Baby. Wizerunek

Autor: 
Katarzyna Redmerska

Cały świat ekscytuje się trzecią ciążą księżnej Kate, jakby poczęcie dziecka było czymś nadnaturalnym. Owa informacja natury prokreacyjnej przeistoczyła się w swoistego rodzaju medialny szał – pokuszono się nawet o snucie teorii niemal spiskowych, gdzież to royal baby mogło zostać poczęte! Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że prawdopodobnie w Warszawie! Swoją drogą, jakich okrutnych czasów doczekaliśmy, że media wjeżdżają nam nie tyle w samo pożycie, co działania prokreacyjne. A tak na marginesie, jak już zaglądamy do alkowy brytyjskiej pary książęcej, to według mojej skromnej opinii, ostatnią rzeczą na jaką po ciężkim dniu rozdawania setki uśmiechów, podawania dłoni, pozowania do zdjęć, machania ręką, udawania, że interesuje nas to co mówi nasz rozmówca, uważania by nie palnąć jakiejś gafy etc. – było zakończyć go igraszkami w sypialni. Zwłaszcza, że Anglicy to naród znany z powściągliwości w temacie okazywania uczuć, no chyba, że zwierzętom, do których miłość tej nacji jest powszechnie znana.
Skąd bierze się taki społeczny szał na wiadomość, że jakaś księżna tudzież inna wyniesiona ponad przeciętnych z racji urodzenia bądź ożenku z wpływową osobistością białogłowa – jest przy nadziei? Niewątpliwie odpowiedzi należy szukać w wizerunku, a konkretnie w wyobrażeniu jakie „szary” lud ma względem „uprzywilejowanych” przedstawicieli społeczeństwa. Przez lata obraz takich weźmy koronowanych głów był gloryfikowany i wnoszony na piedestał wyjątkowości. Ciąża – część fizjologii, która przytrafić się może każdej kobiecie, to element, który spaja zwykłą niewiastę z tą „niezwykłą”. Przyjemnie jest wiedzieć, że taka księżna podobnie jak my ma mdłości, przybiera na wadze, ma zgagę i inne dolegliwości płynące z bycia w stanie błogosławionym.
Ciążę z powodzeniem w swoim PR wykorzystują między innymi błękitno krwiści, chcąc podkreślić tym samym swoją normalność. Nie ma co ukrywać – ciąża ociepla wizerunek. Ale nie tylko ciąża. „Wielcy tego świata” ocieplają swój wizerunek również poprzez adopcję zwierząt. Nie tak dawno prezydent Francji Emmanuel Macron przygarnął psiaka, który wcześniej mieszkał w schronisku Towarzystwa Miłośników Zwierząt. Czarnej maści mieszaniec labradora i gryfona, nosi imię Nemo. Poprzednik Macrona, Francois Hollande miał suczkę, młodą labradorkę o imieniu Philae, którą otrzymał w prezencie od federacji francuskich kombatantów w Montrealu. Prezydent Korei Południowej Mun Dze In adoptował psa, który był przeznaczony na ubój! W przypadku jednak prezydenta Korei Południowej, adopcja to nie tyle ocieplenie wizerunku, co próba podniesienia w kraju poziomu społecznej świadomości na temat porzucania zwierząt domowych.
Na naszym rodzimym terenie nie jest najgorzej w tym temacie. Ba! Można nawet powiedzieć, że nastąpiła tu „dobra zmiana”. Listę otwiera rzecz jasna Prezes Kaczyński ze swoim kotem. Premier Szydło nie pozostaje w tyle, szef rządu ma psa i kota. Jedynie Prezydent Andrzej Duda do tej pory nie zdecydował się na powiększenie rodziny (jedyny antrakt to sfotografowanie się z tchórzofretką w ramach Światowego Dnia Zwierząt).
W temacie Prezydenta sprawa jest o tyle poważna, że jak rozpisywała się kiedyś prasa – boi się psów, w przeciwieństwie do jego małżonki, która psy uwielbia. Jest jednak tyle innych zwierząt, że doprawdy nasza głowa państwa ma w czym wybierać. Można na przykład zdecydować się na słowiki, ptaki eleganckie, o ładnym upierzeniu, nie wspominając o ich uroczych trelach. Umieszczone w gustownej, zdobionej złotej klatce, prezentowałyby się wspaniale w wytwornych wnętrzach prezydenckiego pałacu. Można też bardziej swojsko, taki powiedzmy chomik. Gryzoń mało kłopotliwy w utrzymaniu. Nie trzeba wychodzić z nim na spacer. Mieszka sobie w terrarium i…kręci się w kołowrotku.

Wydania: