Moja praca w Muzeum Ziemi Kłodzkiej (cz. 2)
W 2013 r. minęła 50. rocznica istnienia i działalności
Muzeum Ziemi Kłodzkiej w Kłodzku.
Byłam jednym z pierwszych pracowników tej placówki od 1966 r.
Oto na życzenie Redakcji garść wspomnień… (cz. 2)
Właśnie w 1966 r. wydawało mi się, że Muzeum jest centrum życia artystycznego i towarzyskiego. Niemal codziennie wstępował po drodze do księgarni poeta Jan Kulka, który opowiadał nam o przygotowaniach do VI Kłodzkiej Wiosny Poetyckiej. Płachty poetyckie, afisze projektowali nasi artyści. Trwały także prace nad wystawą „X wieków Kłodzka” organizowaną z okazji Tysiąclecia Państwa Polskiego. Danusia Turkiewicz zaprojektowała scenografię tej wystawy, a Witold swoim czytelnym, pięknym a nawet ozdobnym pismem wypełniał plansze, na których wypisana była historia rozwoju Kłodzka, począwszy od notatki kronikarza Kosmasa z 981 r. aż do czasów współczesnych. Wiele rzeźb, także wypożyczonych z kościoła zostało poddanych renowacji i w tej akcji finansowo wspierała Muzeum ówczesna konserwator zabytków – Krystyna Toczyńska-Rudysz. Były to czasy codziennych spotkań z ludźmi sztuki przy okazji przygotowywanej wystawy. Wypadła ona imponująco. Do dziś przechowuję list od pani dyrektor Muzeum Śląskiego – Marii Starzewskiej z gratulacjami dla nas. Frekwencja zwiedzających nie malała, wręcz przeciwnie – co cieszyło bardzo Wacława Brejtera, naszego szefa. We wrześniu wysłaliśmy zaproszenia do szkół i codzienne wycieczki młodzieży zmusiły nas do przerwania prac inwentaryzacyjnych, by oprowadzać te wycieczki. Dostać się do naszego budynku nie było łatwo. Rynek był całkowicie rozkopany, „kocie łby” zrzucone częściowo na sterty i tylko otwory w ziemi, przykryte prowizorycznymi budami, wskazywały, że trwają podziemne prace w labiryntach, które rozciągały się pod całym rynkiem, także ratuszem i prowadziły aż na twierdzę. Scenerii miasta dodawało to tajemniczości. Prowokowało też do zabaw chłopców z okolicznych domów. Skradali się oni i często paradowali na obramieniu wokół figury wotywnej, wspinając się coraz wyżej aż na postacie świętych, kręcąc ich aureolami. Gniewali tym naszego szefa, który polecił woźnej p. Mytychowej zająć się sprawcami. Widziałam przez okno jak prowadziła czasem za ucho delikwenta, który stawał przed oblicze Szefunia, gdzie bywał pouczony. To wystarczało na pewien czas. Podziemne prace nad zabezpieczeniem labiryntów przenosiły się często na zewnątrz. W lessowe podłoże pod ratuszem wielkie młoty pneumatyczne wbijały ogromne szyny – umocnienia. Być może wstrząsy owe spowodowały, że budynek Muzeum jeszcze bardziej popękał i ściana południowa została wkrótce wzmocniona olbrzymimi pniami „masztowych” sosen a wiele pomieszczeń podstemplowano i założono szklane plomby.
Rozmowy z Szefuniem o sztuce współczesnej być może wpłynęły na jego pomysł urządzenia cyklu spotkań na ten temat. Zaproponował mi pierwszy pt. „Rozważania o sztuce współczesnej”. Wypisałam odręcznie zaproszenia, które Tadziu Jażdżewski powielił fotograficznie i była to okazja do spotkania wszystkich artystów Ziemi Kłodzkiej. Wielu bywało u nas niemal codziennie. Danuta Turkiewicz przywoziła projekty ludowych mebli dla CEPELII a Witold Turkiewicz otrzymywał od władz miasta zlecenia na projekty graficzne: druki ulotne, exlibrysy, ilustracje do „Roczników Ziemi Kłodzkiej” oraz afisze na różne wydarzenia kulturalne. Wkrótce, zresztą przenieśli się do Kłodzka do świeżo wybudowanego bloku przy ul. Okrzei 26.
W styczniu 1967 r. Jan Kulka przyniósł wiadomość, że Anna Zelenay wraca, po długim, niemal rocznym pobycie w sanatorium. Ustalono datę jej spotkania autorskiego w cyklu, który nazwaliśmy „wtorkami muzealnymi”. To było pierwsze spotkanie z Anną. Czytała nowe wiersze, dyskutowaliśmy o poezji. Dwa tygodnie później Jan Kulka doniósł mi, że Anna oczekuje mnie w domu. Wtedy też poznałam Jej Matkę, która uraczyła nas dobrym ciastem i herbatą. Zdziwiła mnie prośba Anny, żebym napisała tekst o poetach kłodzkich do „Agory”, którą wydawał Lothar Herbst – za mało znałam środowisko poetów. Ale Anna nie ustępowała, więc tekst ten zaniosłam niedługo do szpitala, w którym znów przebywała. Ukazał się niebawem w „Agorze”.
Środowisko plastyczne zainteresowane było wystawą swych prac. Dojrzała w nim idea powołania Delegatury wrocławskiego Biura Wystaw Artystycznych – podobne delegatury powstały w Wałbrzychu i Legnicy. Danuta Turkiewicz została szefową tej placówki i rozpoczęła remont w przydzielonej jej części ratusza. Decyzja o powołaniu Delegatury zapadła w lipcu 1967 r. lecz przystosowanie części piwnicy ratusza – o świetnej architekturze, ale bardzo zaniedbanej – trwała ponad rok.
W tym czasie wystawy proponowane przez nową placówkę były gościnnie eksponowane w Muzeum. Kolejne prezentacje to: „Współczesna grafika polska” (16 IX – 24 X 67), „Grafika Grzegorza Dąbrowy” (11 XI – 27 XI 67), „Malarstwo Janiny Żemojtel” (27 XI – 16 XII 67) oraz wypożyczone z Warszawy oryginalne „Rysunki Stanisława Nowakowskiego” (2 XII – 16 XII 67).
Jesienią 1967 r. została przyjęta do Działu Oświatowego Renia Kuźmińska. W tym też czasie na emeryturę przeszedł Szefunio – Wacław Brejter, mając nadzieję, że teraz będzie miał czas na malowanie. Jego następca – Witold Turkiewicz wkrótce także pokazał swe prace graficzne i była to ostatnia wystawa w starej siedzibie (19 XII – 19 I 68). Zagrożenie budynku postępowało i kiedy pewnej lutowej nocy na podłogę spadła część sufitu w pokoju na II piętrze, w którym mieszkała sekretarka Muzeum – Bożena Halicka z 3-letnim synem, zarządzono eksmisję. Nie było w Kłodzku odpowiedniego miejsca, by przenieść całość: zarówno eksponaty w części uporządkowane, księgozbiór oraz personel. Ratunkiem okazał się renesansowy dwór z Jaszkowej Górnej z 16 wieku, oddalony wprawdzie od Kłodzka ale mający odpowiednie pomieszczenia dla przechowywania muzealiów; w tym kolekcji zegarów, nad którymi opiekę powierzono pp. Mytychom. Pracownicy Muzeum zostali chwilowo przeniesieni do dwóch pokoi w Powiatowym Domu Kultury. Nie było tam warunków do pracy merytorycznej, więc najpierw wszyscy pakowaliśmy eksponaty, aby wojsko mogło je bezpiecznie przewieźć do Jaszkowej, a potem z Tadziem Jażdżewskim jeździliśmy tam, by kontynuować inwentaryzację. W międzyczasie rzeźby średniowieczne z kościołów Ziemi Kłodzkiej zostały poddane konserwacji. Zabrałam się do opracowania katalogu tych rzeźb. Wielokrotnie wyjeżdżałam z Krystyną Rudyszową – konserwatorem zabytków penetrować miejsca (kościoły) i badać stan ich zachowania. Wymagało to także wielu konsultacji ze specjalistką od sztuki średniowiecznej – dr Anną Ziomecką i ekipą konserwatorów z Krakowa, którzy wtedy pracowali w kościele Wniebowzięcia NMP. Wypady w teren pozwoliły mi nareszcie poznać piękno krajobrazu wokół Kłodzka. Wystawa „Drewniana rzeźba gotycka w powiecie kłodzkim” została wspaniale wyeksponowana przez Danusię Turkiewicz w sali ratuszowej. Z uwagi na frekwencję została przedłużona do blisko 4 miesięcy (26 VI – 17 X 71) – 4 290 zwiedzających, w tym 86 wycieczek. Nawet proboszczowie kościołów spoza Kłodzka namawiali swych parafian do odwiedzenia sali wystawowej, w któ-rej są eksponowane ich Madonny. Zdarzało się w targowe dni, że parafianki wstępowały do ratusza pomodlić się, niektóre przed świętymi figurami ustawiały kwiaty.
W styczniu 1970 r. do zespołu pracowników merytorycznych przyjęta została Maria Gałecka. Zajęła się ona inwentaryzacją kolekcji zegarów, a potem przygotowaniem do wystawy malarstwa, którą zaproponował i wypożyczył dr Es-treicher z Radkowa. Były to autentyczne prace z okresu Młodej Polski (1880-1920), które od wielu lat przechowywała jego rodzina.
W połowie 1972 r. Danusia Turkiewicz zaproponowała mi przejęcie po niej i kontynuację działalności Galerii BWA, gdyż Turkiewiczowie mieli zamiar przenieść się do Jeleniej Góry. Zaskoczenie i dylemat; zostać w Muzeum i przejść wszystkie etapy remontu, który się jeszcze nie zaczął, choć był już plan zagospodarowania byłego konwiktu pojezuickiego przy ul. Łukasiewicza, czy zająć się organizowaniem wystaw dla środowiska plastycznego? Uwiodła mnie jednak sztuka współczesna. W grudniu 1972 r. w trakcie przygotowywania ostatniej przez nią wystawy szkła Tasiosa Kiriazopoulosa – Greka wykształconego
i mieszkającego wówczas w Polsce – Danusia poprosiła mnie o pomoc przy ekspozycji. To była prawdziwa lekcja pokazowa. Od tej pory już wiedziałam, jak eksponować szkło, by nie traciło ono blasku, tym bardziej, że była to dziedzina najczęściej uprawiana przez artystów Ziemi Kłodzkiej. Od Witolda Turkiewicza, mojego ostatniego szefa, nauczyłam się projektowania katalogów i afiszy, co bardzo się przydało w późniejszej pracy w Galerii. I odtąd ten wielki klucz od żelaznych drzwi w ratuszu nosiłam przez blisko 20 lat. A Szefunio i tak odwiedzał mnie tam prawie codziennie, by kontynuować rozmowy o sztuce współczesnej.