nawisu śniegowego, który napęczniał już do tego stopnia, że nawet jeden płatek spowoduje, że runie w dół. Zgodne to jest z teorią złożoności, która powiada, że każdy system, a jest nim w tym przypadku państwo, po osiągnięciu pewnego stopnia złożoności, musi się rozpaść. W tym przypadku dochodzą jeszcze inne czynniki jak dodrukowywania pieniędzy w celu ratowania banków, neokolonialna polityka państw silnych wobec mniej silnych i słabych, czy spadek zaufania do dolara.Takie kryzysy zdarzały się wcześniej, ale jakoś udawało się z nich wyjść. Np. z 1914 r. zakończony konferencją w Genui (1922), czy z 1939 zakończony konferencją w Bretton Woods (1944). Daty tych kryzysów są wymowne, bo ich konsekwencją były dwie wojny światowe, czego Rickards zdaje się nie zauważać, ale my nie możemy nie zauważyć. Za to trzecia zapaść, z 1971 r. zakończyła się pokojowo, tyle, że bankructwem USA, które ogłosiły koniec dolara opartego na parytecie złota. A powrót do parytetu złota jest, jak się zdaje, dla Rickardsa najważniejszy, a w każdym razie jedną z dwóch dróg wyjścia. Drugą jest dodruk pieniądza przez MFW na zasadzie specjalnych praw ciągnienia (SDR) do rozliczeń międzynarodowych, ale tak czy owak, cena złota poszybuje w górę. Stąd powyższa rada dla Polaków i Polski. Tym bardziej chyba słuszna, im bardziej rząd roztaczając przed nami tę wirtualną rzeczywistość, zapewnia, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.