Gesty. Trend

Autor: 
Katarzyna Redmerska

Gesty, czyli dowolne ruchy wykonane świadomie bądź nieświadomie, mające określone znaczenie – wiele o nas mówią. Jak można przeczytać na Wikipedii, zazwyczaj gesty są rozumiane tylko przez pewną grupę osób, która wywodzi się z tego samego środowiska lub tego samego kręgu kulturowego. Niektóre gesty stanowią rodzaj znaku umożliwiającego rozpoznanie odpowiednich osób. Istnieją gesty, które zostały rozpowszechnione na cały świat, dzięki prostocie przekazu bądź udziałowi mediów – i właśnie tym z udziałem mediów chciałabym poświęcić felieton.
Nie wiem czy Szanowni Czytelnicy zauważyli, że modnym gestem wśród elity politycznej jest trzymanie się za ręce – mowa tu rzecz jasna o parach prezydenckich. Przyznam szczerze, że śmieszy mnie ten trwający od dosyć dawna trend, który zdaje się przywędrował do Europy ze Stanów Zjednoczonych. Nie to, żebym miała coś przeciw trzymaniu się za ręce – to niezwykle przyjemne i jak mówią specjaliści – wzmacnia miłość i budowanie więzi, poprawia pracę układu krwionośnego, a także zmniejsza lęk i stres, dając w zamian poczucie bezpieczeństwa. No tak, pięknie to brzmi, ale jedynie w sytuacji szczerego gestu, a nie, gdy mowa o wypracowanym na potrzeby ocieplenia wizerunku głowy państwa.
Każdy z nas przypomina sobie sielankowe obrazki z Białego Domu, gdzie za rączkę prowadzali się państwo Clintonowie. Pan Clinton zaraz po tym jak intensywnie pracował w gabinecie owalnym, dreptał do żonki i niczym dwa gołąbki z rączkami splecionymi w czułym geście maszerowali ochoczo do śmigłowca, rozsyłając wokół uśmiechy i prezentując małżeńską sielankę. Zastanawiam się, i po co to? Budzi to jedynie zażenowanie i uśmiech politowania. Nawet nie chce się tego komentować. Niestety moda na tego typu gesty zawitała także do Polski. Oglądając filmik, jaki para prezydencka państwa Dudów opublikowała na stronie prezydenta – konkretnie były to życzenia dla babć i dziadków – widz długo po obejrzeniu tego filmu nie mógł dojść do siebie, w każdym razie ja miałam z tym problem. Para prezydencka siedząc na kanapie w pasy, w otoczeniu zdjęć w srebrnych ramkach, trzymała się za ręce w mocnym uścisku. Gdyby nie życzenia, jakie wyrecytowali, można by było pomyśleć, że to jakaś para dojrzałych członków co najmniej brytyjskiej rodziny królewskiej, która właśnie się zaręczyła i teraz dzieli się z poddanymi tym podniosłym wydarzeniem. Zapewne teraz grono Szanownych Czytelników się oburzy i powie, że zamiast złośliwości powinno się docenić miłość małżonków z prawie trzydziestoletnim stażem. Nie mówię, że nie, jednakże nie o miłość przecież tutaj chodziło, lecz jedynie podreperowanie wizerunku, i dobrze o tym wszyscy wiemy. Doprawdy, po co to komu? Czemu ma to służyć? Żeby jeszcze takie trzymanie się za ręce miało na przykład wpływ na rozwój gospodarczy bądź też spadek bezrobocia, o, wtedy to proszę bardzo, nawet publiczne obściskiwanie (rzecz jasna w granicach rozsądku), by mi nie przeszkadzało. Jednakże w innych przypadkach, jest to mówiąc delikatnie – niepotrzebne.
W mojej opinii trzymanie się publicznie za ręce przez osoby publiczne powinno odbywać się jedynie w sytuacjach wyjątkowych, jak podtrzymanie partnera przed upadkiem, nakierowanie, w którą stronę ma iść, podprowadzenie w jakieś miejsce.
No dobrze, powiecie Państwo, a może w tym całym gestowym trendzie nie chodzi tak naprawdę o trend, a o oznakowanie partnera w przestrzeni publicznej.
No cóż…może i tak być.

Wydania: