POCZTÓWKA ZE LWOWA (9)

Autor: 
JANUSZ PUSZCZEWICZ
lwów.jpg

Przed nam dni szczególne, dni pamięci o tych co już od nas odeszli. Ale też dni zadumy nad ludzkim przemijaniem. W takim też nastroju odwiedzam lwowskie nekropolie, w tym miejsca uświęcone polską krwią i polskim też śladem.
O Cmentarzu Łyczakowskim, jednym z najstarszych europejskich nekropolii pisałem już wcześniej. To narodowa nekropolia, gdzie uczymy się polskiej historii. Park snu tych co tworzyli naszą narodową tożsamość, naszą kulturę, sztukę czy życie społeczne. Po raz kolejny mijam grób Marii Konopnickiej zawsze obsypany kwiatami, zniczami i biało-czerwonymi szarfami. Mijam grób Władysława Bełzy, na którego strofach uczyliśmy się w dzieciństwie patriotyzmu pytając „kto ty jesteś ...”. Mijam groby weteranów insurekcji kościuszkowskiej, napoleońskich żołnierzy, powstańców listopadowych i styczniowych. Mijam groby artystów i twórców, przypominam sobie ich dzieła i ich bogaty dorobek. Zapalam znicze na grobach często zapomnianych, które wbrew wszystkiemu przytłaczane są nowymi ukraińskimi płytami i napisami. Nagminnie bowiem chowano Ukraińców a wcześniej Rosjan w polskich grobach a zabytkowy charakter psują nowe popiersia, tablice czy wręcz posągi w socrealistycznym duchu.
Kolejne kroki kieruję na nasze tak święte narodowe miejsce – jakim jest na Cmentarz Orląt. Zawsze wierni Tobie Polsko... To bohaterowie, którzy poprzez swoją ofiarę tworzyli podwaliny dopiero co tworzonej Rzeczypospolitej. Zapalam kolejne znicze i przywołuję postać zaledwie 13-letniego Antosia Petrykiewicza – najmłodszego z Orląt. Ile on jak i jego koledzy mieli wtedy marzeń i planów.
Długo szukam grobu płk. Ferdynanda Andrusiewicza dowódcy IV odcinka obrony Lwowa. W swojej relacji pisał wtedy „sukcesy odniesione w tym dniu spowodowały olbrzymie podniesienie ducha i bardzo liczny napływ ochotników do dalszej walki...”. Część grobów zniszczono podczas sowieckiego panowania, część przeniesiono w inne miejsce. Posiłkuję się starym planem, dopiero czuwający tu rodacy pomagają odnaleźć właściwy sektor i kwaterę. Przez przypadek jak to w życiu zazwyczaj bywa poznałem ostatnio osobę z jego rodziny. Nasz bohater z zawodu architekt zmuszony ówczesną sytuacją zamienił kreślarską deskę i swoje architektoniczne plany na wojskowy mundur. Zapisał się chlubnie w obronie miasta, munduru nie zdjął praktycznie do końca życia. Chociaż zmarł w 1936 r. z uwagi na zasługi pochowany został w tym świętym dla nas miejscu. Spoglądam na Łuk nadszarpnięty przez sowieckie czołgi, które chciały go zwalić. Bezskutecznie, jak bezskutecznie starano się zabić ducha i samą pamięć. Spoglądam na skryte nadal w obskurnych pudłach dumne lwy i zadaję pytanie mojego Patryka „czemu te kamienne lwy, mają w oczach polskie łzy...”.
Odwiedzam drugi mniej odwiedzany przez rodaków Cmentarz Janowski położony na Kleparowie, gdzie wieczny spoczynek znalazło ponad 110 tys. mieszkańców. O ile Łyczakowski był w założeniu miejscem spoczynku ważniejszych, ale i bogatszych, o tyle Janowski był miejscem dla biedniejszych. Cmentarz w części jest zapomniany a nawet zdewastowany, chociaż zastępy polskich wolontariuszy robią co mogą. Wielki wkład w dzieło ratowania wnosi Dolny Śląsk.
To tu wśród ubogich pochowano zgodnie z jego wolą obecnego św. Józefa Bilczewskiego, dzisiaj jego relikwie znajdziemy w katedrze. Jego osobowość i życie zasługuje na specjalne omówienie. Kierował nie tylko archidiecezją lwowską, ale i był rektorem uniwersytetu, a nade wszystko bliski mu był los ubogich. Pochodził z Wilamowic nieopodal Oświęcimia, dzisiaj spotkamy tam jego sanktuarium.
Spotykam jego rodaków z Zespołu Regionalnego „Wilamowice”, odwiedzających miejsca z nim związane, ale i biorących udział w uroczystościach na Sichowie – ale o tym może innym razem.
To tu znajdziemy również grób zakonnika Serafina Kaszuby – który posługiwał w najbardziej brutalnym okresie komunistycznego panowania. Wielka postać, chociaż trochę dziś zapomniana. Tu też pochowane są nasze Orlęta.
W 1936 r. za zgodą polskich władz wydzielono również kwaterę dla ukraińskich Strzelców Siczowych. Jakże przeczy to dzisiejszym pomówieniom o braku polskiej tolerancji w okresie międzywojennym. Kładę znicz na zapomnianej polskiej mogile, niebawem zapłoną tu kolejne przywiezione z kraju. Jesteśmy im to winni, aby nie czuli się zapomniani.
Niewielu jeszcze pamięta o Cmentarzu Kleparowskim przy dawnej ulicy Wszystkich Świętych. Po wysiedleniu Polaków teren splantowano i posadzono drzewa. Dzisiejszy Park Stryjski to również były cmentarz, głównie niemieckich osadników. Cmentarz Zamarstynowski zamknięty w 1958 r., którego polską część splantowano i wybudowano szkołę, obiekty sportowe oraz willę oficera KGB. To tu też odkryto wiele lat pózniej zbiorowe mogiły zamordowanych w zamarstynowskim więzieniu.
Szczególne wzruszenie ogarnia mnie przechodząc obok więzienia na Łąckiego, dzisiaj muzeum martyrologii. To tu więziono i umęczono setki Polaków, to szczególne miejsce zbroczone polską krwią. Zarówno podczas tzw. pierwszego Sowieta (1939-40), niemieckiego okupanta jak i ponownego wejścia Sowietów. W czasie ich panowania zabronione było przejście ulicą obok tego ponurego gmachu, skąd wydobywał się krzyk męczonych ofiar. Szkoda tylko, że dzisiaj zapomina się w tym miejscu o polskich ofiarach, gloryfikujących tylko swoich. Swoją świeczkę pamięci zapalam więc w pobliskim kościele, może nadejdzie tu jeszcze czas godnego upamiętnienia naszych rodaków. Nie dotarłem jeszcze na Wzgórza Wuleckie, gdzie wymordowano naukową elitę tego miasta. Dobrze, że Wrocław będący spadkobiercą tamtego dorobku i tradycji o nich pamięta.
Lwów jak mało które miasto tak bardzo przesiąknięte jest polską krwią i bólem. Jakże też nie wspomnieć o dziesiątkach zapomnianych kresowych cmentarzach. Jak nie zapomnieć o tych wszystkich bezimiennnych rodakach. Tych wszystkich, którzy nie zostali jeszcze nawet symbolicznie przywróceni krzyżem czy tabliczką, zgodnie z naszą kulturą i tradycją. „Jeżeli zapomnę o nich – Ty Boże na Niebie zapomnij o mnie...” (A. Mickiewicz).
Zapalmy więc na swoim cmentarzu, często z dala od Kresów, swoją symboliczną świeczkę za tamte ofiary i tamtych też ludzi. Wspomnijmy o nich w swojej modlitwie. Jesteśmy im jak mało kto winni.

Wydania: