Majowa artystyczna Wieża Babel
Tegoroczny maj stał się miesiącem spotkań wieczornych ze sztuką, obfitujących w niespodzianki. „Noce w Muzeum” to program wypróbowany już w większości polskich miast kulturalnych. U nas wieczór 16 maja zaczął się podwieczorkiem w Centrum Kultury Chrześcijańskiej przy parafii Podwyższenia Krzyża Świętego, gdzie wnętrze kaplicy wypełniła wystawa fotografii projektu prof. Jerzego Olka pt. „Widzieć siebie”. Pamiętam, jak wystawa ta zaczynała się u nas polsko-czesko-francusko-niemieckim pokazem. Kurator nadał jej nową energię poprzez zaproszenie artystów z kolejnych krajów: Rumunii, Hiszpanii, Meksyku, Węgier, Włoch i nawet Japonii, stąd jej poszerzony repertuar i ranga międzynarodowego spotkania. Potwierdza ono, że fotografia przełamała nie tylko wiele barier i granic lecz pokazała się także z zupełnie innej, twórczej strony, jako proces wyzwolony z konwencji i stereotypów. Stała się też poetycką przenośnią i odsłoniła tajemne myślenie artysty o sobie. Rejestruje ona aktualne warstwy rzeczywistości, przez które przebija się czasem wizerunek autora, choć niekoniecznie portret. Jednocześnie odkrywa tę sekretną drogę do siebie i wszystkie odniesienia z nią związane, nawet te, które tę drogę dyskretnie zasłaniają. To raczej wyimaginowany spektakl, w który wplątani są autorzy tych fotografii (przez siebie wykonanych), a może rodzaj kaprysu artystycznego a zarazem jego komentarz. To także dialog z własnym odbiciem, a przedtem wyobrażenie siebie
w tym odbiciu, jeśli przyjąć, że fotografia jest prawie lustrem. Chodzi o to, by je jak najbardziej skomplikować, bo to należy do arsenału współczesnej strategii sztuki. Wystawa jest tak wielowątkowa, że zakończę na tym, widz powinien sam dokonać interpretacji i znaleźć coś dla siebie.
Bardzo zadowoleni z uczestnictwa w niej byli nasi koledzy z Czech, których znamy ze wspólnych spotkań fotograficznych. Nasi uczestnicy wystawy to: Marzena Zawal i Bogusław Michnik.
Dalszy ciąg wieczoru przeniósł nas już do Muzeum Ziemi Kłodzkiej i jego zakamarków, które są ciągle poszerzane. W „skryptorium” natknęliśmy się na pokaz Ewy Konikowskiej mieszkającej w Kątach Bystrzyckich, która przy pomocy grafiki komputerowej próbowała ożywić dawną przeszłość Lądka Zdroju, reanimując na nowo stare fotografie z XIX i 1 połowy XX w. Wmontowane we fragmenty dawnych okien i ożywione kolorem przybliżały nam czas na tyle historyczny, że trudny do wyobrażenia dla współczesnych. W sztuce obecnej ważne jest to, co się na nowo powołuje do istnienia, a więc do wyobrażenia także.
Muzeum pokazało też coś dla smakoszy, pięknie przygotowaną przez Joannę Stoklasek-Michalak wystawę pt. „Martwa natura”. Temat jest mi szczególnie bliski (przyznam się do grzechu – kocham ten temat), tym bardziej, że się go nie spodziewałam. We wnękach, specjalnie oświetlonych i ujętych w zabytkowe ramy błyszczą przedmioty z dawnych czasów a może nawet i krain, będące obecnie eksponatami Muzeum. Jest w tej ekspozycji kropla poezji, więcej duch poezji, choć teoretycznie można by sądzić, że poezja nie powinna gościć wśród staroci codziennego użytku. Ale wiąże się ona szczególnie z pięknem a przedmioty te były tworzone dla piękna, dla zwykłych, uroczystych chwil codziennego życia, które mogą być wyjątkowe, jeśli znajdziemy się obok rzeczy wysmakowanych, wspaniale wykonanych i zaprojektowanych z największym pietyzmem. Chylę głowę przed anonimowymi twórcami, którzy te cechy umieli wysnuć z masy szklanej lub ze zwykłego stopu metali (cyna), gdzie zadbano nie tylko o kształt zgodny ze stylem epoki, lecz żeby one jeszcze miały profilowane brzegi i elementy płaskorzeźbione a nawet wypukłe – wszystko to, co uruchamia wyobraźnię oglądających. Trzeba pomyśleć jak zapalić światło, by odbiło ono w szkle te wszystkie iskry, które składają się na jego ulotny rysunek. „Wnęki” wspaniale kolorystycznie stonowane od szarości do czerni przez malarkę Malwinę Karp stworzyły tła najlepiej odbijające tę delikatną dźwięczność materii. Przybliżyła mi się 17-wieczna Lejda starych dobrych mistrzów, dla których kult piękna był najwyższym powołaniem i powodem działania. Obok odnotowano ich obrazy (Pieter Claesz, Jan David de Heem, Luis Egidio Melendez i inni), które zainspirowały organizatorów. A więc dziś, gdy króluje kult nowości, niestabilność życia, zapadamy się z przyjemnością w przeszłość. To także przykład jak czerpać z pełnej zasobów tradycji i reanimować ją tak, aby ona nadal kusiła. Jakże chciałabym mieć w domu taką wnękę odpowiednio oświetloną i układać w niej swoje „martwe natury”. Warto dodać, że tegoroczny maj dopisał artystycznie, a dialog w sztuce odbywał się w Kłodzku na wszystkich piętrach współczesnej Wieży Babel.