Na majówkę bez polityki? Zapomnij!
Daliśmy sobie słowo. Chcieliśmy mianowicie z moimi czeskimi rozmówcami wybrać się na wspólną majówkę (w połowie jubileuszu) bez polityków i polityki. Nie udało się. Już tłumaczę dlaczego. W jakimś momencie planowania pojawił się sentymentalny temat romski. Jakieś drobne marzenie o odmiennej wyprawie, np. cygańskim taborem. Takie skojarzenie rychło stało się pretekstem długiej dygresji.
Tym razem na temat czeskiej dyskusji o tym, czy George Soros rzeczywiście wspiera różnorodne fundacje Romów czy to może tylko publicystyczny odprysk niedawnej kampanii wyborczej na Węgrzech, w czasie której jawił się on jako ktoś, kto wspiera wszystko to co sprzeciwia się rządowi Wiktora Orbana. Zresztą taka opinia nieobca jest i nam, i naszym sąsiadom. Słyszymy ją od czasu do czasu – szczególnie z mediów popierających naszych (polskich, czeskich) szeryfów. Niegodziwy ten Soros, a jeszcze bardziej ludzie i organizacje korzystające z jego funduszy! Dalej już poszło gładko. No bo jeśli wybory, to natychmiast Facebook. Na ile to, co wygłaszają do nas, konkretnych wyborców, politycy, co umieszczają w naszych skrzynkach i na profilach, jest materiałem przepracowanym na podstawie skrzętnie gromadzonych naszych danych, a co jest rzeczywistym przemyślanym programem?
Nie będę w tym miejscu ani cytował co mocniejszych wypowiedzi, ani nie podam pełnej konkluzji. Doszliśmy bowiem do smutnego wniosku, a zmierzał on ku temu, że bez wątpienia kolejna Cambridge Analytica ułoży perfidnie działający algorytm, a Mark Z. jeszcze raz przeprosi. Moi rozmówcy byli lepiej przygotowani do tego punktu rozmowy. Premier Andrej Babiš umiejętnie korzysta z internetowych narzędzi analizy danych na temat wyborców, a jego ludzie przed „gospodarskimi” wizytami w terenie sprawdzają lokalne fora czy dyskusje internetowe i w ten sposób premier przyjeżdża przygotowany „w punkt”. Mówi o sprawach ważnych i tu i teraz. Do tego zwykłym, jak go nazywają, familiarnym językiem. Z każdego spotkania upowszechnia się następnie zdjęcia, na których, wiadomo, widać uśmiechniętą twarz A. Babiša a wokół niego zadowolonych rozmówców. Skąd to znamy? Wybory samorządowe w Polsce niebawem. Zastosują nasze kandydatki i nasi kandydaci którąś modną metodę przekonywania wyborców z wykorzystaniem danych z naszych kont i forów, z naszego lajkowania, czy popracują bardziej tradycyjnie? Wygląda też na to, że Czesi są nieco bardziej zorientowani w sprawach zarówno wykorzystania różnych sfer internetu, jak i budowania barier prawnych dla tych, którzy naszą aktywność konsumują w różnych celach. Zwykle bez naszego przyzwolenia. Skąd biorę takie twierdzenie? Otóż w rozmowie, właściwie w wyjaśnieniach Czechów wobec słabo zorientowanego Polaka, chwalili twardą i ukierunkowaną na te aspekty aktywność własnej eurokomisarz – Věra Jourová jednoznacznie mówi o tym, że brakuje skutecznej europejskiej legislacji służącej temu, żeby wszelkie wykorzystywanie i manipulacje naszymi danymi srogo karać. I jest w tym skuteczna. Zaproponowała kilka prostych represji. W tym bardzo dotkliwe finansowe. Jak będzie za chwilę z naszym RODO? Jak będzie z praktyką ochrony informacji o nas? W trzeciej dekadzie maja zaczniemy się o tym przekonywać praktycznie. No cóż, nie uda się wybrać na polską majówkę albo na czeskie stawiania słupa z maikiem czy na palenie wielkich ognisk (noc Walpurgii) bez rozmów i komentarzy politycznych. Stale nam towarzyszą. A może to i dobrze?