Kto to nakręci? - czyli Mietek Kowalcze w cyklu: tygodniowe lektury
Zdarzały się nam w "Lekturach" omówienia książek po ich realizacji filmowej. Udanej lub nie. Dzisiaj odwrotnie. Jest książka, czy będzie ona w przyszłości sfilmowana lepiej lub gorzej? Przekonamy się. Materiał jest ze wszech miar interesujący. Modny, tego nie ma co ukrywać. Wreszcie, co dzisiaj nie bez znaczenia - to książka mocno promowana. Oto więc przed nami kolejna bardzo obszerna fabuła - ponad 800 stron - czyli "Małe życie" Hanyi Yanagihary. Scenariusz można napisać taki, że ho ho. Gdyby "zachętki" w "Gazecie Prowincjonalnej" sprowadzały się prostego aforyzmu, omawiającego wybrany tekst, to o tej książce należałoby napisać mniej więcej tak: wielowątkowa opowieść o przyjaźni, która jest próbą terapii dla bohatera - ofiary molestowania seksualnego. Tak więc temat ważny, niezwykle trudny, choć mogłoby się wydawać, że właściwszy dla sal sądowych, gabinetów psychiatrycznych, dla publicystyki, filmów, wydawnictw specjalistycznych, nie dla literatury pięknej. Otóż nie. Stanowcze i zasadnicze nie. Bowiem sposób zbudowania fabuły, niektórym czytelniczkom i czytelnikom przypominający (tak tak) "szkatułkę" Jana Potockiego, pozwala szerzej, głębiej, czasem też dosadniej przemyśleć wpływ doświadczeń dziecięcych i młodzieńczych na wszystko to, co wydarza się nam później. Kolejna sprawa to konsekwencja, z jaką amerykańska pisarka prowadzi nas przez dzieje poszczególnych bohaterów. Wybitnych w różnych dziedzinach. Film, sztuka, prawo, architektura. Ludzi sukcesu po prostu, choć nie ich sukces jest najistotniejszy. Również nie praca, nie pasje, nie prywatne przeżycia czy emocje są najważniejszą treścią i przekazem całości. Kolejne nie w tym tekście. Coś więc na tak. Oto mamy przed sobą, umieszczoną nieco obok chronologii, polityki czy historii, sagę o borykaniu się wielu osób z efektami strasznej krzywdy, wyrządzonej głównemu bohaterowi przed wielu laty. I tu kilka czytelniczych opinii na tak. Ważnych, bo biorących się wprost z emocjonalnej i emocjonującej lektury. Pierwsza z nich - wszystkie osoby z otoczenia centralnej postaci powieści podejmują wobec niej próby pomocy, ratunku. Z różnorakim skutkiem, ale... Serdeczność, wyrozumiałość i nieograniczona cierpliwość towarzyszą kolejnym pomysłom wsparcia kogoś, kto jest niezwykle zawikłaną i trudną osobowością. To drugi czytelniczy argument na tak. Dla użycia we własnych, pozaliterackich doświadczeniach? Być może. No dobrze, ale co jeszcze przekonuje do ekranizacji? Argumentem dla ewentualnych filmowców byłoby jeszcze to, że mamy do czynienia ze zmianami dominującego narratora, tempa i temperatury opowieści, a dzięki temu uzyskujemy spojrzenie na wydarzenia, a także na napięcia, często skrajnych emocji, z kilku punktów widzenia. Czegóż więcej potrzeba? A finał! Koniecznie sprawdźcie. Bardzo, bardzo filmowy. Warto też zwrócić uwagę na polskie tłumaczenie - wybitne. Dodatkowa czytelnicza przyjemność.
Hanya Yanagihara, Małe życie. Tłum. Jolanta Kozak. Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2016.