Bez autografu czyli Mietek Kowalcze w cyklu: tygodniowe lektury
Dynamika, nazwa wzięta z fizyki, przyjęła się wśród nas jako kategoria ogólna i ze wszech miar pozytywna. I to zarówno w odniesieniu do wielu naszych działań, jak i do wszelkiego rodzaju dzieł. W tym literackich. Usłyszeć o sobie - jesteś dynamiczny/dynamiczna, to cenna pochwała. Warta premii lub awansu. A czego oczekujemy po książce, po beletrystyce, kiedy usłyszymy o niej, że ma wartką, dynamiczną akcję, że bohaterowie to dynamiczne indywidualności? Odpowiedzmy na te pytania, posługując się książką Kristiny Sabaliauskaite "Silva rerum". Sięga się po nią z przyjemnością, bo starannie edytowana, bo przyciąga pięknym, barokowym detalem z wileńskiego kościoła. Dokładniej z kościoła św. Piotra i Pawła. I tu od razu możemy przystąpić do sedna. Rzecz dzieje się bowiem w nie tylko Wilnie, ale i w okolicach na początku drugiej połowy XVII wieku, tuż po szwedzkim potopie i po okrutnym najeździe kozackim na stolicę Wielkiego Księstwa. Autorka, owszem, dyskretnie poddaje, nam czytelnikom, oceny wydarzeń politycznych, ale mają one walor jedynie odległego planu, tła. Bez ocen. Co innego ma swoją wagę dla owego silva rerum - lasu rzeczy, czyli zapisu zdarzeń, przeżyć, emocji, a nawet złotych myśli i wierszy. Warto pamiętać, że tytuł książki Sabaliauskaite to przecież nazwa specyficznego, a bardzo popularnego (i to długo) wśród polskiej szlachty gatunku literatury, którą można nazwać rodzinnym, przekazywanym z pokolenia na pokolenie "pamiętnikiem istotnym". Księgą zawierającą informacje ściśle rodzinne, także nieco tych z życia okolicznego, wydarzeń lokalnych, czasem ważniejszych krajowych, ale też, o czym autorka nie zapomina, twórczości autorów - głów rodziny w danym pokoleniu. Do nich należał bowiem przywilej wypełniania kolejnych kart. I taki gatunkowy pomysł można "przyłożyć" do czytania książki Kristiny Sabaliauskaite, no bo czego w niej nie ma? Wiele wątków, zwrotów akcji, po prostu sama dynamika. Może więc prościej będzie wyliczyć, co jest. W skrócie. Resztę pozostawimy do wytropienia uważnym Czytelniczkom i Czytelnikom. Tak więc jest najpierw pełne życiowych zakrętów i emocji życie rodzinne, następnie skomplikowane relacje między dorastającymi bohaterami, w tym trochę wizyt za murem klasztoru, zaraz później zniuansowane gry konkurentów w miłości, w znaczeniu towarzyskim czy szerzej społecznym, wreszcie są, skrupulatnie odtwarzane, obyczaje mieszkańców Wilna, szczególnie zaś studentów. I to naturalnie nie wszystko. Tak więc mądrze prowadzeni, z odpowiednią dynamiką (taką, żeby nie dostać, nie daj Boże, zadyszki) przemierzamy miejsca, odtwarzamy wydarzenia, fascynujące nie tylko z jakichś sentymentalnych powodów, ale z tej przyczyny, że łatwo myślimy przy tej lekturze o sobie samych. Najpierw uniwersalnie, ale od razu też po naszemu, z odcieniem naszej specyfiki, tutejszości. Za to przede wszystkim da się bardzo polubić tę ważną książkę. I to polubić dynamicznie.
A dlaczego bez autografu? Właśnie dzisiaj (sobota) na krakowskich Targach Książki autorka podpisuje swoją książkę. Może kiedyś na spotkanie autorskie zawędruje do Kłodzka? I będziemy mogli porozmawiać. I zdobyć autograf.
Warto przy tym pamiętać, że "Silva rerum" to pierwsza cześć większej całości.
Kristina Sabaliauskaite, Silva rerum. Znak Kraków 2015.