Sapioseksualizm. Upodobania
Nie tak dawno przeprowadzałam wywiad z seksuologiem na temat sapioseksualizmu. Większość Szanownych Czytelników pewnie otwiera teraz usta ze zdumienia i zastanawia się, co też, u licha, kryje się pod tym określeniem. Już wyjaśniam. Otóż sapioseksualizmem nazywamy nową orientację seksualną, w której jej przedstawiciele wykazują zainteresowanie tylko i wyłącznie osobami wyróżniającymi się spośród innych mądrością, wyjątkowymi zdolnościami czy bardzo wysokim wykształceniem – uroda nie odgrywa tu żadnej roli. Mówiąc najkrócej: sapioseksualiści pożądają intelektu, uwodzi ich mądre słowo. No, no, chciałoby się rzec i dodać – co też to ludzie nie wymyślą. W pierwszej chwili przyznam szczerze, pomyślałam sobie, że ta cała nowa orientacja to nic innego, jak snobistyczna moda na intelekt. Sapioseksualistom zarzuca się pozerstwo, że ich preferencje seksualne są wyrazem wywyższania się i podkreślania swojej inteligencji. No niby ma to sens, jednakże po głębszym zastanowieniu naszła mnie refleksja – czyż nie mówi się, że najbardziej sexy jest mózg? Wszyscy dobrze wiemy, że uroda to pierwsze co przemija, tak więc, czy jest czy też jej nie ma, to znaczenie drugorzędne.
Z drugiej jednak strony, jak ma się do tego całego sapioseksualizmu trwająca moda na nieskazitelny, wiecznie młody wygląd? Właśnie chyba w tym dążeniu do „nieskazitelności” urody należy szukać odpowiedzi na potrzebę sapioseksualizmu. Ludzie dojrzeli do normalności, no przynajmniej, jak widać – jakaś ich część. Jak się okazuje, są tacy, którzy w łóżku bynajmniej nie szukają idealnej kochanki/kochanka rodem z powieści erotycznych, i nie marzą o scenach w alkowie, gdzie słychać jedynie metaliczny brzęk zamykanych kajdanek o wezgłowie łóżka, tudzież odgłos strzelania biczem. Sapioseksualiści szukają przyjemności w rodzaju zmysłowego intelektualnego szeptu o Senece czy też Platonie, w trakcie miłosnych igraszek. A to czy partner ma jedną czy dwie fałdki więcej, to nieistotne.
Tak, tak, sapioseksualizm to odpowiedź na wciąż dominujący trend kultu ciała, który powoli staje się farsą. Przykładu daleko szukać nie muszę. Ostatnio do programu „Szkło kontaktowe” dodzwonił się jegomość, który poinformował z wyrzutem, że w „Faktach” przeszkadza mu u redaktora Piotra Kraśki jego jedno mniejsze oko. Rzekomo to „mniejsze oko” go rozprasza. O niebiosa! Co ma oko do przekazywania informacji, pytam się? Uwaga widza - estety, skłoniła mnie do przyjrzenia się mojej fizjonomii, ze smutkiem zauważyłam, że jedna z moich małżowin usznych nieco odstaje. Niebywale się tym „felerem” zdenerwowałam. Moja nader wybujała wyobraźnia podsunęła mi bowiem zaraz jeden z możliwych scenariuszy – oto Drodzy Czytelnicy nie mogą skupić się na moich felietonach, mając przed oczami moje odstające ucho. Ratunku! Co mam teraz zrobić? Plastycznie je sobie przyklepać? Czy może zakryć włosami? Na szczęście w gazecie, w przeciwieństwie do telewizji – można użyć Photoshop. Uff, niebezpieczeństwo zażegnane. Ale, ale, jeżeli już o Photoshopie mowa – tu też niestety kryje się mały kruczek, w postaci odkrycia przez wprawne oko widza, majstrowania przy zdjęciu. Boleśnie się o tym przekonała pewna trenerka fitness, znana głównie z bycia żoną znanego piłkarza. Owa pani, aktywnie działająca w mediach społecznościowych, z upodobaniem dzieli się z innymi swoimi przemyśleniami na temat pracy nad formą swojego ciała, dużo czasu poświęcając brzuchowi. Kilka miesięcy temu pani ta urodziła dziecko i jak się zapewne Szanowni Czytelnicy domyślają, dużo czasu poświęcała brzuchowi, który na jej zdjęciach prezentował się niczego sobie. Niestety ów brzuch został sfotografowany, gdy pluskał się w morzu podczas wakacji i niestety nie wyglądał już tak idealnie. Rozgorzała gorąca dyskusja w necie na temat pani i jej brzucha, który nieco odstawał. Tak na marginesie, to brzuch zasadniczo zawsze lekko odstaje, taka jego uroda. Tak, tak, sapioseksualizm w tym całym szaleństwie zdaje się być normalnością.