Felieton Jana Pokrywki (czerwiec 2024)
Samorządy powyborcze
Największym i najważniejszym nieszczęściem samorządu w Polsce jest jego upartyjnienie. Niestety polski system partyjny jest patologią, swoimi patologiami zaraził system samorządowy.
Sprawny samorząd ma własne pieniądze i radnych, odpowiedzialni są tylko przed własnymi wyborcami. W latach 90. ubiegłego wieku ten system w Polsce działał i się sprawdzał, dzięki czemu polska prowincja dokonała skoku cywilizacyjnego. Partie polityczne były jeszcze w powijakach, a ich aparaty słabe. Dominowały lokalne komitety społeczne. Ważne było czy samorząd potrafi tak gospodarować, żeby mieć jak najwięcej własnych pieniędzy. Było również główne kryterium oceny wójta, burmistrza i prezydenta. Np. w Kamieniu Pomorskim burmistrzem został prawicowy Stefan Oleszczuk.
To się zaczęło zmieniać po 2002 roku, gdy na skład rady gminnej coraz większy wpływ uzyskały partie polityczne. Rósł ich wpływ na system samorządowych finansów i był on przeważnie negatywny. Samorządy traciły coraz więcej pieniędzy, których coraz więcej przechodziło do dyspozycji rządu, czyli do różnych partii klik i koterii, bo to przecież one tworzyły rządy.
Bez partyjnej desygnacji bardzo trudno zostać radnym, wójtem, burmistrzem, czy prezydentem miasta. Podobnie w powiecie i samorządzie wojewódzkim, zostanie radnym bez partyjnego stempla jest w zasadzie niemożliwe.
Coraz większego znaczenia nabierała skuteczność w zabieganiu o pieniądze z Unii Europejskiej i o rządowe dotacje. Dzisiaj skuteczność wygospodarowania własnych pieniędzy na inwestycje ma niewielkie znaczenie. Ten ma największe „kwalifikacje”, kto ściąga pieniądze od rządu lub z funduszy unijnych. Wiadomo, że pieniądze od rządu, to faktycznie pieniądze od partii politycznych, ale podobnie jest z funduszami unijnymi, których system dzielenia też zależy od tego, która partia rządzi.
Upadek samorządności nie ogranicza się tylko do samorządów. Upartyjniły się również instytucje, których fundamentalną zasadą jest niezależność, jak np. Regionalne Izby Obrachunkowe i Samorządowe Kolegia Odwoławcze, co już kompletnie wypaczyło idę samorządności.
Szpryce pod specjalnym nadzorem
AstraZeneca właśnie przyznana, że szpryce na C-19 mogą powodować rzadkie, ale śmiertelne zaburzenia krwi, czyli zakrzepicę, zwane z zespołem małopłytkowości (TTS). Przyznanie zostało niejako wymuszone przed brytyjskim sądem w trakcie rozprawy z powództwa ofiar wartości 125 mln dolarów.
Z danych British Pharmacertical Service wynika, że co najmniej 81 osób zmarło z tego właśnie powodu.
TTS jest spowodowana białkiem kolczastym deformującym płytki krwi. Obrazowo wygląda to tak, że zwykle płytki w kształcie krążka przyjmują kształt wydłużony. Białko kolczaste zawiera tzw. domenę RGD – peptyd trzech aminokwasów aktywujących komórkę i jej nieprawidłowe zachowanie.
Szpryce są szczególnie niebezpieczne dla sportowców, np. zawodnik Holandii upadł bez powodu i zmarł podczas meczu Euro 21.
Na tym tle szczególnie ważne jest niedopuszczenie do przyjęcia globalnej władzy przez WHO. W Genewie miało miejsce spotkanie Międzynarodowego Ciała Negocjacyjnego (INB) w ramach sesji nadzwyczajnej Biura Narodów Zjednoczonych na temat traktatu pandemicznego, o czym była już mowa wcześniej. Celem jest uzależnienie państw od globalnej władzy przez lockdowny, paraliż gospodarczy oraz ograniczenia praw i wolności ludzi.
Buteyko powraca
Podczas długiego, majowego weekendu widać było wielu uprawiających jogging. Czy to zdrowo? Nie za bardzo. Jogging nadwyręża stawy, ale nie to nie wszystko. Jest jeszcze syndrom wymuszonego, głębokiego oddychania.
Autorem koncepcji choroby głębokiego oddychania jest prof. Konstantin Buteyko. Dochodzi w niej do hiperwentylacji, w rezultacie której w organizmie jest za mało dwutlenku węgle (CO2), czyli występuje hipokapnia stan obniżonego ciśnienia CO2 we krwi poniżej normy wywołanego hiperwentylacją. To z kolei sprzyja takim chorobom jak astma, zapalenie śluzówki nosa, alergie czy nadciśnienie.
W obecnej atmosferze Ziemi mamy od 10 do 20 razy za mało CO2. Wbrew pozorom, ten „niedomiar” sprzyja niedotlenieniu organizmu, a niedobór tlenu (O) ustrój rekompensuje zwiększoną produkcją hemoglobiny i erytrocytów, co z kolei jest powodem zagęszczenia krwi, zwiększenia jej lepkości, a w konsekwencji powstawanie zakrzepów. Innym negatywem jest
utrudnione doprowadzenie składników odżywczych do tkanek i odprowadzenie metabolitów komórkowych.
A zatem lepszy od joggingu jest slow jogging. Jeżeli jednak ktoś bardzo chce się wysilać, powinien skorzystać z komory normobarycznej, w której nie powstają zakwasy i wszelkie inne minusy wysiłkowe. W fizjologicznych komorach normobarycznych przy ciśnieniu 1500 hektopaskali i atmosferze składającej się z ok. 32 do 35% przeliczeniowych tlenu, natlenienie jest aż o 50% lepsze niż na zewnątrz. Jest tam ok. 0,5% dwutlenku węgla (w obecnej atmosferze CO2 jest ok. 0,04%).
Dlaczego więc różne „autorytety” panikują nad rzekomym zwiększaniem się zawartości CO2 w atmosferze? To zupełnie inna kwestia, nie mająca z rzeczywistością wiele wspólnego. Cele tej nowej mitologii są zupełnie inne, a o jednym z nich poniżej.
Mit globcio się chwieje
Profesor Leszek Marks z Państwowego Instytutu Geologicznego okazał się zabójcą mitu globalnego ocieplenia. Z jego prac wynika, że nic takiego nie ma miejsca po zbadaniu średnich temperatur w okresie holocenu, tj. ostatnich 11700 lat.
Badając pobrane rdzenie lodowcowe stwierdził, że w okresach lat:
11700 – 11200 lat p.n.e. temperatura wzrosła, choć pod koniec spada;
11200 – 8900 temperatura była o 2 stopnie C średnio wyższa niż dziś;
8900 – 5700 to optimum klimatyczne z temp. wyższą o 2-3 stopnie C niż obecnie i o większej wilgotności;
5700 – 2600 to klimat suchy i ciepły, ale chłodniejszy od poprzedniego;
2600 do teraz – klimat chłodny i wilgotny.
W każdym z tych przedziałów czasowych występowały krótkotrwałe okresy ocieplenie i ochłodzenia. I tak w latach 300 p.n.e. do 530 n.e. mamy ocieplenie czego skutkiem jest m.in. uprawa drzew cytrusowych i winorośli w Anglii do muru Hadriana. Podobne ocieplenie wystąpiło w okresie 900-1400 r. n.e., gdzie temperatura była wyższa od 0,5 do 1 stopnia C. Recesja lodowcowa umożliwiła rolnictwo w Alpach i na terenie Niemiec na wysokości 200 m wyższej niż obecnie. W tym czasie Wikingowie skolonizowali Islandię i Grenlandię docierając do Nowej Fundlandii.
Zmiany zależne było od położenia geograficznego, a do głównych przyczyn zaliczono zmianę cyrkulacji wód oceanicznych i mas powietrza jako skutek zmiany orbity Ziemi i położenia jej osi. Drugim czynnikiem jest ilość promieniowania słonecznego, trzecim zaś wybuchy wulkanów.
Wniosek jaki z tego płynie to taki, że zarówno straszenie nadmiarem dwutlenku węgla jak i wzrostem temperatury Ziemi, jest oszustwem. A w czyim interesie – o tym następnym razem.