Wyprzedaż. Oszczędność

Autor: 
Katarzyna Redmerska

Jak się okazuje, nawet tak bogate państwo jak Stany Zjednoczone nie pogardzi wyprzedażą zbędnych rzeczy, by zarobić kilka dolarów. Być może dlatego jest tak bogate, ale nie odbiegajmy od tematu.
W sierpniu trwała wyprzedaż majątku Ambasady USA w Londynie. Wśród przedmiotów użytkowanych przez pracowników amerykańskiego przedstawicielstwa, na czoło wysuwało się 1200 rolek nieużywanego papieru toaletowego! Cena wywoławcza wyniosła 100 funtów. Papier opisano cyt. „jako prawdopodobnie nieco powyżej przeciętnego standardu” (cokolwiek to znaczy). Rolki były białe, bez jakichkolwiek nadruków kojarzących się z ich statutem. Swoją drogą, trudno by miały wygrawerowane logo firmy, w której pełniły, jakby na to nie patrzeć – jedną z bardziej strategicznych ról. Potencjalny mr. Smith mógł ponadto nabyć jeszcze m.in. kilka zepsutych, ale naprawialnych odkurzaczy, laptopy bez ładowarek, aparat fotograficzny Sony bez ładowarki, lampę podłogową bez abażura, lampki na biurko bez kabli, ale jak uspokajano w opisie przedmiotu – powszechnie dostępne. Swoją drogą, zaskakująca jest ilość niekompletnych przedmiotów. Zwłaszcza intrygujący jest brak ładowarek. Czyżby po ambasadzie grasował ładowarkoholik? Niebywałe.
Jak się okazuje, amerykańskie ambasady w innych częściach świata także gustują w organizowaniu wyprzedaży.
W Tiranie oferowano do sprzedaży m.in. generatory prądu oraz wózek widłowy.
W Erewanie do nabycia były zaplamione dywany i zepsuta lodówka. W Sztok-holmie aukcja wyglądała nieco inaczej - bardziej luksusowo, można rzec. Chętni mogli zakupić m.in. łóżka z ciemnego drzewa oraz żyrandole. Nic nie wiadomo, czy owe przedmioty były niekompletne.
Rzecznik Ambasady USA w Londynie, pytany przez brytyjskich dziennikarzy o powód organizowania wyprzedaży tego typu, wyjaśnił, że podobne wyprzedaże odbywają się co roku i są realizacją wytycznych Departamentu Stanu. Zaleca on spieniężanie przedmiotów niepotrzebnych bądź uszkodzonych, jeśli będzie to w najlepszym interesie rządu Stanów Zjednoczonych. Pieniądze trafiają do skarbu państwa. Wow!
Pozostając w temacie „funduszy”, chciałabym podzielić się z Szanownymi Czytelnikami swoim spostrzeżeniem.
Otóż zauważyłam ostatnio, że męska część naszych krajowych gwiazd, gwiazdek, celebrytów, a nawet i dziennikarzy oraz polityków – wyraźnie zaczęła osz-czędzać na materiale ubrań, które przywdziewają. Głównie mowa tutaj o przyciasnych marynarkach, z trudem zapiętych na jeden cherlawej jakości guzik, a także przyciasne i przykrótkie spodnie. Ponadto widać, że funduszy brakuje nawet na skarpetki. Biedna płeć brzydka wsuwa mokasyny na gołe stópki. Sprawa wygląda dość poważnie, bo nawet prezenterzy pogody renomowanych prywatnych stacji, na wizji ukazują swoje gołe odnóża. Mało tego, w przyciasnych garniturkach, jakby zdjętych z młodszego brata i bez skarpet niektórzy decydują się wziąć nawet ślub! Tak, tak. Widziałam takiego jednego delikwenta w kolorowej prasie. Chłopina brał ślub z córką jakiejś znanej aktorki. Co ciekawe, chłop na zdjęciu wyglądał na zadowolonego. Z drugiej strony, co miał robić, robił dobrą minę do złej gry. Dobrze, że jest lato. W zimie troszkę by w te gołe stópki przymarzł. Niektórzy panowie starają się ratować i kosztem przykrótkich nogawek – poszerzają sobie krok. Widok niecodzienny.
Żyjemy niby w państwie dobrobytu, rządzący grzmią jakie to u nas eldorado – tymczasem wszędzie widoczni są mężczyźni licho przyodziani. Niezbyt to dobra reklama. Mam nadzieję, że władza wprowadzi porządek w temacie męskiej garderoby.

Wydania: