Dawne gospody w Dolinie Bystrzycy Łomnickiej (3) - Gospody w Nowej Bystrzycy – cz. 2
Jeszcze w latach 60. XIX wieku, trzecią gospodę w Nowej Bystrzycy otwiera niejaki Joseph Pohl. Swoją inaugurację (niem. Einweihung) organizuje 27 września 1868 roku, w święto Kirmes. Działając w obliczu dość licznej konkurencji stara się zachęcić gości oferując im m.in. czeskie piwo (niem. bőhmisches Bier). Chyba nieźle mu się wiedzie, bo robi to bardzo długo, do roku 1892, kiedy to biznes przejmuje Otto Pohl (może syn?). Tenże jednak szybko rezygnuje, bo w 1895 roku gospodę prowadzi już niejaki Heimann. Natomiast w XX wieku gospodę „Zur Erholung“ prowadził Karl Tatzel, a po jego śmierci, w 1906 roku, wdowa po nim Johanna Tatzel, która w opowiadaniach dawnych mieszkańców była zapamiętana jako bardzo energiczna gospodyni. Już w czasie II wojny światowej jako właściciele są wspominani Richard i Maria Baumgarten.
W „Zur Erholung” mieszkańcy bawili się tanecznie od 4 do 6 razy rocznie. Gospoda znajdowała się przy głównej ulicy, na początku Nowej Bystrzycy, pomiędzy dużymi zakładami produkcyjnymi (papiernią, i zakładami Vacuum Pressgut) i była bardzo popularna wśród ich pracowników. Stąd zapewne jej nazwa, którą można tłumaczyć jako „Odpoczynek”, a może lepiej jako: „Na spocznij” lub „Po godzinach”. Budynek nadal jest w niezłym stanie, ale funkcjonuje już tylko jako dom mieszkalny przy ulicy Bystrzyckiej 11 i ciężko doszukać się wizualnych śladów dawnej działalności.
Kolejną gospodę w Nowej Bystrzycy prowadzono w majątku nowobystrzyckiego wolnego sędziego. Informacje o jej działalności znajdujemy w 1873 roku, kiedy to właścicielem karczmy był Freirichter Johann Prause. Rodzina Prause była bardzo znana w całej dolinie, a jako właściciele wolnego sędziostwa w Nowej Bystrzycy są wymieniani już w 1845 roku. Jak to często bywało w tamtych czasach, dość szybko zmienił się właściciel i na przełomie lat 1887/88 jako nowy „Freirichterei” do swoich włości zaprasza Hugo Urner, wcześniejszy gospodarz bystrzyckiej karczmy „Im wietzen Rotz”. Przed wybuchem I wojny światowej dobudował odrębną salę taneczną z ciekawym rozwiązaniem ogrzewania w postaci nadmuchu ciepłego powietrza pod podłogą. Po wojnie gospoda należała do rodziny Neumann, a w latach 20. i 30. XX wieku właścicielem był Michael Ulbrich.
Gospoda znajdowała się w centrum wsi, pod numerem 27, ale była nieco oddalona od głównej drogi i organizowała taneczne imprezy nieco rzadziej niż sąsiadujące karczmy – 3-5 razy rocznie. Do dzisiaj nieźle zachowały się główne zabudowania dawnego sędziostwa (gospodarstwo nr 43), ale główna sala taneczna już nie istnieje.
W Nowej Bystrzycy była jeszcze piąta gospoda. Dawni mieszkańcy wspominają karczmę prowadzoną w majątku Freibauera (tłum.: wolnego chłopa lub wolnego gospodarza), położoną w najwyższej części miejscowości, przy ostrych zakrętach drogi do Spalonej. W wiekach wcześniejszych Freibauerzy stanowili grupę społeczną o podobnych ale jednak znacznie mniejszych przywilejach jak Freirichterzy. Posiadali oni jednak przywilej wykonywania alkoholowego destylatu (niem. Branntwein lub Kornbrand) – wódki zbożowej. Wiemy, że w połowie XIX wieku właścicielem tego gospodarstwa była rodzina Jung. W gospodzie nie były organizowane zabawy jak w niżej położonych obiektach, ale chętnie była odwiedzana przez okolicznych gospodarzy aby napić się przedniego trunku z własnej produkcji i zagrać w karty. W roku 1914 gospodarstwo „Zum Freibauern” kupuje August Riedel, który oferował dla gości także 3 pokoje, a od roku 1930 gospodarzy tam jego syn Felix Riedel.
Klimat karczmy został zapisany we wspomnieniach Dr. Paula Rei-nelta – miejscowego duchownego ale przede wszystkim poety i pisarza: „Cóż to był za dobry Kornbrant, Freibauerkorn! Najlepszy jaki znałem! W niedzielne popołudnia mężczyźni zbierali się i popijali, przy grze w karty, dwie może trzy szklanki, jaśniutkiej Kornbrant, z dobrze wypalonego zboża. Siedzieli razem w dużej sali, palili suszony tytoń. Gdy już ciemno się robiło, i ciężko karty było rozpoznawać, biły dzwonki na Anioł Pański (godz. 18), a wszyscy, odkładając karty na bok, wstawali, cicho się modlili, żegnając serdecznym „Guten Abend!“ kończyli grę.”
Dla budynku gospody charakterystyczna była sygnaturka z dzwonem na szczycie dachu, który wybijał rytm dnia dla górnej części wsi. We wspomnieniach mieszkańców utrwaliło się, że na dźwięk dzwonu krowy same schodziły z łąk do swoich gospodarstw. Po wojnie gospodarstwo o numerze 68 (dawne 85) przechodziło różne dzieje. Jeden z budynków służył m.in. za miejsce lokalnych potańcówek. Pomimo, że w latach 70. XX w. dokonano przebudowy, budynki nie miały szczęścia do właścicieli, popadały systematycznie w ruinę. Jednak w ostatnich latach opuszczone gospodarstwo nabył inwestor, który planuje mu przywrócenie dawnych funkcji jako pensjonat. Koncepcję odbudowy i adaptacji budynków wykonał Zbigniew Tyczyński. Warto mocno kibicować tym planom.