W Gdańsku: rozpoznanie bojem
Zakończyły się przedterminowe wybory na prezydenta Gdańska, w których zwyciężyła protegowana Pawła Adamowicza – Aleksandra Dulkiewicz, pełniąca obowiązki prezydenta po jego śmierci jako komisarz, zdobywając ca 82% głosów. Grzegorz Braun zdobył ca 12% a 6% Marek Skiba, przy frekwencji wynoszącej niespełna 50%.
Jak ocenić wynik tych wyborów? To zależy od proporcji. To trochę jak z oceną wysokości góry, na jakim tle i w porównaniu z innymi może wyglądać tak, ale gdy staniemy u jej podnóża i podniesiemy wzrok będzie wyglądać już inaczej. Stąd konieczność zachowania proporcji i porównania w ocenie.
Najpierw uwaga ogólna. W wyborach PiS nie wystawił swojego kandydata, a biorąc pod uwagę, że premier Morawiecki mianując Dulkiewicz komisarzem oraz propagandę mediów głównego ścieku, w tym mediów prorządowych, dał tym samym ciche poparcie dla niej właśnie. Zwłaszcza, że nie popierając oficjalnie kandydatury Brauna, pozostawił swoich wyborców w domach.
W Gdańsku wygrała więc cicha koalicja POPiS, a przedstawicielem prawicy został Grzegorz Braun. Ponad połowa uprawnionych do głosowania nie poparła żadnego kandydata, stąd tryumfalne pienia wznoszone nad zwycięstwem Dulkiewiczowej brzmią fałszywie, bo tak naprawdę zagłosowało na nią ponad 1/3 uprawnionych wyborców. Oznacza to również, że ponad połowa albo nie miała zdania na kogo głosować, albo się wahała i ostatecznie nie zdecydowała, albo też miała to wszystko gdzieś.
Teraz o zwyciężczyni. Była ona namaszczona przez Adamowicza jako jego wicka i jak pokazały sondaże, głosowało na nią 99% wyborców głosujących wcześniej na Adamowicza, który przez kilkanaście lat stworzył tzw. „układ gdański”. A. Dulkiewicz była w tym przypadku gwarancją zachowania status quo. Tak jest zresztą we wszystkich, zwłaszcza dużych miastach, gdzie etatyzm i powiązania z władzą, czyli budżetem miasta, wiążą sporą część mieszkańców, co, licząc z rodzinami i ok. 15% wyborców. To jedno, a drugie – urzędujący komisarz ma zawsze przewagę nad konkurentami, bo też kampanię prowadzi cały czas, ma lepsze dojścia i finanse. G. Braun osiągnął podobny wynik jak kandydat PiS na urząd prezydenta Wałbrzycha – Ireneusz Zyska, który miał do dyspozycji struktury partyjne, finanse, poparcie premiera i urzędujących ministrów, którzy co chwilę do Wałbrzycha zjeżdżali, promując jego osobę. Na tym tle wynik Brauna jest ciekawy i dający nadzieję na przyszłość. Zaczyn jest, zapotrzebowanie społeczne na prawicę także, albowiem największym sukcesem Brauna było właśnie uzyskania przez gdańszczan, ale nie tylko, prawicowych treści, co bez kampanii wyborczej byłoby niemożliwe. Było to więc takie przetarcie bojowe przed czekającymi nas wyborami majowymi i jesiennymi. A więc do dzieła.
*Czy PiS ma szanse wygrać wybory?
Przewaga PiS-u nad tzw. opozycją polega na tym, że PiS coś daje, a tamci mówią, że wszystko zabiorą. No, w takim razie trudno przegrać, przynajmniej z tymi filutami, którzy mówią, że PiS uprawia populizm. To prawda, tym niemniej jest to efekt demokracji, która polega też na tym, że politycy przekupują ludzi ich własnymi pieniędzmi. Mówiąc inaczej, ludzie sami płacą za rzekome dobrodziejstwa władzy i to drożej, bo po drodze są urzędnicy-pośrednicy, którzy swoją działkę muszą wziąć, bo, jak to mówił poeta:
„Owca się sama nie ostrzyże,
krowa się nie wydoi sama.
A zaś nie ostrzyc - cóż za męka!
A nie wydoić - cóż za dramat!”
Czy opozycyjni filuci tego nie wiedzą? Ależ wiedzą, sami to przecież robili i chętnie do tych prac rolniczych by się podłączyli, ale po pierwsze, teraz muszą odgrywać inne, rozpisane role przez ich mocodawców, a poza tym kasy aż tyle do podziału nie ma i wystarczy – moim zdaniem – do końca roku, najwyżej nieco dalej.
Wróćmy do tematu. PiS nie jest gorszy od innej, zagranicznej lewicy, a może trochę lepszy. W istocie jednak wielkiej różnicy nie ma. Ludzie na całym niemal świecie żyją nie za swoje pieniądze, których jest za mało, więc potrzebna jest pomoc rządu, a ten, jak to w socjalizmie – najpierw stwarza problemy a potem bohatersko je rozwiązuje. Kiedyś robotnik mógł utrzymać się sam i swoją, na ogół dość liczną rodzinę za swoją pensję; dziś nie potrafi, bo wszystkie pieniądze idą na pomoc dla tejże rodziny, a pomoc ta to setki tysięcy urzędników, którzy im pomagają. Dziś to się nazywa Piątka Kaczyńskiego (w pierwszej wersji Piątka PiS). Oczywiście nie wszystkie proponowane pomysły są złe, bo np. podniesienie kwoty wolnej od podatku już nie, ale to za mało, żeby się z tego cieszyć.
Ale zaraz, czy coś to nam nie przypomina? Ależ oczywiście, tak samo działa mechanizm unijnych dotacji, które tak zachwalają wiosenni, schetynowcy i lubnauerowcy zwący się Koalicją Europejską. Więc jak to jest? Gdy PiS przekupuje lud darami za ich pieniądze to źle, a gdy Unia daje nam dotacje także z naszych pieniędzy to dobrze? Macie dowód, że opozycja i rządzący, jeśli chodzi o rzeczy ważne, nie różnią się niczym. Zachwalają i propagują ten sam socjalistyczny model, a różnice między nimi to kosmetyka.
Odpowiadając na postawione w tytule pytanie należy powiedzieć, że raczej tak. Na razie, w maju, ale nie będzie to wygrana przygniatająca.
*Wolność, własność, sprawiedliwość
Pod tym hasłem występuje Konfederacja dla Polski – nowy ruch skupiający różne nurty ale o wspólnym mianowniku, wyrażającym się w haśle: tak dalej być nie może! Konfederacja zawiązana została w celu wygrania wyborów do europarlamentu i stale się powiększa. Do Janusza Korwina-Mikke, Grzegorza Brauna, Piotra Liroya-Marca, Kai Godek i narodowców, dołączył właśnie Marek Jakubiak – przedstawiciel przedsiębiorców.
Nazwa „konfederacja” nawiązuje do wielkich polskich tradycji, kiedy to szlachta w obronie wolności zrzeszała się tak właśnie, ale i amerykańskich, gdy stany południowe zawiązały konfederację walcząc z molochem Unii. Konfederacja dla Polski będzie walczyć także z molochem Unii, tyle że Europejskiej, która powoli staje się Zwieszakiem Socjalistycznych Republik Europejskich.
Jakiś rok temu przywódcy Francji, Włoch i Niemiec pojechali na wyspę Ventotene złożyć kwiaty pod pomnikiem Altiero Spinellego. Już o tym pisałem, ale nie zaszkodzi powtórzyć. Spinelli został wyrzucony z Włoskiej Partii Komunistycznej za lewicowe odchylenia a jego program, polegający m.in. na likwidacji państw narodowych, stał się oficjalnym programem UE. Jest to nie do przyjęcia. KdP uznaje suwerenność Polski, rodziny, kultury i gospodarki za cele nadrzędne.
Przeciwnikami są: socjalistyczny i etatystyczny PiS, podporządkowany Waszyngtonowi. PO Schetyny – podporządkowana Berlinowi oraz tęczowa Wiosna podporządkowana Brukseli.
Walka nie będzie łatwa i nastawić się trzeba na kontrrewolucję kulturalną – na początek na zmianę terminów, a potem na marsz przez instytucje.
*O myśleniu, z którego nikt i nic zwolnić nie może
Miało nie być o polityce ale tak jak od podatków i śmierci uciec się od niej nie da. Pod koniec lutego ruszyła tzw. inicjatywa obywatelska „Szczepimy, bo myślimy” o zasięgu krajowym, która postawiła sobie za cel wprowadzenie ustawowego przymusu szczepień dzieci pod sankcją nie przyjęcia do żłobka i przedszkola. Inicjatorzy ustalili liczne punkty, w których zbierane są podpisy ludności aby po uzyskaniu ich odpowiedniej ilości, przedstawić projekt ustawy w sejmie.
Mnie bardzo podoba się druga część hasła, ta o myśleniu. Myśleć trzeba zawsze, zwłaszcza w tak ważnej sprawie jak zdrowie, ale też trzeba mieć odpowiednie informacje aby dojść do prawidłowych wniosków i podjąć decyzję. To prawda, że szczepienia mogą sprzyjać odporności ale też prawdą jest, że szczepionki, zwłaszcza te „z niższej półki” bywają zanieczyszczone różnymi substancjami i mogą u dzieci powodować różne inne schorzenie i komplikacje.
Najważniejsze jest jednak co innego, to co nazywa się systemem ochrony zdrowia, a co w rzeczywistości sprowadza się do kilku podstawowych etapów.
1. Najpierw w formie podatków i składek zdrowotnych aparat urzędniczy zbiera pieniądze aby dowolnie nimi rozporządzać, po odliczeniu znacznego procentu na własne utrzymanie, przekazać na lecznice, leki refundowane, itd.
2. Urząd (MZ) ustala procedury leczenia, czyli określa, co wolno lekarzowi a co nie, za co zapłaci a za co nie, itd. A zatem jest tak, że w ramach leczenia refundowanego przez NFZ lekarz musi poruszać się w ramach narzuconych procedur, a nie zgodnie ze swoją wiedzą i wolą.
3. Podpisuje stosowne umowy z firmami farmaceutycznymi, ustala listę farmaceutyków, które mogą być dopuszczone na rynek krajowy oraz które są refundowane.
Z kolei każda firma farmaceutyczna musi wykazywać zysk, w przeciwnym razie akcje spadną a inwestorzy odejdą.
Krótko mówiąc, firmy muszą sprzedać swoją produkcję za wszelką cenę, obniżając jednocześnie koszty. Produkty te są oczywiście badane, co zwiększa koszty a te pokrywa firma, o ile ją na to stać lub sponsorzy, którzy oczekują zysków. Bywa więc tak, że badania nie zawsze są przeprowadzone obiektywnie, ale to jedno. Najważniejsze, żeby sprzedaż leków stale rosła lub żeby przynajmniej nie spadała. Oznacza to, że firmy farmaceutyczne nie są zainteresowane wynalezieniem panaceum na wszystko, bo w tym momencie by zbankrutowały, urzędnicy utraciliby rację bytu, a szpitale pacjentów. Musi więc być tak, że dany lek może na jedno pomagać a na drugie szkodzić, w rezultacie po ustąpieniu jednej choroby trzeba leczyć drugą i tak mechanizm się napędza niczym perpetum mobile.
Trafnie to ujął Jerzy Zięba pisząc: „Wielką tragedią ludzkości jest to, że farmacja nie służy już medycynie, tylko medycyna służy farmacji”.
No więc jak – szczepić czy nie szczepić? – zapyta ktoś. Odpowiem tak: przede wszystkim myśleć i podejmować decyzję w sposób wolny, bez przymusu i na własne ryzyko.