Literacka Polanica - Helikon

Autor: 
Walentyna Anna Kubik
H1DSCN7588 - Kopia.jpg
H2DSCN7610.jpg
H3DSCN7694.jpg
Okładka do gazety.jpg

MIŁA NIESPODZIANKA
Obecna sytuacja nie pozbawia weny poetów, malarzy, fotografików i innych artystów. Ze spokojem tworzą, zachowując pogodę ducha. Można zauważyć, że coraz więcej osób pokazuje swoją twórczość w sieci. Zatrzymane w kadrze, namalowane na płótnie, zapisane na kartce piękno otaczającej natury pokazuje wrażliwość , którą wielu odkryło w sobie właśnie teraz.
Mimo różnych zawirowań, czas pędzi jak szalony. Wkrótce dobiegniemy do połowy nowego roku. Wydawało się, że nic dobrego nas nie czeka. A tu niespodzianka! „POLANICKI OGRÓD SZTUK” - ukazała się książka, na którą długo czekaliśmy! Pachnie drukiem i można ją wziąć do ręki. W jej zawartości jest wiele prac twórców z Polanicy i okolic, profesjonalnych i amatorów. Także twórców z Klubu Literackiego HELIKON, przy Towarzystwie Miłośników Polanicy.
Promocja książki odbędzie się, kiedy znów będziemy mogli spotkać się razem bez ograniczeń. Niech namiastką będzie okładka książki.
Z uśmiechem wiosny i zbliżającego się lata.
Walentyna Anna Kubik

*Anioł budżetowy
Siedzi anioł pod choinką,
upominki bada.
Co tam robisz mój aniele?
Czy to tak wypada?
Anioł westchnął, zaklął cicho
niezadowolony.
Szef nam teraz każe sprawdzać
wszystkie paragony.
O co chodzi, skąd się wzięło
to zrządzenie boskie?
My musimy wszędzie szukać
tej luki watowskiej.
Bo tam w górze wymyślili
takie rozwiązanie,
że jak lukę zapełnimy
– każdy coś dostanie.
Ten dostanie sześćset z plusem,
tamten trzy tysiące,
a trzynastki i czternastki
raz na trzy miesiące.
Anioł myślał, że rozumie,
lecz gdy użył głowy,
stracił wiarę, bo ten anioł
to był budżetowy.
Skoro gdzieś tam złote góry
wciąż nam obiecują,
lepiej niechaj już anioły
budżetu pilnują.
A co z luką, tą watowską?
Ktoś zapytać może.
To diabelskiej mafii sprawka!
Anioł nie pomoże.
(Janusz Olearnik)

*W oparach snów
Spadałem z urwiska
Mama uśmiechała się w starej kuchni
Znowu uciekł mi pociąg
Bezradny zaczynałem wykład bez notatek
Trzymałem dłoń mej najpierwszej zielonookiej
Pojawiły się nawet kolory
Leciałem nad ziemią
Wtedy ten cholerny budzik
W oparach snów witam się z jawą
(Janusz Olearnik)

*Nadrzecze
Rzeźbimy chwile z gliny i wody. Przyjmują kształt nagości.
Złote ryby wyfruwają z głów. Jest błogo, leniwie, nadrzecznie.
W zaroślach wędkarze snują opowieści. Piją wódkę, narzekają na żony.
Psy wykradają im zdobycz, roznoszą w pyskach rybie łuski.
Twoje dłonie pachną mułem.
Usta są wilgotne i słone. Kładka kołysze się niebezpiecznie, kiedy
wywołujesz sztorm, mącisz krew w żyłach.
Polubiłam przybrzeżne tataraki. Szorstkie liście między udami.
Jęk tłumiony dłonią. Chwile, w których patrzę w niebo
i widzę gwiazdy, choć jest dopiero południe.
Mogłabym tu zamieszkać. Przybrać wodną przejrzystość.
Oddać rzece dłonie, sny, reinkarnacje.
Proszę. Zostańmy na dłużej. Na wiele milionów nocy.
Zobacz! Nasze ciała pokrywają łuski.
(Justyna Koronkiewicz)

*Portret
Namalowało nas słońce zatopione w oczach kwitnącego rzepaku.
Biegłam do Ciebie szybciej niż wiatr, szybciej niż zapach lata, 
który gęstniał wokół naszych roztańczonych ciał.
Pytałeś czy spadłam z nieba, choć niebo było także w twoich oczach.
Nasz dom w kolorze chabrów, który budowaliśmy zaczynając od światła.
Nosimy go w sercach jak najcenniejszy skarb.
Jak coś, czego nikt nam nie odbierze,
nawet gdy przekwitną wszystkie żółte kwiaty świata.
(Justyna Koronkiewicz)

*Makatka wiosenna
Twój nadgarstek jest gałęzią drzewa, z której opadły liście.
Zapach żywicy uwalnia się, kiedy łamiesz paznokieć,
gładząc mnie po szorstkiej skórze.
W naszych włosach sójki wiją gniazda, z korzeni wyrastają potoki.
Dziś w nocy padał deszcz meteorów. 
Patrzeliśmy w niebo tak długo, aż zaczął się świt.
Z nacięcia w niebie wypadło słońce.
Turlało się po ziemi jak złoty kamyk.
Dni są teraz dłuższe. Nie mieszczą się w dziuplach
pełnych jajek czekających na wyklucie.
Nasze cienie przylegają do siebie.  
Tylko wiosną słońce może złączyć w pocałunku nasze usta. 
Czujesz jak światło wypełnia żyły?
Za kilka tygodni zakwitną nam brzuchy.
(Justyna Koronkiewicz)

*Z szeptów i słów
Kruche wieczorne powietrze. Rozrzedzone kolory spływają z nieba.
W takich chwilach wystarcza towarzystwo psa i żab rechoczących
przy stawie. Garść rodzynek, kawa z kardamonem, ciepło, które mości się
pod żebrami.
Wyciągam z pudeł pożółkłe kartki. Koperty z niezapominajkami.
Piórka sójki. Liście miłorzębu. Płaski kamień z odciśniętą muszlą.
Słowa. Rozmazane, nieczytelne. Jak krajobraz za oknem.
Pośród nich zapach. Cynamon i Esprit. Nasze zdjęcie w sepii.
Pamiętasz Pensjonat Pod Różą? Gipsowe aniołki chowane pod łóżkiem?
Zawstydzaliśmy je nagością. Zachłannym wsiąkaniem w siebie.
Za oknem szumiało miasto. Widzieliśmy tylko szczyty gór, które
rosły w nas. Punkty styczne z ziemią. Mocno splataliśmy palce,
by nie porwał nas wiatr.
Dziś szczęście przechodzi przez nasz dom. Powietrze pachnie deszczem.
Napiszesz mi coś? – pytam. Tak. Napiszę ci drewnianą werandę, ogród
z malwami i bernardyna strząsającego mgłę z sierści.
(Justyna Koronkiewicz)

*Genealogia uczuć
Wybrać właściwy moment.
Bezpiecznie
wyłuskać serce z łupiny.
Otulić się zielenią.
Z ufnością małej pestki
zapuścić korzenie
w człowieku.
(Justyna Koronkiewicz)

Wydania: