A co tam w Różanym Dworze...
… Biały Królik czyli resztki sumienia jako słów kilka o naszych Braciach Mniejszych w mroźną niepogodę i śnieżny czas, a też o dziczkowym plemieniu i o tym … aby serce, sercem było …
Powoli nadchodzi wiosna i pozwala mieć nadzieję na odrobinę ciepła. Słońce coraz to bliżej. Mroźna, mroźna zima odchodzi... łagodnieje jak stary siwy człowiek u kresu swej wędrówki. I już za chwilę nadejdą marcowe pogody i niepogody. A rzekł mi kiedyś mój znajomy pisarz o pewnym przysłowiu, tak prawdziwym dla wielu słabych i zmęczonym życiem... Cieszy się starzec, że przeżył marzec ... Bowiem to czas chwiejnej pogody i przełomów. Zimy z wiosną wielkiego mocowania. I wiosna już u progu i znów rodzi się życie. Ale wróćmy do mijającej zimy, mroźnej szronem siarczystych mrozów, obfitej w śnieżny puch. Bowiem tam to, w ekstremalnych warunkach znaleźć można coś. To COŚ, co wyróżnia nas i sprawia, że jeden drugiemu niepodobny. A niby ci sami. Bo oto idziemy przez życie, a na drodze naszej pojawiają się tysiące spraw... które były, są i będą egzaminem z naszego człowieczeństwa. Niezapisane w dekalogach, a jednak...
I chciałam rzec słów kilka o naszych Braciach Mniejszych i o tym, że światy te... fauny i flory składają się na jedną wielką opowieść o życiu. I któż to nam rzekł, że jesteśmy panami stworzenia. Bo to przecie wystarczy, że zabraknie jednego, najmniejszego elementu – ogniwa w tym wiecznym zapisie życia, a zachwieje się cały ten genialny system na naszej planecie. Podobno myślenie ma przyszłość.
Myślmy o zwierzętach w ten zimowy trudny czas. Na jeziorach i skutym lodem brzegu morza... zamarznięte, uwięzione w lodzie łabędzie. Młode dziki, opuszczone przez zabitą matkę, przerażone, zmarznięte dzicze prosięta tulą się rozpaczliwie do siebie na siarczystym mrozie. W lasach zamarzają dzikie zwierzęta, często wyniszczone głodem. Stada ptaków szukające pożywienia na pokrytych śniegiem polach. Pamiętajmy o zwierzętach. Syci i otuleni ciepłem w naszych domach ... pamiętajmy. Tak niewiele, a tak wiele ... aby wystawić karmniki, lub choćby na śniegu rozsypać ziarno czy chleb. Czasem resztki z obiadu. Nie wyrzucajmy, nakarmmy zwierzęta.
Ptaki, bezdomne koty, łasice i myszy. Mam tu pod Różanym Dworem od lat wielu, miejsce takie, gdzie karmię zwierzęta i ptaki. A co tam przychodzi, to jeden Pan Bóg wie...wszelkie stworzenie dzikie lub opuszczone co w mróz szuka pomocy w ludzkich siedzibach. Cały ten świat skrzydlaty i futrzany podchodzi pod dwór z ufnością co sprawia, że nigdy nie zapomnę położyć chleba, ziemniaka i tego wszystkiego co już w domu zbędne.
Czasem sarny pod dwór podchodzą, czasem samotny dzik, lisy i łasice i całe mnóstwo innego stworzenia. Czasem w sadzie wykładam siano, tak aby zwierzęta legowiska miały i ogrzać się mogły. A jednego roku jak sarna i jelonek zimą zagościły, to i na wiosnę zostały, a w starej szopce na skarpie, w gęstwinie krzaków i chaszczy młody jelonek przyszedł na świat. I wiem, że wszyscy podobnie czujemy, a mówić o tym nie chcemy, bo to jakiś dziwny wstyd przed tym, aby może tak ckliwie się nie uczyniło. Tak, tych uczuć boimy się i skrywamy. I nie powiemy jeden drugiemu, co tak naprawdę w nas siedzi, bo to pewnie byłby wielki wstyd, tak to wprost i bez ogródek. Nie bójmy się uczuć, ciepła i dobroci. Nie bójmy się ujawnić troski tej przedziwnej, infantylnej, takiej jaką tylko dziecko mieć potrafi.
Proste rzeczy i słowa są najlepsze i prostym językiem mówić trzeba, a każdy słowa te zrozumie.
Czy wiecie Państwo co to są... remizy. Powiecie, no przecież strażackie. To też, ale nie tylko, bowiem w mowie leśników, to miejsca żerowania zwierząt i ptaków. Okólniki, gdzie zwierzyna i ptactwo znajduje pożywienie. Remizy sadowi się w lasach, na słonecznych stokach i przesiekach. A zakrzewia się je różnymi jagodami, krzewiną co owoc wydaje, drzewkami owocowymi, bzem czarnym i kaliną, jarzębiną i głogiem, orzechowcem i śliwą, jabłonią i gruszą, maliniakiem i krzakiem agrestu, porzeczką i borówką. Tym wszystkim co owoc wydaje by zwierzynę wykarmić. A piszę tu o tym, bo każdy może... tę czy tamtą krzewinę w lesie lub polu, na miedzy, przy drodze, na działce czy w ogrodzie posadzić. I niech tam rośnie i wzrasta ku pożytkom. Bo jeśli wiosną sadzić będziemy, to już jesienią pierwszego owocu doczekamy.
A po latach obsypią się drzewa i krzewy barwą jagód i owoców. A to przecie tak niewiele, wiosną w pola pójść i do lasu, miejsce słoneczne znaleźć i... posadzić. I to wystarczy, więcej nie trzeba, by ptaki i dzikie zwierzęta zimą co jeść miały. Myślę tak sobie, jak to byłoby dobrze, gdyby nauczycielki zechciały dzieciom ten sposób na przymierze z przyrodą zaszczepić. Bo to jak w przysłowiu staropolskim ...czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci.
A na koniec moich tu mądrości... opowiem Państwu pewną historię ku przestrodze.
Biały Królik
...Jechali luksusowym samochodem, wolno pokonując śnieżną przestrzeń.
Mroźna cisza nocy. Temperatura spadła poniżej minus 20 stopni Celsjusza. Dwaj młodzi przyjaciele rozmawiali o wspólnych sprawach. Auto toczyło się wolno po iskrzącej się mrozem, śnieżnej powierzchni drogi. Nad nimi zawisł Księżyc. Romantycznie tak... rozświetlił białą ciszę, ukazując na horyzoncie czarną, daleką smugę lasu. Dobrze jest odczuwać piękno mroźnej wiejskiej krainy siedząc w ciepłym, przytulnym, wnętrzu samochodu. Odprężeni, snującym się pachnącym dymkiem, leniwie rozparci w wielkich, miękkich fotelach limuzyny, ujrzeli małą czarną kropkę, zbliżającą się i rosnącą w oczach. Drogą szedł człowiek. Wyglądał jak kupka nieszczęścia. Uginał się pod ciężarem swojej historii, obolały od razów jakie niesie życie. Niósł brezentową starą torbę podróżną i kurczowo chował się w sobie, jak gdyby chciał się zapaść pod ziemię, przed mrozem uciec i nieszczęściem. Mroźna przestrzeń kłuła boleśnie i sprawiła, że zdał się na tej drodze jakimś małym i niepozornym, bezbronnym w jakiejś ucieczce przed czymś strasznym... znanym tylko jemu i tej białej ciszy. Auto stanęło. Skrzypnął śnieg. Srebrzysty samochód, srebrzysta poświata, srebrzysty zimowy świat. Młodzi przyjaciele, zaprosili człowieka do środka.
I wtedy popłynęła opowieść o straconych złudzeniach w wielkim świecie i o tym, że dzisiaj wraca do domu rodziców, gdzie talerz chlebny i ciepły piec. Resztką sił swoich wraca i wdzięczny jest, że tu w tym mroźnym pustkowiu, spotkał życzliwych ludzi. Jeszcze mroźne, lodowate kilometry drogi dzieliły go od domu. Smutna to była opowieść, a gdy wysiadł na peryferiach wioski i pożegnał się z wdzięcznością i niewielkim, prawie niedostrzegalnym uśmiechem, który prześlizgnął się nerwowo przez zmarzniętą twarz... wtedy dwaj przyjaciele spojrzeli na siebie i poczuli coś, co wypełniło ich spokojem i dobrostanem. Bo oto pomogli człowiekowi. Jeden z nich spojrzał na samochodowy zegar i powiedział... czas do domu. Wolno, upajając się chwilą, zawrócili i jechali białą drogą do domu. Termometr wskazywał minus 21 stopni Celsjusza. Nagle, jeden z przyjaciół ujrzał coś na poboczu drogi... auto zahamowało. Na śniegu leżał Biały Królik. Zamarzał. Resztką sił czołgał się niezdarnie, wlokąc za sobą zdrętwiałe nóżki. Wspierając się niezdarnie na przednich łapach, ciągnął za sobą bezwładny tułów. Chłopcy, przyglądali się przez chwilę, po czym jeden z nich zdecydowanie powiedział... nie mamy czasu, jedziemy do domu i auto szybko zaczęło oddalać się z miejsca zdarzenia.
Dwóch złotych chłopców w srebrnym samochodzie na srebrnej drodze ... Biały Królik na śniegu i siwy dym. Srebrzysty samochód, srebrzysta poświata, srebrny zimowy Świat. Kraina lodu. Chłopcy wrócili do swoich ciepłych i przyjaznych domów i opowiedzieli tę historię o człowieku wędrującym w śniegu, o pomocy i... o Białym Króliku powoli zamarzającym na białym polu. Dlaczego się nie zatrzymaliście, nie zabraliście umierającego zwierzątka... nie było czasu – taka była odpowiedź.
Czasami jawią się na drodze naszej przedziwne historie. A może to były resztki sumienia, które pozostały tam, hen daleko w mroźnych polach. Czy ten chłopiec, który utracił wszystko w wielkim i niebezpiecznym świecie, gdyby tamtędy przechodził to... pozostawiłby Białego Królika konającego na śniegu, czy wziął pod podszytą wiatrem kurtkę i zaniósł do domu.
A to wszystko mogło wydarzyć się tu i teraz. Tuż za miedzą, a może hen tam daleko za siedmioma lasami, za siedmioma górami, tam gdzie wzrok nie sięga. A może całkiem blisko... i widział to Księżyc rozpostarty na nocnym, gwieździstym, granatowym niebie nad Wielką Białą Ciszą. Płynący po Niebie tuż nad leżącą w tym śniegu Krainą, starym poczciwym Kłodzkiem, wtulonym od wieków w swoją Kotlinę.
A ja już na zawsze zapamiętam tę historię. I w myślach moich słowa... Biały Królik, pozostaną jako syndrom cierpienia, manifestujący się obraz konającego na śniegu zwierzątka.