Opowiadanie: Ciasto z prodiża i transmisja pielgrzymki Ojca Świętego

Autor: 
Dagmara Kacperowska

Pod koniec 1986 roku babka była u szczytu zimnej wojny z sąsiadką. Można więc ten rok uznać za wyjątkowy pod względem wydarzeń w skali naszej wsi. Działo się również na arenie międzynarodowej.
W lutym został zastrzelony szwedzki premier Olaf Palme. W kwietniu, dokładnie dwudziestego ósmego, służby Pomiaru Skażeń Promieniotwórczych w Mikołajkach zarejestrowały sporą aktywność izotopów. Jak się okazało, dwa dni wcześniej doszło do wybuchu w czarnobylskiej elektrowni atomowej. Ruskie zawsze coś muszą spieprzyć i na dodatek się potem nie przyznają. Czy oni to mają wrodzone? Czy może za dużo samogonu? Chyba w przypadku elektrowni emocji jest aż nadto, by wspomagać się procentami? No, ale co ja tam mogę wiedzieć. Moje związki ze wschodnią kulturą są wyłącznie frazeologiczne. „Wo głubinie sibirskich rud…” Aleksandra Puszkina będę chyba pamiętać do końca życia, dzięki mojej nauczycielce języka rosyjskiego.
W tym samym roku brytyjski zespół Genesis wydał album pod tytułem Invisible Touch, na którym znalazł się satyryczny utwór „Land of Confusion”. Latem odbył się XXIII Sopot Festival z takimi gwiazdami, jak; Bonnie Tyler, Bad Boys Blue no i oczywiście z Karelem Gottem! Jesienią zaś, skończyłam siedemnaście lat.
Co do konfliktu na linii babka – sąsiadka, wrzało od bodajże dwudziestu lat. Tak naprawdę nikt nie wiedział o co im poszło. Ot po prostu. Prężyły się nawzajem przed sobą, stroiły, puszyły. A to jedna w nowej garsonce do kościoła poszła, to na drugi tydzień krawiec szył podobną drugiej. Jak seniorka posadziła przed domem nowe kwiatki, sąsiadka zaraz sadziła dwa razy więcej. Z węglem było to samo. Jedna pięć ton, druga choćby o tonę więcej!
Apogeum konfliktu osiągnęły właśnie pod koniec 1986 roku, kiedy to sąsiadka tuż przed świętami Bożego Narodzenia kupiła sobie kolorowy telewizor. Babka prawie zzieleniała z zazdrości! Wówczas za kolorowy telewizor trzeba było wydać majątek! Szczyt marzeń większości Polaków. A tu piękny, radziecki „Rubin”, stanął w centralnej części pokoju sąsiadki. Niczym ważny gość. Jak ona nim się chwaliła, jak mnożyła zalety! A jakie kolory, jaki dźwięk! A babka tylko wznosiła modły, żeby jej się to ustrojstwo zepsuło.
Fakt, prawdopodobieństwo wysłuchania jej intencji było duże, ponieważ telewizory radzieckiej produkcji miały jakąś wadę fabryczną i dość często wybuchały. Zyskały nawet przydomek „Zemsta Stalina”. No i w drugi dzień świąt spełniło się! Ruskie zaatakowały. Siedziałyśmy sobie spokojnie przy świątecznym obiedzie, kiedy usłyszałyśmy przeraźliwy krzyk sąsiadki. Wybiegłyśmy szybko na podwórze sprawdzić co się stało. Z okna, gdzie sąsiadka miała pokój stołowy buchały kłęby dymu. Czerwona gwiazda od wschodnich przyjaciół rozbłysła niczym „supernowa”, zajmując ogniem choinkę i firankę. Całe szczęście, że remiza strażacka znajdowała się dwa domy dalej. Skończyło się na nadpalonej meblościance. Babka niby odetchnęła z ulgą, bo nie miała już czego zazdrościć sąsiadce. Jednakże na wiosnę 87’ i w naszym domu pojawił się kolorowy telewizor. Był to polski „Neptun” 501 zakupiony przez siostrzeńca seniorki na książeczkę górniczą. No, teraz to babka była górą!
Zbliżał się czerwiec, a wraz z nim trzecia już z kolei pielgrzymka, naszego papieża Jana Pawła II. Msza święta miała być transmitowana przez telewizję polską. Seniorka szczęśliwa, bo będzie mogła ukochanego papieża oglądać w kolorze. Z tej okazji zaprosiła dwie koleżanki, upiekła ciasto z truskawkami w prodiżu i zaparzyła kawę z „importu”. Czekają. Mama w tym czasie poszła się położyć do siebie, bo od rana zanosiło się na burzę i miała straszną migrenę. Ja, zmuszona przez babkę, siedzę i czekam na godzinę „zero” żeby ewentualnie dokroić ciasta, czy nastawić wodę na kolejną kawę. Rozpoczyna się msza święta. A tu grzmoty coraz bliżej i częściej. Mówię do babki, żeby wyłączyła telewizor, bo zaraz coś się spali.
- A co ty mi będziesz gadać – syknęła – siedź cicho. No to siedzę. Nagle, jak nie grzmotnie! Na ekranie Neptuna tylko coś błysnęło i ciemno.
- A to pewnie prąd wysiadł – zagaja jedna z koleżanek.
Siedzimy więc tak w ciszy. Jedna na drugą spogląda spode łba.
- Ale pyszne to ciasto – rzuca druga. W końcu jednak znudzone oczekiwaniem, dopiły kawę i poszły do domu twierdząc, że prąd to pewnie wróci za parę godzin. Nic tu po nich.
Prąd faktycznie wrócił późnym wieczorem. Niestety telewizora nie udało się już włączyć. Przepięcie było tak silne, że coś się w nim spaliło. I tak skończyła się era kolorowej telewizji w naszym domu.
Kilka dni później, babka pieliła coś w ogródku, gdy wyszła sąsiadka i z nieukrywaną radością pyta:
- A co tam słychać u sąsiadki? Oglądała sąsiadka Ojca Świętego? Wspaniałe kazanie! – podkręcała atmosferę, świadoma już tego, że nasz telewizor szlag trafił.
- Kochana! – odparła babka – córka mi kupiła wideło! Teraz mogę o każdej porze dnia i nocy oglądać ojca świętego!
Jestem w stanie dziś przysiąc, że widziałam jak sąsiadce opadła szczęka.

Wydania: