Przepis na dobrą lekcję

Autor: 
Janusz Laska

Jak w szkole przeprowadzić dobrą lekcję? Oczywiście nie jedną, ale setki lub tysiące dobrych lekcji, bo jedna lekcja – np. taka na pokaz – nie sprawi, że młodzi ludzie będą się rozwijać. Sprawa wydaje się prosta, bo przecież wszyscy nauczyciele podczas studiów pedagogicznych wielokrotnie omawiają „warunki brzegowe” dobrej lekcji. Jednak nazbyt często wydaje się rodzicom i uczniom, że cała psychologiczna, pedagogiczna i metodyczna wiedza ze studiów „gdzieś wywietrzała”. Przypomnijmy więc najważniejsze postulaty koniecznie niezbędne, by przeprowadzić dobrą lekcję.

Na lekcji nie może być nudno! We współczesnej polskiej szkole nuda to największy błąd prowadzącego zajęcia. Przez nudę uczniowie nie tylko „wyłączają” się z aktywnego uczestnictwa w lekcji, ale wywołuje ona w młodych ludziach poczucie frustracji, straty czasu, bezsensu i zdenerwowania. Na nudnej lekcji niewiele można się nauczyć, bo mózgi młodych ludzi natychmiast znajdują sobie jakieś „ciekawsze”, „zastępcze” zajęcie. No i często prowadzi to do konfliktu na linii przynudzający nauczyciel – znudzony uczeń. Nudny pedagog bardzo szybko przestaje być autorytetem dla młodych ludzi, co nierzadko prowadzi uczniów na manowce (papierosy, dopalacze, alkohol i inne narkotyki, działania przestępcze, perwersyjne i niemoralne). Lepiej nie robić zajęć, niż prowadzić nudne lekcje.

Nauczyciel musi lubić swoją pracę. Jeżeli tak nie jest, jeżeli traktuje lekcje jak „robotę do wykonania” albo – co gorsza – jak „nielubianą konieczność” (z czegoś trzeba przecież żyć), już na starcie skazany jest na dydaktyczną porażkę. Takie zajęcia męczą nauczyciela i męczą uczniów. Gdy lubię to co robię i lubię powierzonych mi młodych ludzi, to dosłownie „rozsadza mnie” chęć pracy i bardzo pragnę zmobilizować uczniów do angażowania się w moje zajęcia. Chcę pokazać całemu światu, że to czym się zajmuję jest fajne i ekscytujące. Pasja jest zaraźliwa – to chyba wszyscy wiemy.
Muszę wiedzieć do czego zmierzam podczas zajęć. Niby to oczywiste, ale we współczesnej polskiej szkole tyle jest lekcji „o niczym” i „zmierzających donikąd”, że powstaje pytanie, czy aby na pewno prowadzą je fachowcy? Marnotrawienie czasu na dydaktyczne „kręcenie się wokół własnego ogona”, to powszechne szkolne bolączki. Można oczywiście przyjść na zajęcia i coś podczas nich robić, licząc na to, że uczniowie może się przy okazji czegoś nauczą. Ale to nie jest lekcja. To marnotrawstwo.
Cel lekcji – od niego zaczynamy. Doświadczenie wielu dydaktyków pokazuje, że cel zajęć najlepiej ustala się poprzez nazwanie problemu, który chcemy podczas konkretnej lekcji rozwiązać. Może on być nazwany bardzo ogólnie, ale zdecydowanie lepiej, gdy cel nazwiemy prostymi, konkretnymi zdaniami, zrozumiałymi nie tylko dla nauczyciela, ale także dla uczniów i ich rodziców lub opiekunów.
W tok zajęć należy wkomponować element zaskoczenia. Dobra lekcja przypomina trochę dobry kryminał: w jej toku pojawiają się różne niespodziewane sytuacje, działania lub eksperymenty, zaskakujące albo wręcz sprzeczne z dotychczasową wiedzą uczniów efekty, zwroty sytuacji lub kontrastowe zdarzenia. I należy je zaplanować w tajemnicy przed uczniami. Niespodzianki (także naukowe) ekscytują oraz pozostają długo w pamięci odbiorców. Niespodzianki to ważne narzędzie dydaktyki. Fatalnym błędem jest „dydaktyka wyprzedzająca”, czyli uprzedzanie uczniów o zamiarach, efektach, zdarzeniach, które mają nastąpić na kolejnych lekcjach lub w jej trakcie.

Każda lekcja musi uwzględniać wzrokowców, słuchowców i kinestatyków. Podczas każdej lekcji muszę pamiętać, że w zespole klasowym znajdują się osoby o bardzo różnych dominujących sposobach komunikowania się ze światem. Podręczniki, filmy, prezentacje multimedialne, ilustracje etc. nie mają sensu dydaktycznego w stosunku do słuchowców i ruchowców, których w każdym polskim zespole klasowym jest około 71%. Wykład to najgorsza forma prowadzenia zajęć, bo wzrokowcy i kinestatycy (czyli statystycznie 66% uczniów) niewiele z niego wynoszą. Planując lekcję przygotowuję co najmniej trzy kanały komunikacyjne: dla wzrokowców (29% uczniów w statystycznej polskiej szkole), słuchowców (34% uczniów) i kinestatyków (37% uczniów).
Każda lekcja powinna uwzględniać różnicę w pracy mózgów dziewcząt i chłopców. Generalnie dziewczęta mają mózgi indukcyjne i mogą wykonywać z powodzeniem kilka czynności jednocześnie (np. przepisywać coś z tablicy, rozmawiać z koleżanką, wysyłać sms i słuchać wykładu nauczyciela). Chłopcy natomiast mają mózgi dedukcyjne i najczęściej mogą wykonywać tylko jedną czynność (albo piszą w zeszycie albo rozmawiają z kolegą, albo wysyłają sms, albo słuchają pani). Organizując pracę na lekcji nie mogę ani przez moment o tym zapomnieć, dla dziewcząt więc przygotowuję ćwiczenia o charakterze indukcyjnym, a dla chłopców o charakterze dedukcyjnym.
Lekcję należy prowadzić prostym językiem (ale nie prostackim). Opiekun mojej pracy magisterskiej, lwowski profesor Józef Oberc, wielokrotnie powtarzał, że prawdziwy naukowiec najbardziej zawiłe problemy naukowe potrafi wyjaśnić nawet dziecku z przedszkola. Używanie skomplikowanego języka przed-miotowego albo hermetycznego „żargonu naukowego” podczas zajęć szkolnych jest wysoce szkodliwe. Przecież nauczyciel nie jest po to, by się popisywać swoją erudycją, ale aby wyjaśniać problemy. Osoba nie potrafiąca mówić zrozumiałym językiem nie nadaje się na nauczyciela.

Podczas lekcji winno być jak najwięcej samodzielnej pracy uczniów. Przygotowując zajęcia należy pamiętać o tym, że praca wykonana osobiście pozostawia w człowieku trwalszy ślad, niż oglądanie, słuchanie lub naśladowanie cudzej pracy. W polskich elementarzach pierwszoklasiści przerabiając słówko „kot” mają obok rysunek lub zdjęcie jakiegoś kota. W szwedzkim elementarzu obok słowa „kot” jest puste miejsce na samodzielne wykonanie rysunku kota przez dziecko. I tak przez cały elementarz! Spalanie siarki to prosty eksperyment, który w większości polskich szkół uczniowie oglądają na schemacie w książce (82% gimnazjów), rzadziej mają okazję zobaczyć jak siarkę spala nauczyciel w ramach pokazu (13%), a zupełnie wyjątkowo tę prostą reakcję wykonuje osobiście każdy uczeń w klasie (5% szkół). Praca wykonana osobiście budzi duże emocje i stymuluje do kolejnych działań, a to co emocjonujące pozostaje w nas na długie lata!
Jak najwięcej pracy w grupach! Ten postulat tylko pozornie jest sprzeczny z poprzednim, można bowiem samodzielnie pracować w grupie – wtedy, gdy każdy członek zespołu ma swoje odmienne zadanie lub funkcję. Jak w drużynie sportowej lub orkiestrze symfonicznej: ważna jest indywidualna maestria oraz zgrana współpraca. Praca w grupie mobilizuje do podejmowania większego wysiłku oraz daje młodym ludziom podstawę do trafnej autooceny swoich możliwości i umiejętności. Żydowskie przysłowie powiada, że „metal ostrzy się o metal”. Uczeń „ostrząc się” o drugiego ucznia nie tylko szybciej się uczy, ale ma dodatkową wewnętrzną mobilizacje do samodoskonalenia się. Wiele umiejętności można przetrenować tylko pracując w grupie.

Każda lekcja powinna uwzględniać różnicę w tempie pracy i dojrzałości uczniów. Zespół klasowy to zazwyczaj mieszanka różnorodnych osobowości, temperamentów, osób zdrowych, ale także mających różne dysfunkcje lub choroby. Uczeń mający predyspozycje matematyczne świetnie będzie sobie radził na przedmiotach ścisłych, ale już na historii niekoniecznie. Osobowości autystyczne mają problem z nawiązywaniem kontaktów (także z nauczycielem), a ucz-niowie z ADHD wywołują wokół siebie tyle zamieszania, że trudno jest prowadzić zajęcia. Na dodatek rówieśnicy nie rozwijają się w takim samym tempie, w jednej klasie spotykamy więc osoby zbyt dziecinne (jak na swój wiek) oraz bardzo dojrzałe. Te różnice mogą nam przeszkadzać, ale możemy je także wykorzystać twórczo w procesie dydaktycznym. Przygotowując lekcję trzeba jednak zawsze o nich pamiętać i uwzględniać w toku zajęć.

Jak najmniej działań wirtualnych w szkole. Młodzi ludzie w ciągu doby wiele godzin „spędzają” w świecie wirtualnym (komputery, laptopy, tablety, telefony komórkowe, smartfony etc.).
A przecież istnieje także świat realny, opisywany zupełnie innym językiem, którego młodzi ludzie mogą nauczyć się wyłącznie poza światem wirtualnym. Wszyscy wiemy, że innej sprawności wymaga „wrzucenie” do wirtualnego kosza wirtualnej piłki w grze komputerowej, a innej realne wrzucenie prawdziwej piłki do prawdziwego kosza na sali gimnastycznej. Czym innym jest obejrzenie jakiejś sztuki teatralnej na ekranie DVD, czym innym obejrzenie tej samej sztuki w prawdziwym teatrze, czym innym klasowe głośne odczytanie dramatu z podziałem na role, a czym innym przygotowanie tegoż dramatu w formie przedstawienia teatralnego dla całej szkoły! Ja wybieram to ostatnie. Dlaczego? Bo po spektaklu obejrzanym na ekranie DVD po kilku tygodniach w głowach uczniów nic nie zostaje, a inscenizację osobiście przygotowaną przez uczniów i odegraną przed publicznością pamięta się w drobnych detalach do końca życia.
Jak najwięcej eksperymentów i działań praktycznych podczas lekcji! Innych umiejętności wymaga obejrzenie jakiegoś eksperymentu z fizyki na symulacji komputerowej (albo w książce), a innej osobiste wykonanie tegoż eksperymentu. Podczas każdej lekcji młodzi ludzie powinni wykonywać praktyczne działania oraz efektowne eksperymenty. Bez tego nie nabędą istotnych kompetencji przedmiotowych. Eksperyment oglądany na schemacie w książce lub w ramach symulacji komputerowej są w stanie zrozumieć wyłącznie wzrokowcy (czyli 29% uczniów). Eksperyment wykonany osobiście przez uczniów są w stanie zrozumieć wszyscy w klasie. Brak działań praktycznych i eksperymentów na chemii, biologii, ekologii, fizyce, matematyce, astronomii, przyrodzie - to brak profesjonalizmu oraz działanie na szkodę większości uczniów (nie wzrokowców).

Jak najwięcej działań manualnych i ruchowych podczas lekcji. Nie jesteśmy już społeczeństwem zbieracko-łowieckim ani rolniczym, większość młodych ludzi ma niewiele okazji do trenowania czynności manualnych, które są bardzo istotne w pobudzaniu skoordynowanej pracy obu półkul mózgowych. Im więcej czynności manualnych, rytmicznych i ruchowych, tym lepsza praca mózgu. Zbyt wielu nauczycieli o tym zapomina, rezygnując np. z lekcji techniki, plastyki, muzyki, rytmiki, gimnastyki etc. na rzecz matematyki lub języka polskiego. Im więcej działań manualnych i ruchowych podejmuje uczeń w szkole, tym ma lepsze wyniki w tych dziedzinach, gdzie obie półkule muszą ze sobą współpracować, czyli np. w matematyce, informatyce, fizyce, chemii, geografii. Minimalizacja działań manualnych w rodzinach, w przedszkolach i szkołach prowadzi do różnych dysfunkcji, stąd tak dużo w dzisiejszych czasach uczniów z orzeczeniami o dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii etc. Sami sobie robimy „kuku”.
Nie opowiadaj – działaj! Przysłowiowe „ględzenie” to zmora wielu szkół. Nauczyciel zamiast działać – opowiada o tym, co należy robić albo, celem ilustracji przerabianego zagadnienia, mnoży przykłady „z życia wzięte”. Mniej „ględź” – więcej działaj! Tym bardziej, że słowo mówione dociera wyłącznie do „słuchowców”, czyli około 34% ucz-niów, pozostali uczniowie się nudzą albo zajmują inną aktywnością, więc „nauczycielskie ględzenie” to po prostu zwykła starta czasu. Wielu uczniów, znając słabość pedagogów do „ględzenia”, z obawy przed klasówką lub odpytywaniem, naciąga nauczyciela na jakieś opowieści i zwierzenia, co oczywiście jest zwykłą stratą czasu i bynajmniej nie świadczy o sympatii młodych ludzi, lecz o ich cwaniactwie.
Zastanów się w jakim systemie będziesz prowadził zajęcia. Przyzwyczailiśmy się do tego, ze większość zajęć szkolnych odbywa się w rozbiciu na pojedyncze lekcje. Praktyka jednak pokazuje, że taki system jest skuteczny tylko w odniesieniu do niektórych przedmiotów, np. dobrze sprawdza się na językach obcych, gdyż codzienny kontakt z niepolskim słownictwem jest bardzo ważny. Wiele przedmiotów warto jednak prowadzić w systemie bloków tematycznych (czyli 2, 3, 4 lub więcej kolejnych jednostek lekcyjnych jednego dnia), bo wtedy jest dostatecznie dużo czasu na eksperymenty, wyjścia w teren, zajęcia manualne etc. Świetnie sprawdza się też organizacja zajęć szkolnych w systemie interdyscyplinarnym (kilka przedmiotów w ramach jednych zajęć) oraz projektowym. Te dwa ostatnie systemy, mimo że najskuteczniejsze dydaktycznie, rzadko goszczą w polskiej rzeczywistości oświatowej, bo wymagają współpracy kilku nauczycieli oraz niestandardowego czasu zajęć.

Na zakończenie zastanówmy się czy lekcje w polskich szkołach uwzględniają wszystkie powyższe postulaty? Zapewne niektóre zajęcia zawiera większość wskazanych zasad, ale zdecydowana większość lekcji raczej nie przygotowuje młodych ludzi do dorosłości. Bowiem dobra lekcja rozwija uczniów, a lekcja źle przeprowadzona zniechęca do penetrowania świata nauki. Dobra lekcja jest jak dobra potrawa – chcemy więcej i więcej! Zła lekcja, jak niesmaczna potrawa, jest po prostu niestrawna. Szkoda czasu na uczęszczanie do szkół, w których lekcje są nudne, nieefektywne, chaotyczne. Warto znaleźć szkołę, w której młody człowiek rozwija się wszechstronnie, radośnie zgłębia wiedzę zarażając się różnorodnymi pasjami.

Wydania: