Układ zamknięty ma się w najlepsze
Firma Visanto należąca do Jerzego Zięby została zamknięta decyzją prokuratora, ten zaś uczynił to na wniosek Rzecznika Praw Pacjenta, który z kolei oparł się na ekspertyzie dwóch ekspertek reprezentujących Narodowy Instytut Leków oraz na wniosek jeszcze kogoś. Głównym zarzutem było, że Visanto handluje nielegalnie lekami.
Ekspertki uznały m.in. koegzym Q 10, na całym świecie uznawany za suplement diety, podobnie jak roztwór srebra i złota, mumio (zarejestrowane na liście Głównego Inspektora Sanitarnego) i trawa pszenicy, która, według nich, zawiera szkodliwy chlorofil. Gdyby to było prawdą, to każda roślina zielona poczynając na sałacie a kapuście kończąc byłaby szkodliwym dla zdrowia lekiem. Mimo, że cała ta pseudoekspertyza została obalona, stało się jak się stało.
Prokurator zamiast sprawdzić, że sprzedawane suplementy zarejestrowane są na liście leków, podjął decyzję o zamknięciu firmy. Firma więc poniosła straty, ludzie stracili pracę. Ot polska rzeczywistość
Tu muszę przejść do wniosków. Jeżeli komuś się wydaje, że RPP tak samo jak Rzecznik Praw Obywatelskich, Rzecznik Konsumentów i inni rzecznicy reprezentują tych, dla których formalnie zostali powołani, niech sobie odpuści i zada pytanie: komu którykolwiek z nich pomógł? Ja takich nie znam, a skoro tak, oznacza to, że ich funkcja jest inna. Oni reprezentują interesy organizacji globalnych pacyfikując działania pacjentów, obywateli, konsumentów, itd.
W tym przypadku chodzi o interes koncernów farmaceutycznych, dla których zdrowy człowiek jest zbyteczny, bo nie będzie kupował ich produktów. Co gorsza, rząd i jego agendy działają w interesie tych firm a przecież zostali wybrani i są opłacani przez tych, których interesów (tu: zdrowia) mają bronić.
Inna sprawa, że pokazuje to, jak wielkim ryzykiem obarczone jest prowadzenie działalności gospodarczej. Gdyby Visanto zaciągnęło kredyt, dziś Zięba byłby bankrutem a może nędzarzem. (Układ zamknięty).
O tym, jak wielkie jest to niebezpieczeństwo mówi dr Hubert Czerniak, zajmujący się podobnie jak ja, uzdrawianiem a nie tylko leczeniem ludzi. Można go posłuchać w licznych filmikach na YT, a co ważniejsze – można na niego głosować w wyborach do PE, jako że startuje z listy Konfederacji.
Złoto dla odważnych
Jak podały ostatnio media, Grecja zwróciła się do Niemiec o 200 mld $ odszkodowania za straty poniesione podczas II wojny światowej. Z pewnością rządząca ekipa chce się przed zbliżającymi wyborami przypodobać elektoratowi bez względu na skutek, a ten może być żaden, już choćby dlatego, że kraj ten jest tak zadłużony, że ma niewielkie pole manewru w tego typu naciskach, choć kto wie? Bo oto w roku 2007 rząd Hiszpanii wystąpił do sądu amerykańskiego o zwrot skarbu – 17 ton złota z zatopionego przed wiekami galeonu hiszpańskiego, odnalezionego współcześnie i wydobytego przez jedną z amerykańskich firm eksploratorskich i – co może dziwić – sprawę wygrał. Być może Grecy idąc za tym przykładem coś tam osiągną, choćby przez redukcję zadłużenia.
Dlaczego o tym piszę? Z kilku powodów. Po pierwsze, i my mamy u Hiszpanii dług w postaci tzw. sum neapolitańskich. Chodzi o pożyczkę, jaką udzieliła królowa Bona królowi hiszpańskiemu Filipowi II Habsburgowi, szacowaną na 430 dukatów, co równa się 1,5 tonie złota. Jak wiadomo, Bona, wywiozła z Polski do Bari, gdzie się osiedliła, 24 wozy różnych precjozów i tam została zamordowana prawdopodobnie przez agentów Filipa. Ci, sfałszowali testament, który dziedzicem wyznaczał Filipa właśnie ale w międzyczasie znalazł się drugi testament, wyznaczający na spadkobiercę Zygmunta Augusta. Mimo prób tegoż i jego następców, długu nie udało się wyegzekwować, acz niektóre źródła mówią o zwrocie ok. 10% pożyczki.
W 2012 roku poseł Ruchu Palikota Marek Poznański wystąpił z interpelacją do Ministerstwa Finansów i Spraw Zagranicznych, powołując się na casus z 2007 r., w sprawie sum neapolitańskich, wysokość których oszacował na 235 mln zł. Odpowiedź otrzymał typowo polską: sprawa jest historyczna, tak nie można, ble, ble ble.
Pokazuje to, i to po drugie, rolę naszego państwa na arenie międzynarodowej, słabszą niż Hiszpanii czy Grecji. Ale też, i to po trzecie, kto nami rządzi. I nie ma to znaczenia, czy jest to koalicja PO/PSL, czy Zjednoczona Prawica pod egidą PiS. Nie chodzi mi o krytykę tych czy innych osób personalnie, lecz o pewną stałą cechę: jakichś deficytów, czy jak kto woli – kompleksów, wobec polityków państw zachodnich, przejawiającą się postawą zabiegającą o ich poklask, pochwałę, a co maskuje się rzekomą powagą. Wgląda to tak: my tu nie będziemy zabiegać o jakieś historyczne zaszłości, mamy ważniejsze sprawy niż te marne kilkaset milionów, bo jeżeli będziemy się o to chandryczyć to nie będziemy traktowani poważnie, nie poklepią nas po plechach i nie przyjmą do grona kolegów. Gówno prawda, jest dokładnie odwrotnie, ale co tam tłumaczyć.
Rosyjskie przysłowie powiada, że i car się schyli po kopiejkę a po rubla nawet przyklęknie. I tak to funkcjonuje. Kto nie jest wiarygodny w sprawach małych, nie jest wiarygodny w sprawach dużych.
Wokół 3 Maja: pomieszanie z poplątaniem
Mamy jak co roku obchody Konstytucji 3 maja. Smutna to powinna być rocznica, bo kończąca okres świetności i istnienia II Rzeczpospolitej. Czas Sejmu Czteroletniego zakończony uchwaleniem Konstytucji 3 majowej to próba reform, może w istocie słusznych, ale przeprowadzonych nie w tym czasie i nie w tej formie. Prusy rozegrały to po mistrzowsku. Najpierw zaoferowały sojusz przeciwko Rosji, zerwany pod pretekstem nie wywiązania się z umowy (oddanie Gdańska i Torunia) kończąc ostatnim rozbiorem. Po drodze była równie naiwna, choć już nic nieznacząca próba ratowania państwa w oparciu o Rosję, ale kości zostały już rzucone i skończyło się jak się skończyło.
Obserwując uczestników uroczystości trudno oprzeć się wrażeniu jakiegoś pomieszania z poplątaniem. Wzięli w niej udział przedstawiciele Kościoła Rzymskokatolickiego, choć konstytucja majowa jak i cały zespół reform Sejmu Czteroletniego przeprowadzili masoni, a więc przeciwnicy Kościoła. Co zabawniejsze, święto Konstytucji 3 maja uchodzi za święto demokracji, choć konstytucja ta została wprowadzona w wyniku zamachu stanu, w miejsce obieralnej monarchii elekcyjnej wprowadziła monarchię dziedziczną, a co więcej, ograniczyła prawa głosu do wąskiej grupy o określonym cenzusie majątkowym. Nie brakowało oskarżeń o agenturalność wobec zaborców, zupełnie jak dziś wobec Rosji, Niemiec i USA.
Teraz wspólny atak POPiSu skierowany jest przeciwko Konfederacji. Gazeta Polska wynalazła, że brat K. Bosaka pracuje w firmie powiązanej z kapitałem rosyjskim. To tylko jeden przykład „jaz-dy” przeciwko Konfederacji. Nie ma tu żadnych argumentów, są tylko inwektywy. Dobro państwa stojącego na rozdrożu jak to z XVIII wieku jest na sztandarach i ustach wszystkich ale każdy inaczej je rozumie. PO chce ścisłego aż do utraty suwerenności związku z Unią Europejską. PiS chce ścisłego sojuszu z USA. Konfederacja mówi, że sojusze są czasowe i muszą określać interes wszystkich ze stron. Za to – tak w mediach rządowych jak i nierządnych – oskarża się Konfederację, że służy interesom Rosji.
Czy taka propaganda wystarczy aby zaorać ludziom mózgi? Zobaczymy. Rozpoznanie bojem nastąpi już wkrótce, podczas wyborów do Europarlamentu.
Na czym polega przewaga chłopa z Workuty nad współczesnymi inteligentami?
1 maja odbyła się w Warszawie demonstracja środowisk prawicowych przeciwko obecności Polski w Unii Europejskiej. Data nie była przypadkowa, bo właśnie 1 maja Polska dołączyła do tej struktury, co może budzić wiele skojarzeń.
1 maja to nie tylko „święto” ludu pracującego miast i wsi ale też nawiązanie do Nocy Walpurgii, która, u dawnych Germanów była nocą zmarłych lub złych duchów, kojarzona z sabatem czarownic na górze Brocken w noc z 30 kwietnia na 1 maja. Kościół Szatana świętuje noc Walpurgi od 1966 r. jako umowną datę swego powstania. Ale zostawmy te skojarzenia, choć nie ma przypadków – są znaki. Chodzi o coś innego.
Relację z demonstracji przeprowadziła TV W Realu 24. Dwaj reporterzy przepytywali na tę okoliczność przypadkowych przechodniów. Część wyrażała poparcie dla demonstracji podając rozsądne na ogół argumenty, ale sporo było przeciw. Przeciwnicy posługiwali się gotowymi, propagandowymi kalkami typu: unia dała nam wolność, unia pozwala nam jeździć bez wizy po świecie, unia umożliwiła nam pracę w swoich krajach, itp. Na pytania precyzujące, ukazujące absurdalność tych haseł, przepytywani, na ogół grzecznie, kończyli rozmowę i uciekali.
Przypomina mi to rosyjskiego chłopa, który rozmawiając z innymi więźniami łagru w Workucie, w którym się znalazł w wyniku kolektywizacji, krytykował cesarza Aleksandra II, za zniesienie w Rosji pańszczyzny. Chłop ten uważał, że „źle car zrobił dając wolność wszystkim. Powinien dać ją tym, którzy uważają, że polega ona na życiu na własny rachunek, swobodzie wyboru pracy i dysponowania zarobkiem. Ale dla innych wolność oznacza możność próżnowania i życia na cudzy koszt, a dla jeszcze innych – bezkarność kradzieży. Takim car wolności dawać nie powinien.”
Nasuwa to kilka wniosków. Mamy podział społeczeństwa, jest on głęboki, bo zasadza się na wartościach podstawowych. Znaczna część, w odróżnieniu od tego chłopa z Workuty, nie rozumie tego i to niezależnie od cenzusu wykształcenia. Więcej: im bardziej ktoś jest „inteligencki” tym gorzej. Jest to efektem ogłupienia przez system oświatowy i przemysł rozrywkowy znacznej części społeczeństwa, które jest po prostu zaorane i to nie tylko w kwestii przynależności Polski do UE ale w kwestii wolności, o której tak mądrze mówił chłop z Workuty. Pytanie: w jakiej części? Odpowiedź przyjdzie dwa razy. Po raz pierwszy – 26 maja w wyborach do PE, a drugi w jesiennych wyborach do parlamentu krajowego.