100 na 100. Część pierwsza na dobry początek
Po cyklu Suplemetów czeskich, czyli krótkich tekstów o naszych południowych sąsiadach Redakcja zaprasza PT Czytelniczki i PT Czytelników do pisanej “rozmowy” o czeskim i o naszym stuleciu. W narodzinach niepodległości wszak jesteśmy równolatkami.
Jihočeske divadlo w Czeskich Budziejowicach wystawia na 99 rocznicę niepodległości Czech/Czechosłowacji spektakl “Čechomoří”. Sztuka przygotowana przez zespół pod reżyserską ręką Janka Lesáka sięga po liczący ponad 40 lat pomysł połączenia ziem naszych sąsiadów z morzem. Tak tak, dobrze liczycie, idea pojawiła się w latach 70. XX wieku, w czasach komunizmu. I wtedy też Czesi miewali takie pomysły, które dobrze oddawały ich narodowy charakter. Ponadustrojowy po prostu. Dzisiaj idea powraca. Na razie w teatrze. Na czym oparto tę niecodzienną mrzonkę? Naturalnie najpierw na marzeniu Czechów o tym, by mieć dostęp do morza. Zaraz po tym na przekonaniu, że jako naród tak są postrzegani przez innych, iż tak zwariowany plan może się tylko wśród nich urzeczywistnić. Przeszkodą (jedyną, jak twierdzą) ponad cztery dekady temu był brak poparcia politycznego. Nie tylko wewnętrznego. A jak się sprawa rozwinie dzisiaj? Hm. Zobaczymy. Pomysłodawca – inżynier Karel Zlábek obliczył wszystkie podstawowe parametry techniczne projektu. Trasa z Českich Budějovic do Adriatyku długości 410 kilometrów przebiegałaby głównie pod ziemią, bo objęłaby 350 kilometrów tuneli, pozostałe 60 to niezbędne naziemne uzupełnienia. Cały urobek, który pochodziłby z ich przekopania posłużyłby do usypania całkiem sporej wyspy, tzw. Adriaportu (czechosłowacka, dziś czeska enklawa). Na niej usytuowane byłyby stacje szybkiej kolei, parkingi, magazyny, stocznia, port morski, hotele itp. No i oczywiście przepiękne czeskie plaże. Ten szalony pomysł to w swojej istocie realizacja powiedzenia prezedenta T. G. Masaryka, który oceniając sytuację geopolityczną (i mentalną) swoich rodaków mawiał - bardzo brakuje nam morza – podkreślał – bo ten brak właśnie powoduje, że nie mamy świadomości, że po jego drugiej stronie też istnieje świat, a my siedzimy w swoich granicach jak żaby w stawie i tylko kumkamy na siebie.
Udałoby się nam, Polakom, odnaleźć tak inspirującą myśl, żeby rozpocząć rozważania nad równie zwariowanym pomysłem jak ten czeski? Tadeusz Kotarbiński powtarzał uparcie: „Polak, jak mu przyjdzie fantazja do głowy, może być całkiem porządnym człowiekiem”. No więc poszukujmy, a nuż coś wpadnie nam do głów. Na stulecie. Och, jak byłaby z tego naturalna i prosta korzyść!
I jak bardzo sporządnielibyśmy.