Czy stać nas na rację stanu?

Autor: 
Jan Pokrywka

Dlaczego wyniki wyborów wywołują taką panikę, przynajmniej w mediach? Trudno powiedzieć. PiS rządził przez 2 lata i nic specjalnego się nie wydarzyło. Tym bardziej, że nie ma żadnych dowodów na to, że tym razem PiS chce władzę przejąć naprawdę a nie na niby. Skąd to przypuszczenie? Bo PO robiła wszystko, aby wybory przegrać. I niech nikogo nie zmylą ambicjonalne wyskoki platformerskich dygnitarzy. To tylko ataki frustracji swawolnych Dyziów. Decyzje zapadają na zupełnie innym poziomie.
Pozostańmy przy PO. Jeżeli mam rację i upadek tej formacji został zaplanowany, mamy kilka możliwości.
Pierwsza: zbliża się jakiś kryzys i trzeba go jakoś przetrwać znajdując kozła ofiarnego. PiS nadaje się do tej roli znakomicie, gdyż to za jego rządów kryzys wybuchnie i to ta formacja się skompromituje, tym bardziej, że – zakładając, że PiS chce rządzić rzeczywiście – będzie musiał użyć siły aby utrzymać to jakoś w kupie. W wyniku bardzo możliwych prowokacji może polać się krew, a to skompromituje narodowo-patriotyczną narrację, dając pretekst do interwencji z zewnątrz.
Druga: powtórka z lat 2005-2007. PiS oddaje władzę i mamy przedterminowe wybory.
Trzecia: w wyniku kryzysu do głosu dochodzi grupa skupiająca rzesze tzw. niezadowolonych antysystemowców, pod autentycznym i charyzmatycznym przywódcą, którzy już teraz dali o sobie znać przy okazji ostatnich wyborów popierając Pawła Kukiza.
W każdym przypadku obecny system musi się zawalić i to jest szansa. Szansa tym większa, że nasi unijni „kuratorzy” będą zaprzątnięci problemami z imigrantami i tym co z tego wyniknie. Być może to szansa ostatnia jaką Bóg w swojej łasce zsyła i następnej nie będzie. No i jeszcze jedno: trzeba się modlić, aby zanim to się stanie, PiS, na zlecenie swoich protektorów, nie wpakował nas w jakąś awanturę z Rosją. Jednakże, aby na gruzach starego porządku zbudować coś nowego, trzeba określić naszą polską rację stanu i wedle tego postępować.
Czyja racja (stanu)?
Co to takiego i czym jest racja stanu? Termin ten oznacza – np. wg ciotki Wiki - „nadrzędny interes państwowy, interes narodowy, wyższość interesu państwa nad innymi interesami i normami, wspólny dla większości obywateli i organizacji działających w państwie lub poza jego granicami, ale na jego rzecz”. To jest dość oczywiste, ale jaki to interes jest tym nadrzędnym? I tu zaczynają się kłopoty, bo każde państwo, każdy naród ma lub powinien mieć swoją rację stanu, a bywa i tak, że racje te mogą mieć interes względem siebie sprzeczny i co wtedy? Wtedy decyduje siła, ale nawet ona musi mieć uzasadnienie. Dlatego każdy interes narodowy musi być odpowiednio sformułowany przez „jednostkę lub grupę trzymającą władzę” i propagowany, krótko mówiąc musi mieć swój mit założycielski, doktrynę i propagandę. Aby lepiej to unaocznić posłużę się kilkoma przykładami.
Angielską rację stanu sformułował John Dee dla Elżbiety I posługując się mitem arturiańskim, wedle którego mityczny król Artur podbił wszystkie krainy leżące na północ od Anglii.
W związku z czym, powinny one należeć się koronie brytyjskiej, a gdyby się nie udało – powinny zostać obrabowane. Z czasem pretensje Anglii sięgnęły na cały świat co skutkowało powstaniem imperium brytyjskiego na wszystkich kontynentach poza Antarktydą. Rosja swoją rację stanu oparła na teorii mnicha Filoteusza z Pskowa, że Moskwa jest trzecim Rzymem, po Rzymie i Bizancjum, czym rywalizowała z Turcją, która także uważała się spadkobierczynią Bizancjum po jego zajęciu. Ostatecznie doktryna rosyjska ewoluowała w kierunku panslawizmu: skupienie wszystkich narodów słowiańskich pod zwierzchnictwem Rosji, czyli utworzenia wielkiego imperium słowiańskiego konkurencyjnego wobec imperium niemieckiego. Te zaś oparte było o doktrynę dziedziczności po zachodnim cesarstwie rzymskim, co miało odzwierciedlenie w Cesarstwie Rzymskim Narodu Niemieckiego, a co w praktyce sprowadzało się do podporządkowania sobie całej zachodniej i środkowej Europy. Ta niemiecka racja stanu realizowana jest do dziś, choć innymi metodami i za pomocą innej propagandy w ramach Unii Europejskiej. Zresztą, nie tylko Niemcy, bo i Rosja i Wielka Brytania realizują swoją – imperialną - rację stanu i dziś. Niestety, często naszym kosztem. Krótko mówiąc: państwa poważne mają rację stanu i ją realizują, a państwa niepoważne nie, a w swojej polityce odbijają się od ściany do ściany.

Polska Racja Stanu
Polska racja stanu nie była imperialną, poza może okresem pierwszych Piastów, ale i to nie jest pewne w znaczeniu takim jak w przypadku Wielkiej Brytanii. Dla Jagiellonów racją stanu był interes dynastyczny, rodzinny wręcz, najczęściej sprzeczny z interesem państwa i narodu. Ciekawym pomysłem była unia Polsko-Litewsko-Rosyjska, realizowana przez Stefana Batorego, a potem za panowania Zygmunta III Wazy, ale skończyło się to fatalnie.
W okresie rozbiorowym ideą nad-rzędną był patriotyzm i odzyskanie niepodległości w granicach przedrozbiorowych. Niestety, górę wzięły czynniki lewicowe i rewolucyjne, co się skończyło nieudanymi powstaniami, ale co gorsza, lewicowa narracja zdominowała polską myśl polityczną, a zwłaszcza praktykę także II Rzeczpospolitej. Idee konserwatywne traktowane były jako zdrada.
Rzecz w tym, że i dziś tradycja patriotyczna jest narracją lewicową. W duchu tym naucza się historii tworząc w ten sposób fałszywe wizje, a przez co historia nie może być nauczycielką życia. Tak to bowiem jest, że prawdziwy patriotyzm nie może być socjalistyczny, gdyż socjalizm i towarzyszące mu rewolucje to efekt gry międzynarodowych interesów finansowych mających na celu przejęcie rynków i taniej siły roboczej. A więc tak rozumiany patriotyzm nie może lec u podstaw polskiej racji stanu, bo jest on z nią po prostu sprzeczny.
Dziś dominują puste frazesy z gusłami demokracji i tolerancji. Te dwa fetysze mają być celem państwa i aspiracją narodu. Co gorsza, w Polsce doktrynę racji stanu zastępują bardzo szkodliwe mity jak ten, że jesteśmy przedmurzem chrześcijańskiej Europy z takimi symbolami jak Wiktoria Wiedeńska, Bitwa Warszawska czy obalająca komunizm „Solidarność”. Więcej w tym wszystkim fałszu niż prawdy ale nie miejsce tu na szczegółowe wywody. Ważniejsze jest opracowanie celów państwa na teraz i dalszą przyszłość, jeżeli nie mamy być zapleczem gospodarczym dla Niemiec, co kiedyś nosiło nazwę Mitteleuropy oraz dostarczycielem taniej siły roboczej na Zachód, a czego symbolem jest zmywak.
Należy, wzorem Węgier, przywrócić godność narodową, oprzeć ją o wartości chrześcijańskie, inaczej się nie da. Podążanie drogą zlaicyzowanej i zdegenerowanej Europy Zachodniej prowadzi do unicestwienia narodu, bądź rzucenie państwa w ramiona Moskwy. Co zatem powinno być celem państwa? Przede wszystkim zmiany w konstytucji określające jasno i niedwuznacznie podstawowe cele: obniżenie danin publicznych do niezbędnego minimum, niezbędnego dla wzmocnienia wojska i narodu, wprowadzenie zmian w oświacie z odkłamaniem historii, przeciwstawianie się grabieży przez zagraniczne korporacje, przywrócenie Polakom wolności i własności oraz powszechnego dostępu do broni, a także faktycznej równość wobec prawa i sprawnie działający system sprawiedliwości.
Są to cele zasadnicze, a stosunek do nich politycznych jest testem prawdy, takim papierkiem lakmusowym. I tego trzeba się trzymać nie dając się zwieść różnym mirażom sączonym nam przez obce a często wrogie siły zewnętrzne.

Medycyna wraca do źródeł?
Zmieńmy temat. Tegoroczna nagroda Nobla z medycyny zasługuje na uwagę, gdyż nawiązuje do starej medycyny chińskiej, czy też szerzej – naturalnej. Laureatami zostali:
Chinka - dr Tu Youyou oraz w drugiej części dr Satoshi Omura Japończyk i Amerykanin - dr William Campbell. Tą pierwszą uhonorowano za lek na malarię, o chińskiej nazwie qinghaosu (po polsku artemizynina), uzyskiwany od ponad 2000 lat z rośliny qing hao, występującej u nas i znanej jako bylica roczna (łac. Artemisia annua). Pierwsza wzmianka na ten temat znajduje się w „Księga przepisów na nagłe przypadki” taoistycznego mędrca Ge Honga z 340 roku p.n.e. Noblistka znalazła sposób na otrzymanie substancji czynnej z tego ziela. Prace nad lekiem, który od 2000 r. zredukował ilość zgonów z powodu malarii o połowę zaczęły się jeszcze wcześniej, w czasie wojny wietnamskiej, w tajnym chińskim projekcie mającym zwalczyć plagę malarii wśród żołnierzy Vietcongu. Sprawcą choroby jest pasożyt krwi - pierwotniak o nazwie Plasmodium vivax (zarodziec żwawy). Co prawda istnieje wiele innych leków, ale rzecz w tym, że pasożyt ten łatwo się na nie uodparnia, z wyjątkiem qinghaosu. Nie można wkluczyć wpływu tej bylicy przy leczeniu raka. I co najważniejsze, jego zalety to taniość, nie trzeba go podawać dożylnie i jest stokrotnie bardziej swoisty niż tradycyjna chemioterapia.
Laureatami drugiej części tegorocznego medycznego Nobla zostali: dr Satoshi Omura – odkrył lek przeciw  egzotycznym pasożytom uzyskując go z żywych organizmów - bakterii Streptomyces. Drugi, dr William Campbell wynalazł lek – avermectin - skutecznie zabijający nicienie powodujące filariozę i rzeczną ślepotę w Afryce. Jego obecna wersja pn. iwermektyna, zabija takie pasożyty jak obleńce, nużeńce (demodex), glista ludzka, węgorek jelitowy, włosogłówka ludzka, owsiki itp.
A więc, wracamy do korzeni medycyny, medycyny naturalnej z wykorzystaniem zdobyczy techniki. Czy jest to tendencja stała czy chwilowa aberracja medycyny akademickiej – zobaczymy.

Wydania: