Ludzie z pasją: Lucyna Skórska, Maciej Świst, Katarzyna Śrutwa

Autor: 
Maja Dzierżyńska
wist.jpg

W Kłodzku twórczość nieprofesjonalna ma długą tradycję. Pamiętam prace członków klubu „Paleta” wystawiane cyklicznie niemal każdego roku i powstające pod opieką merytoryczną pani Krystyny Słoniewskiej-Janotowej. Swoboda w wyborze tematów i technik sprawiła, że łatwo było odróżnić osobowości twórcze, w gronie osób wystawiających najpierw w Powiatowym Domu Kultury, a potem w Kłodzkim Ośrodku Kultury. Parę lat przerwy nie zaprzepaściły idei, reaktywowanej wkrótce w środowisku. Pokazy indywidualne i zbiorowe najpełniej wyraziły się w cyklu wystaw od połowy lat 80. XX w., do których zaproszeni zostali także profesjonaliści. „Sezon” zainaugurowany przez Marka Szpaka jest kontynuowany już szesnasty raz w Dużym Studiu Plastycznym, pod czułym okiem malarza Bogdana Wieczorka.
W chaosie współczesnej cywilizacji, która z jednej strony rozszerza możliwości, ale też niszczy więzi i wtrąca w samotność, jest wyjście. Jeśli ktoś nie może się z tym pogodzić, wsiąka w sztukę i czuje się uratowany.
Przyznaję, profesjonalistom jest łatwiej. W czasie studiów mają czas na wiele prób, a ktoś z grona profesorów zwykle daje znak która z nich jest najlepsza i określa indywidualność. Są wskazówką jaką drogą podążać. Nieprofesjonaliści tworzą to, co dyktuje im serce. Często potrzeba dłuższego czasu, zanim wykrystalizuje się ton osobisty, który staje się rozpoznawalnym znakiem autora.
Ale dziś zmieniły się akcenty, żyjemy w innej epoce. Media przybliżają nam najbardziej skomplikowane działania w kulturze, a zdarzenia światowe obiegają kulę ziemską błyskawicznie. Misz-masz współczesnego świata rzuca nam z ekranu tysiące wyzwań i trudno udawać, że to nieważne. Z wystaw które oglądałam ostatnio wynika, że twórcy obserwują co dzieje się aktualnie w sztuce i asymilują to co interesujące dla własnych potrzeb. Ale nie są to zapożyczenia tylko interpretacje.
Jak odważnie próbuje zrozumieć sekrety współczesnej twórczości Lucyna Skórska z Polanicy zobaczyć można była na otwartej w kwietniu wystawie indywidualnej w KCKSiR. Ogromne formatem martwe natury, obwiedzione grubym konturem nawiązują wyraźnie do konstruktywistycznych źródeł. Przedmioty te to płaskie w koncepcji a mocne w budowie i wyraźne elementy codziennego użytku. Jak prosto można wejść w układ z garnkiem lub czajnikiem i stworzyć poemat – to sekret autorki. Czasem w pejzażach tonacja wymyka się spod kontroli, ale gdzieniegdzie przytłumiona nową warstwą kolorystyczną współtworzy klimat wyciszenia i zadumy. Niektóre kompozycje z motywem miasta, zaledwie zarysowanego wśród przebłysków koloru, dają się odczytać jako miejsca wypełnione ciekawą malarską tkanką. Język abstrakcji wprowadzony jest do tych pejzaży delikatnie, żeby nie utracić klimatu miejsca.
Za to znajome nam krajobrazy łatwo rozpoznajemy na wystawie malarstwa Macieja Śwista, otwartej 21 października br. Kiedy widziałam przed kilkunastu laty pierwsze nieśmiałe obrazki, nie spodziewałam się takiego przywiązania do utrwalania otoczenia, w którym żyje i tworzy. Wyraźny uczuciowy kontekst zabarwia te prace pogodnym nastrojem. Podział na elementarne segmenty, gdzieniegdzie przyciszone w kolorze, a obok matowe ale uzupełniające się, tworzą rodzaj radosnej równowagi. Są też portrety dzieci i znajomych i nie znajduję w nich śladu karykatury lub ironii – modnej dziś maniery w sztuce. Raczej otula te postacie czułą tkanką tonów. Interesujące połączenie tradycji i nowoczesności jest wynikiem wpływu przyjaźni z doskonałym malarzem Saszą- Stawiarskim, absolwentem krakowskiej ASP, który wyniósł z uczelni szacunek dla polskiego koloryzmu, ożywionego przez światło francuskiego południa. Pod jego wpływem obrazy Macieja Śwista stały się bardziej przestrzenne i świetliste, a szerokim pędzlem malowane fragmenty przywołują dalekie echa krakowskiej szkoły.
W tym samym dniu w zabytkowej sali Bractwa Rycerskiego w Szczytnej została otwarta wystawa prac Katarzyny Śrutwy. Autorka wraca do zdjęć i albumów rodzinnych i na ich podstawie chce utrwalić czas miniony. Wcześniejsze próby sięgały do ikon Andreja Rublowa; stąd hieratyczność niektórych postaci i refleksja nad ich losem. Przemijaniu poświęciła autorka także kilka wierszy, które odczytała podczas tego wieczoru. Jest to twórczość pełna filozoficznej zadumy, a refleksja nad życiem przeważa nad wartościami ściśle plastycznymi. Lekcja ikony podpowiedziała jej prostotę środków.
I tymi skromnymi środkami stara się wyrazić także samotność współczesnego człowieka.
Życzyć należy artystom dalszych twórczych prezentacji, bo jest to odświętna forma komunikacji – coś o tym wiem.

Wydania: