Lęk. Domniemanie czy fobia?

Autor: 
Mietek Kowalcze

Festiwal „Góry Literatury” za nami. Doczekał się omówień, ocen i podsumowań. Wydarzenie ważne, inspirujące, skrupulatnie i na różne sposoby przygotowywane – także przez cykl tekstów w „Bramie. Gazecie Prowincjonalnej”, tekstów, przypomnę, bez dwóch zdań czechofilskich. Wśród grona festiwalowych gości-gwiazd także Karolina Korwin-Piotrowska. Rozmowa z nią, prowadzona przez Justynę Czechowską, świetna w przekazie, dynamice, wymianie myśli. Pomiędzy nimi i taka, która każe na chwilę opuścić świat wygodnego przyglądania się i wysłuchiwania z otwartymi ustami tego, co nam powiedzą celebryci. Oto w trakcie rozmowy o książce “#Sława” pojawił się spory fragment wypowiedzi autorki na temat jej przekonania o sposobie przywrócenia normalności w Polsce. W wielu sferach. Otóż ten proces zaczną artyści i niezależni dziennikarze. My, zwykli obywatele, szybko do nich dołączymy. Tę optymistyczną wizję przerwała nieśmiało poetka-gość Festiwalu Wioletta Grzegorzewska. Do Ludwikowic Kłodzkich, w których to odbywała się między innymi i ta festiwalowa rozmowa, przyjechała po długim cyklu spotkań autorskich na takiej jak nasza prowincji. Dostrzegła wśród swoich rozmówczyń i rozmówców lęk. Dużą niepewność. Jakie są jej przyczyny? W czasie spotkania w Muzeum Sowiogórskim nie udało się tej niełatwej sprawy rozwinąć. Nie została podjęta. Może szerzej odniesiemy się do takiego tematu w czasie czwartego Festiwalu? Kilka sugestii źródeł strachu każdy z nas zaproponuje natychmiast na nasze tu i teraz. Czy za rok będą one jeszcze ważne? Oby nie. Sprawdzimy. Najwidoczniejsze są naturalnie te zwykłe, wymieniane zawsze – mierzone prostymi kryteriami egzystencji. Nie wymieniajmy ich więc po raz kolejny. Zastanówmy się przez chwilę nad jedną z przesłanek lęku. Tak tak, nad przyczyną językową. Znów bowiem wokół siebie doświadczamy nowomowy, czy tzw. mowy trawy i dołączonych do tego różnej jakości manipulacji językowych. A to powoduje zawsze naszą reakcję, nasze polskie, lekceważące mrugnięcie okiem. To z jednej strony, z drugiej zaś ciągle dostrzegamy głębokie pęknięcie między tym, co oficjalne, czytaj poprawne, a tym, co się za tym rzeczywiście kryje. Mam tu na myśli wszelkiej odmiany, eufemizmy i omówienia. Oficjalne. Z założenia mające konkretny cel. Władzę. Żeby nie wdawać się w bieżącą, polską politykę, spory o uchodźców, kłótnie o zachwianie równowagi demokratycznej i ekologicznej, żeby też nie wybierać z mediów przykładów zmian (dobrych) językowych sięgam po przykład ukraiński. Mocny. Od początku wojna w Donbasie – trzeci rok – nazywana jest u naszych wschodnich sąsiadów akcją antyterrorystyczną (ATO). Oficjalnie, konsekwentnie. Czy takie określenie obniża czy wzmaga lęk? Stawia go po stronie domniemania lub fobii, jak mówią ci, którzy lekceważą nasze niepokoje i trwogi? W tym skrajnym przykładzie, jaki wybrałem, nazwanie długiej wojny akcją na pewno nie zmniejsza cierpienia rodzin, które – coraz liczniejsze – tracą bliskich we właśnie tworzonej Małorosji, w Doniecku czy w Ługańsku. Zapewne bez trudu znajdziecie przykłady z tej sfery powstawania niepewności. Nasze.
Które określenie z tytułu wydaje się prawdziwe, a które oparte na fałszywych przesłankach i nie warto go brać pod uwagę? A może należy znaleźć jeszcze kolejne ścieżki rozważań o lęku? Czas sprzyja. Namawiam.

Wydania: