Mietek Kowalcze: Suplementy czeskie. Odcinek I

W lipcowym Festiwalu "Góry Literatury" (edycja III, 2017) ważnym pasmem (taką nazwę nadano wydarzeniom, które połączy wspólny wyróżnik) będzie pasmo czeskie. Redakcja "Gazety Prowincjonalnej ", przed kolejną edycją tego ważnego wydarzenia kulturalnego odbywającego się w Krajanowie, Nowej Rudzie i Ludwikowicach Kłodzkich, zgodziła się na zamieszczanie tekstów o tym, co słychać u sąsiadów, za miedzą. W różnych sferach. W ten sposób "leciutko" nas przygotuje do lipcowych spotkań, rozmów i wymiany myśli.
Całość nazwaliśmy "Suplementy czeskie". Prosimy o uzupełnienia, teksty, spostrzeżenia PT Czytelniczki i PT Czytelników.
To, żeby dzisiaj rozpocząć - 13 stycznia - ma swoje proste uzasadnienie. W Polsce właśnie dzisiaj ma swoją premierę film "Ja, Olga Hepnarova” w reżyserii Petra Kazdy i Tomasza Weinreba. Z dobrą, tytułową rolą Michaliny Olszańskiej. Ta opowieść o skrajnej indywidualistce, boleśnie dla otoczenia niezależnej, nierozumianej, cierpiącej, także psychicznie, bo mija się z tym, czego oczekuje od niej otoczenie, to rodzaj ponurej przypowieści o granicach, w jakich musimy się zmieścić i odnaleźć, bo przymus społeczny jest tak silny i wszechobecny, że albo mu ulegniemy albo musimy ponieść klęskę. Naturalnie także w sferze najbardziej intymnej. Kiedy Olga, niczym współczesna terrorystka, rozjeżdża ciężarówką, i to z premedytacją, niewinnych ludzi, to stawia przed nami pytania, jak sami personalnie i jak społecznie możemy sobie radzić z takimi osobami, z takimi sytuacjami? Jakie elementy systemu myślenia i postępowania (ba, ustroju) należy zweryfikować, zmienić, żeby takie straszne czyny zatrzymać? Czy to w ogóle możliwe? Zwróćcie też, proszę, uwagę na rozmowę Olgi z obrońcą, kiedy przygotowują się do procesu. Ma ona taki wymiar "nowoczesny" - dzisiejsi terroryści podobnie uzasadniają swoje zamachy. Taki absolutny galimatias - uzasadnionych zastrzeżeń do urządzenia świata, zaraz po tym sporo bełkotu, a do tego jeszcze celne, po prostu celne, sugestie, co należałoby zmienić, żeby świat znowu był normalny. Film bez wątpienia trudny, bez sztampy, która przerzucałaby odpowiedzialność na komunistyczny totalitaryzm - nic z tych rzeczy, technicznie staranny i konsekwentny, no i na koniec najważniejsze - sporo ujęć, w których rozpoznajemy zakątki Kłodzka. Pamiętamy przecież, że zdjęcia realizowane były także w naszym mieście. Ze słynnym już zjazdem starej skody po schodach z ulicy Nad Kanałem. Obejrzyjcie, koniecznie.
PS W kolejnej części też będzie filmowo.