Ślub. Rodzina
Za nami wydarzenie roku –królewski ślub! Rodzina Win-dsorów powiększyła się o kolejnego członka. Trzeba przy-znać, że rozrost familii jest imponujący. Syn następcy tronu Karola, książę William i jego urocza małżonka Kate, w ciągu siedmiu lat małżeństwa dorobili się już trojga pociech – ostatnie dziecię o skądinąd niecodziennym jak na księcia imieniu Louis, przyszło na świat niespełna miesiąc temu. Zapewne małżonkowie na tym nie poprzestaną, więc kolejne royal baby jest pewne niemal jak w banku. Ale nie tej parze zamierzam poświęcić felieton, lecz Harremu i Meghan – obecnie księciu i księżnej Sussex.
Wielka Brytania, a zwłaszcza Stany Zjednoczone od listopada ubiegłego roku, gdy to ogłoszono zaręczyny księcia Harrego z panią Meghan Markle – żyły mającym nastąpić w maju ślubem. Książe Harry, znany z wielu „ekscesów” i przy wyborze partnerki życiowej nie zaskoczył. Wybrał Amerykankę, do tego mulatkę, na dodatek rozwódkę i jakby jeszcze tego było mało, aktorkę serialową. Obecna księżna Sussex wygląda na sympatyczną „dziewczynę z sąsiedztwa”. Nie jest ani ładna, ani brzydka – najważniejsze, że podoba się najsympatyczniejszemu rudzielcowi z Wysp Brytyjskich.
Rodzina królewska od lat wstrząsana jest większymi bądź mniejszymi skandalami. Tak więc niedawny ślub, odbywający się w cieniu „skandaliku” z rodziną Meghan w tle – przyjęto ze stoickim spokojem. Patrząc na minę królowej Elżbiety, która postanowiła przybyć na ślub wnuka – widać było obojętność. Słowem wyczytać można z niej: „Ja swoje już zrobiłam. Teraz niech inni trzymają w ryzach rodzinę i martwią się o jej reputację”. Ową minę Elżbieta II miała już przy ślubie Williama, widać więc, że od kilku lat odpuszcza sobie zamartwianie się. Swoją drogą, czyż nie ma racji? Co by nie robiła i jak się nie starała, zawsze coś się wymknęło spod kontroli. Nie ma po prostu możliwości trzymać wszystkiego w ryzach.
Wciąż ponad 60% Brytyjczyków nie wyobraża sobie życia bez monarchii. Jednakże wyniki już tak imponujące nie są, gdy chodzi o temat utrzymywania tej familii. Rodzina królewska jest utrzymywana z budżetu państwa – w roku 2017 przeciętny mieszkaniec musiał na błękitno krwistą rodzinkę wyłożyć 65 pensów, co przedkłada się na ponad 40 mln funtów. Na Wyspach jest coraz więcej przeciwników monarchii, którzy uważają, że jest ona niepotrzebna i zbyt dużo kosztuje. Antymonarchiści uważają, że za ślub familia powinna zapłacić z własnej kieszeni. Nie ma co się dziwić takiej reakcji. Impreza zaślubin młodszego syna następcy tronu Karola, kosztowała rzekomo 32 mln funtów. Co ciekawe, mimo mniejszego przepychu ów ślub był droższy od mającego miejsce w 2011 roku ślubu Williama, który zamknął się w kwocie 23,7 mln funtów. Skąd tak astronomiczna suma royal wedding? Przede wszystkim kosztowało bezpieczeństwo oraz ochrona. Nie chodzi tu tylko o królewską parę, ale także zaproszonych gości i rzecz jasna licznych gapiów, którzy wylegli na ulicę, by móc machać świeżo poślubionej parze chorągiewką. Na dzień ślubu ponadto z okolic Windsoru, gdzie odbyła się ceremonia, usunięto bezdomnych – nie ma co się dziwić tej akcji. Żadna królewska młoda para w swoim jednym z najszczęśliwszych dni, nie chce oglądać żebraka, który jest namacalnym dowodem nierówności społecznej! Wracając jednak do kosztów, na ulicach mieli pojawić się tajniacy, w oknach snajperzy, a niebo miało być patrolowane przez drony. Do tego doszło wiele mniejszych wydatków, jak obrączki, fryzjerzy, makijażystki, czy operatorzy kamer.
Patrząc na tłumy (wiele osób kilka dni koczowało, by mieć jak najlepsze miejsce), jakie pojawiły się wzdłuż przejazdu młodej pary, aż się wierzyć nie chce, że coraz więcej jest przeciwników monarchii. Postulują oni, by głowa państwa była wybierana w wyborach powszechnych, jak to się dzieje w wielu nowoczesnych demokracjach. Cóż, chyba nie wiedzą co mówią…