Klasa. Bezpieczeństwo
Nie cichnie „dymek”, jaki wywołały podróże lotnicze Anny Marii Anders. Pani Anders jest pełnomocnikiem premiera ds. dialogu międzynarodowego, ale praktycznie nie zabiera głosu na ten temat. Ponadto jest także senatorem PiS z Podlasia. Jednakże zarówno w okręgu wyborczym, jak i w Senacie trudno ją spotkać. Gdzie w takim razie jest pani Minister? Jak podaje „Fakt”, przebywa za granicą. W jakim celu? Nie wiadomo. Tabloid opublikował koszt służbowych podróży pani Senator – wyniosły one ponad pół miliona złotych! Trzeba przyznać, że suma imponująca.
Pani senator Anders zarzuca się, że za państwowe pieniądze lata do Stanów Zjednoczonych klasą business. Oczywiście obrońcy uważają, że zarzuty są bezpodstawne – pełnomocnik nie lata przecież dla własnej przyjemności, tylko dla Polski i dialogu międzynarodowego.
A jak wiadomo, dialogu tego rodzaju nie da się prowadzić przy biurku, gdzie można jedynie przeprowadzać dialog krajowy, a takowym pani Senator nie jest zainteresowana.
Jak mówi sama bohaterka „dymku”, ma ona już swój wiek (konkretnie 67 lat) i nie będzie latała klasą turystyczną tam i z powrotem, jak ma następnie wracać do Senatu. To się nazywa klasa! Rzecz jasna, że do Senatu nie można przyjść nieświeżym i wymiętym, a klasa turystyczna nie sprzyja komfortowi podróży.
Myślę jednak, że powody jakie kierują senator Anders i jej rezygnacja z podróży klasą turystyczną, są podyktowane zgoła innymi przesłankami niż estetyka wyglądu. Chodzi tutaj o zwyczajne bezpieczeństwo. Minister Anders po prostu asekuruje się przed prawdopodobnymi „przykrymi” konsekwencjami lotu klasą turystyczną. I wcale nie mowa tutaj o jakości lotu.
Jak wiadomo, klasą turystyczną latają „szaraki”, przeciętni obywatele, którzy uciułali kilka groszy i po trudach pracy wybierają się na zasłużony wypoczynek (czyli okazja last minute) w ilości 4 dni plus przelot. Chcą spokojnie zrelaksować się w cieniu palmy, popijając ożywczy koktajl. Ostatnią rzeczą, na jaką mają ochotę, jest pojawienie się w pobliżu eleganckiej i dobrze sytuowanej damy, która ponadto zajmuje się dialogiem międzynarodowym. Pani pełnomocnik bardzo dobrze zdaje sobie sprawę, że sadowiąc się obok przykładowego Kowalskiego, harującego sześć dni w tygodniu na pięciu etatach, aby zapewnić jako taki byt rodzinie i z czterema kredytami do spłacenia – nie będzie mogła z nim prowadzić dialogu jakiegokolwiek, o międzynarodowym już nie wspominając. Kowalski wlepiwszy wzrok w panią Senator rzeknie zapewne: „Szanowani pani, jak tu żyć?”. No i co tu odpowiedzieć, by wyjść z twarzą? Nie, nie może pełnomocnik latać klasą turystyczną. Zarówno dla dobra własnego, jak i ludu pracującego, którego by tylko cała sytuacja rozwścieczyła. W klasie business jest bezpieczniej i niech tak zostanie.
W ogóle osobiście uważam, że klasa polityczna powinna mieć wyczarterowany mały samolocik i przemieszczać się nim, jak najmniej rzucając się w oczy zwykłemu obywatelowi. Byłoby to z korzyścią dla obu stron.
Na osłodę dodam, że pani pełnomocnik premiera ds. dialogu międzynarodowego Anna Maria Anders, zdradziła w rozmowie z reporterką TVN24, że wkrótce wybiera się do Chicago na jubileusz szkoły imienia jej ojca, generała Władysława Andersa. Zaznaczyła przy tym, że koszty tej podróży pokryje z własnej kieszeni, ponieważ Kancelaria Premiera odmówiła jej sfinansowania. No i jak odmówić tej pani klasy!