Skąd wziąć hajs?

Autor: 
Dominika Muszyńska

To felieton o młodych ludziach, którzy wyjeżdżają na studia. Ich startem jest małe miasto, takie jak Kłodzko. Tak, Kłodzko jest małe, przede wszystkim mentalnie i przede wszystkim w porównaniu do miast takich jak Wrocław, Warszawa czy Kraków. Młodzi ludzie wystawiani są na próbę. Ci z mniej odporną psychiką wracają, po miesiącu, po trzech, czasami dopiero po roku, bo próbują sobie coś udowodnić, ale dla nich koniec jest taki sam. Koniec to często praca w naszym centrum wyzysku młodych ludzi – w Galerii Twierdza Kłodzka. Są jeszcze markety i te obiecywane dziewięć z groszami na rękę za godzinę pracy.
We Wrocławiu stawki wcale nie są lepsze, trzeba się dobrze naszukać, by młodego nie oszukali. Moja pierwsza praca we Wrocławiu? Na kasie, przez pośrednika, do pracy jechałam ponad godzinę, bo zostałam “przerzucona”, netto niewiele ponad cztery złote za godzinę. Nie miałam wtedy legitymacji, na transport w obie strony wydawałam 11 zł – ponad dwie godziny pracy. Wstawałam o 4, by zdążyć na 6. Wytrzymałam tydzień. Ale są silniejsi. Albo słabsi, tak sobie tłumaczę, bo choć zostałam bez pracy, to czułam, że coś wygrałam, może godność? Dziś, w 2017 pracuję za 10/h. To normalna stawka. Lubię tę pracę, dlatego nie szukam niczego innego. To robota w gastro. Na zmianach sobie dojem, bo szefowa jest miła, więc da się zaoszczędzić na obiadach. To dużo. Zarówno ja jak i moi znajomi zauważamy, że na jedzenie idzie ponad połowa budżetu. Reszta to mieszkanie i jakieś drobnostki, jak uda się odłożyć.
Doskonałym rozwiązaniem wydają się stypendia. Dostają je zazwyczaj cwaniacy, ale może się udać. Najbardziej popularne są stypendia socjalne i naukowe. Aby dostać socjal trzeba pokombinować. Albo nie podaje się całości dochodów, albo udaje, że jest się na swoim utrzymaniu. Sytuacje jakie ludzie wymyślają są naprawdę śmieszne, słyszałam o nich w kolejkach. Raz dziewczyna, z Kłodzka, tak poukrywała dochody, że wyszła na zero i jeszcze dołożyła umowę o wynajem pokoju za 600 zł. Była na minusie. Chyba, że to jakiś tajemniczy sponsor, na którego w dokumentach nie ma miejsca, za wszystko płacił. Ale socjal dostała, dodatek na mieszkanie też. Na Uniwersytecie Wrocławskim w 2016 można było wyciągnąć nawet 960 zł! Ja stypendium nie dostałam i tacy jak ja zazwyczaj nie lubią się z tymi, którzy je dostali. Pozostaje mi się cieszyć, że to tylko 96 godzin w pracy, którą lubię i już mogę równać się z kimś, kto zgarnia od uczelni prawie 10 tysięcy rocznie. Z tego na pewno da się utrzymać i żyć na poziomie powyżej przeciętnego. Sponsoring i inne dziwne typy zarobków są raczej mitem. Oczywiście, mam znajome, które wyjeżdżają do Niemiec na 3 miesiące wakacji, zbierają owoce i przywożą pieniądze na 10 kolejnych miesięcy. Ale to nie jest dziwne. To już jest normalne. Posiadanie zaś sponsora, który opłaca nasze kawalerki za 2 tysiące jest raczej wyssane z palca. Młodzież naprawdę czasem myśli i dba o siebie, nie tylko o swoje konto bankowe. Sponsorem pozostają, często na lata, rodzice, ale wtedy nie wypada ich tak nazywać. Choćby z szacunku, że wstają rano do pracy, podczas, gdy studenci przepijają cały dzień pracy rodzica w jeden czwartek na wrocławskim Pasażu Niepolda.

Wydania: